Ezamel - 2008-11-14 18:03:53

Karczma była prawie pusta, większość stolików była czysta, tak przynajmniej wyglądały. Ezamel wszedł do środka cicho, lecz ściągnął na siebie wzrok nielicznych gości, których uwagę przykuł bardziej mróz przyniesiony z zewnątrz, niż sama persona mężczyzny zakrytego wielkim płaszczem.
    Podszedł do baru, usiadł na taborecie i spojrzał wymownie na barmana.
    -    Steav, żadnych pytań, po prostu polej.
    Steav wzruszył ramionami i wyciągnął butelkę spod lady.
    -    Nie, nie tą. Tą z półki.
    Barman zmarszczył brwi i kręcąc głową nalał kieliszek whisky.
    -    Popielniczkę?
    Ezamel warknął cicho.
    -    Tak, popielniczkę. – wycedził pretensjonalnie, jakby pytał o coś nieskończenie oczywistego. – Nie miałeś pytać.
    -    Nie zaczynaj, nie chcę burd. – oznajmił Steav i zabrał się za wycieranie szklanek.
    -    Jeszcze żadnej burdy nie zrobiłem w swojej karierze.
    -    Jeszcze. – zaznaczył barman. W tym momencie z kuchni (drzwi były zaraz za barem) wyszła barmanka z dwoma talerzami jakiejś parującej zupy.
    -    Witaj, Ezamelu. – zawołała i ruszyła do gości. Urodę miała całkiem naturalną, jakby od zawsze i na zawsze miała pozostać piękna, zgodnie z jakimś planem, który trzeba było przyjąć bez „ale”. Nie wyglądała na kobietę, która specjalnie dba o linię, lecz to jeszcze bardziej dodawało jej uroku. Ezamel jednak nie patrzył na nią, lecz na dno kieliszka.
    -    Był dzisiaj Groto? – zapytał w końcu.
    -    Nie, ale na pewno będzie.
    -    Skąd wiesz?
    -    Wiem.
    Tym razem Ezamel wzruszył ramionami. „Nie chcesz, to nie mów”.
    -    Zastanawia mnie, skąd bierzesz pieniądze. Bo chyba nie z gór? – zagadał barman.
    -    Zastanawia cię to średnio raz na miesiąc.
    -    Bo nie czuję się jakoś szczególnie zaspokojony twoimi odpowiedziami.
    -    Daj mi spokój.
    Nabił fajkę i odpalił. Nie zaciągając się wypuścił kilka kółek z dymu w stronę sufitu.
    -    Bo poza właśnie tym – Steav wskazał na kółka – nie wiedziałem żadnych twoich umiejętności.
    Ezamel milczał. Nadal nie zdejmował kaptura, w karczmie, mimo dużego kominka, było chłodno.
    Wywęszył coś. Czuł napięcie.
    Nim jednak rozpoznał powód, w drzwiach karczmy stanęła młoda elfka z wilkiem. Ezamel uspokoił się i gdy przybyszka zamknęła za sobą drzwi wlał w siebie kieliszek whisky i poprosił o następny.

Amorsis - 2008-11-14 20:10:10

Amorsis szybkim krokiem poszła w stronę baru. I jak zwykle zamówiła u Steav’a  miskę mleka dla swojego wilka i gorącą zupę dla siebie. Dzisiaj jednak elfka była smutna. W jej oczach błyszczały kropelki łez. Barman podając jej talerz z pożywieniem i rzekł:
- Amorsis co się stało, czemu dzisiaj tak posępnie wyglądasz?
Elfka przez chwilę nie mogła nic powiedzieć, wybuchła płaczem. Po chwili odpowiedziała:
- Wiesz Steav, dzisiaj rano pierwszy raz w moim elfickim życiu nie udało mi się uratować zwierzęcia, piękną młodą sarenkę. Przybyłam za późno i  nie mogłam już nic zrobić. Czuję się winna za jej śmierć. Jak druid nie może pomóc choremu stworzeniu? No powiedz jak?
- Wiesz co Amorsis. Czasem zdarza się, że nic nie możemy poradzić. Wszystkich nas czeka śmierć. Taki jest nasz los.
- Ale ja się z tym nigdy nie pogodzę.
Tu rozmowa się ucięła, bo elfka zaczęła jeszcze rzewniej płakać.

