RPG
- Wiek jest bez znaczenia. Szary Zastęp to grupa szaleńców, którzy chronią miasta w promieniu setek mil, odkąd tylko zaczęły się pojawiać demony. Chroniliśmy ciebie, nieziołki, ludzi, lodowe elfy i wszystko, co nie sprzyjało demonom. Gdy doszedłem do siebie po tym, jak wyrzucono mnie ze szkoły inkwizytorów, zebrałem kilku ludzi i zamieszkałem w górach. Tam odkryłem siedlisko zła i zniszczyłem je. Za to przyjęto mnie z powrotem i mianowano Pierwszym Inkwizytorem i Łowcą Demonów. Kupiłem za bezcen całe pasmo tych gór i wybudowałem wielki dwór, dwie mile na północ stąd. Tam mieszkam i stamtąd dowodzę Szarym Zastępem, który z kilku szaleńców, takich jak Eric, zmienił się w cały legion. Lecz teraz już nas nie przybywa. Niemal codziennie tracę kogoś, a nie mam co liczyć na pomoc mieszkańców miast, a tym bardziej na Inkwizytorów. Niziołki, przede wszystkim Groto, chce zbadać wszystkie jaskinie, lecz ja na to nie pozwalam. One są moje i badają je tylko moi ludzie. Tam już nie ma zła. Ono jest gdzieś indziej. Boję się, że gdy je znajdę, nie będę miał dość ludzi, żeby je zniszczyć. Już teraz kończy się złoto i ludzie. Oto cała historia, w wielkim skrócie.
Zgasił niedopałek w popielniczce i dodał jeszcze:
- Ja się nie poddam. Wielu już rezygnuje. Ty zrób to teraz.
Offline
- Ja chcę Ci pomóc. Ezamelu, może to jest głupie, ale czy ten zastęp może być winny za śmierć moich zwierząt w lesie. One są rozszarpane, ja wiem, że to może być jakiś drapieżca, ale w moim domu wszyscy żyjemy w zgodzie, nawet wilk z królikiem. Prawda Nokturnusie? Wilk kiwnął głową. Może poszedłbyś ze mną do lasu i ja pokażę Ci te biedne ofiary. Co ty na to?
Offline
- Szary Zastęp to ja i moi ludzie. My chronimy las przed demonami. Lecz teraz, gdy wszystko wymyka się spod kontroli... Możesz to zwalić na pomiot piekieł.
Westchnął i dopił whisky.
- Możemy zobaczyć. Masz konia, czy będziemy musieli go męczyć we dwoje?
Offline
- Dla mnie wysiłek. Ja pojadę konno, możesz zabrać się ze mną. Mój koń nie poczuje już różnicy. Bywa, że przywdziewam go w zbroję, tak jak dzisiaj w południe...
Wstał i wyszedł z karczmy. Osiodłał konia i spojrzał na Amorsis.
- Chodź, szkoda życia na spacery.
Offline
- No dobra - wskoczyła na konia - to teraz jedź prosto i skręć w lewo koło wielkiej sosny, a potem ruszaj ku rzece tam z całą pewnością znajdziemy rozszarpanego niedźwiedzia, który nie zdążył upolować posiłku. Ezamelu opowiesz mi coś o sobie?
Offline
Ezamel nie pytał, skąd ona wie, gdzie jest niedźwiedź. Tak samo, jak nie pytał Steava skąd wie, kiedy przyjdzie Groto, lub ktokolwiek inny. Po prostu przyjmował to bez "ale", przynajmniej do czasu, aż poczuje, że nadszedł moment, aby o to zapytać.
Lecz ciekawość Amorsis rozeźliła go nieco. Jak można się nim interesować? Po co? Mimo wszystko postanowił opowiedzieć...