Ezamel - 2008-11-14 20:16:07

Ezamel zmierzył wzrokiem znaną mu z widzenia elfkę i zagaił do Steava.
    -    O której będzie Groto, k o n i e c z n i e  musze to wiedzieć.
    -    Pewnie za chwilę.
    Ściągnął kaptur i spiął włosy. Mruknął basowo i opróżnił fajkę w popielniczce. Znowu czuł napięcie. To coś więcej, niż naturalna magia elfki.
    -    Szykuj pochodnie, Steav. – mruknął do barmana i, nieco rozkojarzony, zapytał elfki:
    -    Co widziałaś na zewnątrz poza śniegiem i nocą?

Amorsis - 2008-11-14 20:21:10

Elfka spojrzała swymi smutnymi oczami na nieznajomego i zapytała:
- Oprócz śniegu i nocy? Dzisiaj zobaczyłam młodą sarenkę, której nie mogłam uratować. Leżała z otwartą raną. Nie wiem czyja to sprawka. Może zwierzęcia, może myśliwego. Nie mogę sobie wybaczyć, że jej nie pomogłam. To zdarzyło mi się pierwszy raz, rozumiesz?
Potem znowu zaczęła płakać.

Ezamel - 2008-11-14 20:27:18

Ezamel pokiwał głową, wyraźnie zdenerwowany.
-    No nie wątpię.
Poluzował pas od płaszcza, ukazując kawałek misternej, żelaznej kolczugi i niepełnej płytówki.
-    Zabijasz zło, czy brzydzisz się nawet takim morderstwem? – zapytał elfki. Kiwnął na Steava, który zniknął w kuchni. Spojrzał na grupkę gości. Trzech ludzi, jeden krasnolud. Żaden zdolny do walki. Przynajmniej z tym, co nadchodziło.
    -    Twój wilk też to czuje. – kiwnął na zwierzę, które węszyło niespokojnie i rozglądało się dookoła. – I gdzie jest Groto?

Amorsis - 2008-11-14 20:32:23

- Walczę tylko wtedy, gdy to jest konieczne.
Amorsis zamyśliła się, a po chwili zapytała nieznajomego:
- Kim Ty jesteś i czemu pytasz się o walkę? Chyba nie będziemy teraz używać broni, tutaj w karczmie? Jest pełno ludzi.
Spojrzała na mężczyznę z zaniepokojonym wzrokiem.

Ezamel - 2008-11-14 20:36:33

-    Fakt – czwórka starców i my, pełno ludzi. Daj mi swój kołczan. Teraz. Bez dyskusji. – spod fałd płaszcza wygrzebał kilka fiolek na rzemykach z czerwonym płynem. Ze swojej szyi ściągnął łańcuszek z krzyżem. Gdy Steav wrócił z naręczem pochodni i zapałkami, rzucił mu łańcuszek.
    -    Tobie bardziej się przyda, niż mi. Niech twoja żona zostanie z nami. – powiedział do barmana.
    -    Wszyscy do baru! Nadchodzą!
    Wyciągnął rękę w stronę elfki, czekając na kołczan.

Amorsis - 2008-11-14 20:40:31

Amorsis oddała mu to, o co prosił. Mimo, że nie wiedziała nic o nieznajomym, czuła, że jest jej bliski. Spojrzała głęboko w jego oczy i zapytała:
- Czy ja i Nokturnus możemy przyłączyć się do walki?
Potem poczuła, że chce poznać jego imię, ale nie pytała, czekała, aż sam jej na tę zagadkę odpowie.

Ezamel - 2008-11-14 20:49:20

Ezamel nie odpowiedział. Wyjął wszystkie strzały na blat baru i odkorkował pierwszą fiolkę. Oszczędnie skropił grot pięciu strzał, potem z kolejnymi pięcioma postąpił tak samo, używając drugiej fiolki. Potem obydwie zawiesił na szyi, dziesięć skropionych strzał wsadził do kołczanu, resztę cisnął na podłogę.
    -    Jeden strzał, jedna śmierć. – powiedział, podając amunicję elfce. – Stój za Steavem. Steav! Rozdaj pochodnie! Ustawcie się kołem pod ścianą bez okien! Trzymaj wilka przy sobie, elfico.
    W tym momencie wyciągnął imponująco długi miecz zza pleców i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się na środku, twarzą do wejścia i okien. Gdzieś na zewnątrz dało się słyszeć wiele stóp, kopyt i łap. Zbyt wiele.
    -    W imię Stwórcy Światła zabraniam wam wejść w ten próg! – Zerwał pierwszą fiolkę i rozbił ją pod swoimi stopami. Zamoczył końcówkę miecza w czerwonej mazi naznaczył nią linię od ściany, do ściany, odgradzając nadchodzące zło, od gości w karczmie. Utworzona linia dawała ciepły, krwisty płomień.
    W jednym momencie zgasły wszystkie światła, a z okien z brzdękiem posypały się szyby. Drzwi poszły w drzazgi, a karczmę wypełnił wielki, wściekły krzyk dziesiątek istot.
    -    Odpalaj pochodnie! - rozkazał Ezamel. - Stójcie, gdzie stoicie!

Amorsis - 2008-11-14 20:54:36

Amorsis była w szoku. Nie chciała powiedzieć nieznajomemu, że nie ma doświadczenia w takich walkach. Wzięła strzały i sięgnęła po swój długi łuk. Przygotowała się do walki. Wiedziała, że oprócz jej strzał przyda się także drucika moc. Potem elfka spojrzała znacząco na swojego wilka. Ten odwzajemnił jej spojrzenie. Oboje wiedzieli, że muszą dać z siebie wszystko. Nie zapytała o nic mężczyznę, bo czuła, że w tym momencie nie może. Poklepała tylko swojego Nokturnusa i cicho wyszeptała coś w elfickim języku.

Ezamel - 2008-11-14 21:01:46

Gdy zapłonęły pochodnie, światło na chwilę zatrzymało stwory pędzące na Ezamela. Różnej maści diabelstwa, ze szponami, kopytami, duże i niewiele większe od niziołka – wszystko to na chwilę patrzyło na pochodnie i linie naznaczoną przez Ezamela.
    -    Odejdźcie, albo zginiecie. – rzekł do monstrów. Te po chwili ciszy zaczęły piszczeć, aż Ezamel zrozumiał, że się śmieją.
    -    No to mam przesrane. – Stwierdził Ezamel. W tym momencie dziesiątki stworów ruszyło na niego, lecz on nie ruszył się z miejsca. Zerwał drugi flakonik i cisnął go pod nogi pierwszych stworów. Zaczęły się miotać, jak palone żywym ogniem, lecz nad nimi przeskoczyły już kolejne, gotowe do walki.
    -    W imię, kurwa, Stwórcy! – ryknął Ezamel i ruszył naprzód, na pół przecinając pierwszego demona. – Strzelaj! Teraz!

Amorsis - 2008-11-14 21:07:24

Amorsis z niepewnością napięła cięciwę łuku. Po chwili strzelił trafiając w jednego z nieprzyjaciół. Nokturnus także zaatakował paru z nich. Te lecące minuty walki, były dla elfki niczym długie lata. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciała zabijać, ale wiedziała, że musi uratować ludzi w karczmie. To było od niej silniejsze. Spojrzała przerażonym wzrokiem na mężczyznę.

Ezamel - 2008-11-14 21:16:50

Gdy poczuł pierwsze uderzenia szponów, wiedział już, że sam nie da rady. Słyszał strzały lecące zza jego pleców i walkę wilka... „Przecież zabroniłem...” pomyślał, kładąc trupem kolejnego przeciwnika.
    Następne monstrum rzuciło się na niego z wyskoku. Ezamel nadział go na szpic miecza, lecz ciężar demona przewrócił mężczyznę, który stracił na chwilę dech. Zrzucił z siebie truchło i kopnął w ryj mniejszego demona.
    Lecz nie wstał. Czyjeś pazury przeszły przez kolczugę na brzuchu i wbiły się płytko w żołądek Ezamela. Ten zawył z bólu i lewą ręką zrzucił z siebie wroga. Nadział kolejnego i znowu spróbował się podnieść. Nie zdążył się uchylić i jakaś uzbrojona w szpony łapa opadła na jego skroń, zdzierając skórę aż do szyi.
    -    W imię Stwórcy! – zawył Ezamel, gdy już wszystkie demony, zachęcone powodzeniem swoich braci, cisnęły się na niego.