- W mojej krwi płynie mieszanka wielu ras i wielu istot. Mój lud wypalił się wiele wieków temu, zostawiając potomkom kilka skrawków ziem i złota do podziału. Kraina o nieznanej już nazwie będzie zapewne "odkryta" za kilkadziesiąt lat i nazwana ponownie. Lato było tam gorące, a zimna łagodna. Mieliśmy morze w zasięgu ręki i ziemie spustoszone najazdami, wojnami domowymi i kataklizmami. Tak miało być, nic nie trwa wiecznie. Nasz dorobek zamknąłem w kilku księgach, które skrywam w mojej willi. Z przypadku dotarłem tutaj, do Zarandu, która też chyli się ku upadkowi. Wstąpiłem do zakonu i przeszedłem inicjację na Inkwizytora, Łowcę Demonów. Czułem, że tak musi być. Lecz gdy odkryto, jakim jestem mieszańcem - otrzymałem tysiąc batów z rąk każdego ucznia, a później, gdy zniszczyłem siedlisko zła - zostałem przez ten sam tysiąc uściskany. Opuściłem ich, zamieszkałem w górach. Zebrałem ochotników, zdobyłem fundusze i ochraniałem całą tą krainę. Przez pierwsze dziesięć lat dostawałem za to zapłatę od cesarza, lecz teraz... mówią, że jego skarbiec świeci pustkami. Wdał się w wojnę z mrocznymi elfami, której żadna ze stron nie chce zakończyć, mimo ekonomicznej porażki obydwóch. A wy, mieszkańcy tych krain, nigdy o nas nie słyszeliście, a gdy nas widzicie - uznajecie za złodziei... Pogodziliśmy się z tym, jednak teraz - nie stać nas na nową broń, na konserwację warowni, na rekrutację nowych członków. Szukamy bram do piekła. Szukamy miejsca, skąd nadchodzą demony...
Dojechali na miejsce...
Offline
Amorsis była zaskoczona życiorysem Ezamela, ale nie chciała nic powiedzieć, wiedziała, że może go urazić każdym słowem, które wymówi. Gdy przyjechali na miejsce, zeskoczyła z konia i rzekła:
- Widzisz, dziesiąta ofiara, zawsze leży w tym samym miejscu i tak samo wygląda. Ja nie wiem o co tutaj chodzi. Nie mogę ich uratować. To mnie męczy, ale jak mam sobie poradzić z czymś co jest całkowicie rozszarpane? Spojrzała na Ezamela, a z jej oczu popłynęły łzy.
Offline
Ezamel zeskoczył z konia i przykląkł przy niedźwiedziu. Ściągnął rękawicę i dotknął zwierza.
- Zimny jak śnieg. – stwierdził. – Nie widzę śladów, to nie demony. Może to coś wyszło z wody. Albo... Albo to nie żaden drapieżnik. Bądź czujna.
Spojrzał na Amorsis i wzruszył ramionami.
- Szkoda go, ale cóż, przecież... – urwał wpół słowa i wyprostował się nagle. Szybkim ruchem ściągnął kaptur i nasłuchiwał. – Są blisko. Za daleko, żeby gotować się do walki, ale... Willa... Znowu. – wskoczył na konia jednym susem i spojrzał na Amorsis – Jedziesz ze mną?
Offline
Amorsis trzymała się mocno Ezamela. Bardzo się ekscytowała, przecież nie zna tamtych terenów, a będzie musiała się tam zmierzyć z wrogiem. Przygotowała się do walki, wyjęła strzały, a potem zapytała Ezamela:
- Przyjacielu tam, gdzie Ty mieszkasz, są dobre warunki to walki. Ja nie znam terenów i szczerze mówiąc boję się. - potem powiedziała coś po elficku i nagle przybiegł jej wilk. - Nokturnus musi nam towarzyszyć w walce. Co nie? - uśmiechnęła się
Offline
- Warunki? Zależy. Willa leży niemal u stóp gór, wokoło niej w promieniu bodaj mili jest pusto, same pola. Być może będziesz musiała strzelać w czasie jazdy. Jeżeli czujesz, że nie dasz rady – nie strzelaj. – spojrzał na wilka – Tia, niezbędny. Strzały gotowe? Zostało coś we fiolce?
Offline