Amorsis - 2008-11-14 21:21:04

Amorsis poczuła dziwne uczucie. Bała się o nieznajomego, ale nie mogła zaprzestać walki. Jedynym sposobem, aby mu pomóc było przywołanie wilki. Zagwizdała. Nokturnus natychmiast przybiegł do swojej pani. Wtedy spojrzała na niego i powiedziała:
- Osłaniaj naszego przyjaciela!
Zwierzę zrozumiało natychmiast i odtąd nie spuszczało mężczyzny z oczu. Odpędzało od niego wszystkie stwory. Elfka nie wiedziała, ile już strzał wystrzeliła. Czuła jednak, że jej się kończą, nie wiedziała, co robić.

Ezamel - 2008-11-14 21:32:26

Gdyby wilk w porę nie skoczył na demony (i nie wziął na siebie kilku ciosów przeznaczonych dla Ezmaela) mężczyzna leżałby już pewnie martwy. Teraz, mając czas na oddech, złapał pewniej miecz i ciął bezlitośnie.
    Całą lewą część twarzy zalała mu krew, spływająca aż na pierś. Czarna plama na brzuchu powiększała się z każdą chwilą.
    Kto wie, co byłoby dalej, gdyby nie cienkie, męskie okrzyki z zewnątrz.
    -    Groto!
    Niziołek, wraz z pięciorgiem współplemieńców, wparowali do karczmy, obrzucając demony fiolkami. Podniósł się wielki jazgot. Kilka stworów chciało uciekać, lecz żaden nie dał rady. Gdy ucichło, Groto podszedł do ledwo stojącego Ezamela i stwierdził dobitnie:
    -    Patrosząc świnie mam lepsze widoki niż patrząc na ciebie.
    -    Spóźniłeś się.
    -    Nie, to oni byli za szybko. – Groto spojrzał na stojących pod ścianą – Było ich zostawić, wtedy zabiłbyś ich kolejno, gdy inne byłyby zajęte zjadaniem...
    -    Dość żartów. – uciął Ezamel i zaczął nabijać fajkę. – Masz tylko pięciu?
    -    A kto ci będzie walczył? No kto? Pięciu to i tak dużo.
    -    No to jest siedmiu. Steav? – zwrócił swoją zakrwawioną twarz na barmana – Ty i twoja żona wchodzą w to?
    -    Oczywiście.
    -    A ty? – zapytał elfki.

Amorsis - 2008-11-14 21:37:02

Elfka zawahała się, a potem powiedział:
- Oczywiście, ale czy mój przyjaciel może iść z nami?
Popatrzyła na nieznajomego, a po chwili zapytała go:
- Jak wiesz, jestem druidką. Może mogę ulżyć Ci w Twoim cierpieniu?

Ezamel - 2008-11-14 22:00:07

Ezamel i Groto spojrzeli na siebie i nagle wybuchli śmiechem. Lecz mężczyzna zaraz złapał się za brzuch i usiadł na ziemi, wykrzywiając twarz z bólu.
    -    W cierpieniu... – uśmiechał się jeszcze chwilę, poczym spoważniał i odparł – Nie. Nie możesz. A co do przyjaciela... Pewnie, jeśli robi „a a” tylko na dworze.
    -    Z tobą jest źle. – zauważył Steav.
    -    Mam to gdzieś. Albo nie. – dodał, gdy nie udało mu się wstać. – Tia, Pierwszy Inkwizytor i Łowca Demonów powalony przez jakieś piekielne szczyny, a uratowany przez bandę karłów... Teraz zdany na łaskę druida i niziołków... Dobra, zróbcie coś, bo inaczej nie będzie więcej fiolek z anielską krwią.
    -    Rozcieńczoną anielską krwią. – sprostował Groto.
    -    Bardzo rozcieńczoną. – dodał Ezamel i oparł czoło o rękojeść miecza.

Amorsis - 2008-11-14 22:11:55

Elfka po cichu wyszeptała coś i wyleczyła długowłosego. Potem wyszła z karczmy razem z wilkiem, mając nadzieję, że jeszcze spotka mężczyznę. Na koniec powiedziała do niego:
- Jeżeli będziesz mnie szukał, zajrzyj do pobliskiego lasu. Tam z całą pewnością mnie zastaniesz. A teraz życzę dobrej nocy.
Spojrzała czuło na przyjaciela, a potem rozkazała wilkowi iść z nią. Po chwili opuścili karczmę.

Ezamel - 2008-11-15 20:26:00

Ezamel obudził się na piętrze karczmy, średnio wypoczęty i cały obolały. Sprawdził w lustrze nowe blizny i zadowolony zszedł na dół. Steav zostawił mu trochę chleba i kawy. Zjadł szybko i rzucił złotą monetę do skarbonki pod ladą. Na dworze było, jak zawsze, mroźno i szaro.
    Czekano na niego, oczywiście.
    -    Hail, Ezamelu! – zawołał jeden z rycerzy na koniu, ubrany podobnie, jak on.
    -    Hail, Derocie! Dlaczego opuściliście stanowiska?
    -    Bez wodza wszystko straciłoby sens. Ty nie przybyłeś do nas, to my przybyliśmy do ciebie. Steav wszystko nam opowiedział, musimy być gotowi.
    -    Wszyscy są w willi?
    -    Nie. Większość w jaskiniach lub na czujkach.
    -    Doskonale, dobrze się spisałeś. Jakieś ataki?
    -    Żadnych.
    -    Ruszamy najpierw do lasu. Pomóż mi wejść na konia, wciąż czuję szpony w żołądku.
   
    Deroc jechał obok Ezamela, za nimi jeszcze trzech jeźdźców. Wszyscy w szarobrązowych płaszczach i głębokich kapturach.
    -    Dlaczego akurat tam? – zapytał Deroc.
    -    Może zyskamy nową sojuszniczkę. – odparł Ezamel.
    -    Dla miasta, rozumiem?
    -    To oczywiste.
    Śnieg leżał płasko, bez śladów. Ezamel poprowadził swój oddział głęboko w las i nagle zatrzymał się.
    -    Nie ma jej tutaj. Albo chce, żebyśmy tak myśleli. – stwierdził Ezamel. – Może się rozmyśliła, trudno.
    Spojrzał na gołe konary drzew i zagwizdał. Czarny, młody kruk zapikował w dół i zatrzymał się na wyciągniętej dłoni mężczyzny, który szybko nakreślił kilka znaków na skrawku papieru i przywiązał do nogi ptaka.
    Kruk zaprotestował głośno, lecz Ezamel szepnął mu coś do ucha. Po chwili zwierz, już spokojny, wrócił na swoje miejsce, wypatrując czego uważnie.
    -    Jedziemy do willi. Tu nie mamy już czego szukać.


    „Druidko! Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do gór, ani moich włości. Ja, lub któryś z moich ludzi będzie na ciebie czekał w karczmie. Bywaj. Ezamel, Pierwszy Inkwizytor i Łowca Demonów.”

Amorsis - 2008-11-15 23:59:50

Amorsis w tym czasie przebywała na skraju lasu, gdzie leczyła młodą sowę, która złamała skrzydło. Kiedy przyszła do swojej leśnej chaty zauważyła liścik. Bardzo ją to zdziwiło, bo z początku nie wiedziała, kto go nadał. Później jednak domyślała się, że to od jej nieznajomego z karczmy. Elfka ucieszyła się. Myślała, że Ezamel zapomniał o niej. W pośpiechu wzięła swój oręż i plecak z druickimi skarbami, przywołała Nokturnusa i ruszyła do karczmy. Kiedy weszła, zaczęła rozglądać się za swoim przyjacielem.

Ezamel - 2008-11-16 20:06:09

Ezamel wparował do karczmy trzaskając drzwiami. Ściągnął kaptur, pokazując swój długi, mocno związany warkocz. Twarz miał wciąż opuchniętą i brunatną tam, gdzie dosięgła go łapa demona.
    Jego ciężkie, żelazne buty i kolczuga uderzały i dzwoniły, gdy podchodził do baru. Usiadł na taborecie, który zatrzeszczał lekko.
    -    Dwie potyczki, w południe znikąd w górach, później na północnej części miasta. Dwudziestu. Straciłem trzech ludzi. Pieprzony dzień, nalej. – powiedział do Steava, który posmutniał nagle.
    -    Pomodlę się za nich. – Zapewnił barman i nalał wielką szklankę whisky. Zaraz wyciągnął spod lady popielniczkę. Ezamel wyciągnął bibułę i wysypał nań tytoń z czerwonego kapciucha.
    -    To należało do Erica. Zapal ze mną w imię jego pamięci. A to – wyciągnął rzemyk z pentagramem – Było Sarasosa. Daj swojej żonie. Został tylko pierścień Marqusa. – wyciągnął z kieszeni prostą, okrągłą obrączkę ze złota, bez żadnych znaków. – Nie mogę go nosić.
    -    Kim on był?
    -    Znalazłem go umierającego w kniejach, na południu, gdzie nigdy nie ma zim. Nic nie pamiętał. Dałem mu nowe życie i drugą śmierć.
    -    Daj to jej. – Steav wskazał druidkę. – Amorsis!

Amorsis - 2008-11-16 20:10:23

Amorsis usłyszała barmana. Natychmiast poszła do baru. Potem zapytała Steav'a:
- Coś się stało?
Usiadła obok i czekała na wyjaśnienia.

Ezamel - 2008-11-16 20:13:01

-    Dzisiaj Ezamel stracił trzech ludzi w potyczkach z demonami. Myślę, że tobie powinien dać pierścień człowieka, którego kiedyś znalazł w kniejach i uratował. Taki mamy zwyczaj, dopóki my żyjemy, nosimy rzeczy, które pamiętają naszych zmarłych. To hołd dla nich.
    Ezamel nie odezwał się, zapatrzony w szklankę. Postawił obrączkę na blacie i delikatnie pchnął ją w stronę Amorsis. Pierścień powoli potoczył się w jej stronę.

Amorsis - 2008-11-16 20:16:00

Elfka zarumieniła się. Odwróciła się w stronę Ezamela i zapytała:
- Czemu właśnie mi go dajesz? Przecież jestem zwykłą Elfką, która raz pomogła Ci w walce. Poza tym nie wiem, czy mogę go przyjąć to jest drogocenna rzecz, no a poza tym to był Twój kolega, ja go w ogóle nie znałam.
Potem wzięła od Steav'a kość i rzuciła go Nokturnusowi.

Ezamel - 2008-11-16 20:19:20

-    To był mój brat. Nie z krwi. Z duszy. Dla mnie ten pierścień jest bez wartości. Wartość ma tylko wspomnienie o Marqusie. – łyknął ze szklanki i podał skręta Steavowi. Sam zaczął usypywać drugi.
    -    Nie musisz go brać. – dodał na koniec do Amorsis.

Amorsis - 2008-11-16 20:23:58

- Wezmę go jeżeli to jest dla Ciebie takie ważne, ale Ty musisz coś ode mnie przyjąć. Elfka sięgnęła do torby i wyciągnęła amulet na rzemyku.
- Ja mogę odwdzięczyć się tylko tym. Ten amulet zawsze będzie Cię chronił od złych mocy. Chcę żeby to była także pamiątka po mnie. No wiesz teraz, kiedy będziemy razem walczyć to będziemy ... przyjaciółmi? Po raz kolejny na jej twarzy rozbłysnął różowy odcień. Potem dodała:
- I mam nadzieję, że następnym razem powiadomisz mnie wcześniej o swojej wizycie, co przyjmę Cię godnie, bo dzisiaj było mi trochę głupio, że mnie nie zastałeś, ale rozumiesz sprawy lasu. Na twarzy Amorsis pojawił się ciepły uśmiech i iskierki w oczach.

Ezamel - 2008-11-16 20:28:18

-    Od złych mocy... – powtórzył Ezamel, lekko sceptycznie – Myślę, że najlepszą ochroną przed złymi mocami jest mój półtoraręczny miecz. Ale dobrze, dziękuję. – zawiesił amulet na szyi i zapalił tytoń Erica. – Demony i Szary Zastęp, czyli ja i moi ludzie, nie zapowiadamy się. Nie chciałem zostać przyjęty, bo nie mógłbym się odwdzięczyć. – spojrzał na tlący się papieros – Czy i także jego chcesz z nami upamiętnić? Eric, jestem tego pewien, nie opuściłby mnie, jeśli przyjdzie mi szturmować piekielne bramy.

Amorsis - 2008-11-16 20:34:00

- Ezamelu nie obraź się, ale ja nie palę. Mogę go uczcić w inny sposób, mogę się za niego pomodlić. Nie będziesz na mnie zły? Spojrzała z niecierpliwością na łowcę. Miała nadzieję, że ją zrozumie.

Ezamel - 2008-11-16 20:38:28

-    A czy ja opuszczę cię pod bramami do piekła? Czy będę miał wątpliwości? – zapytał całkiem poważnie Steav.
    -    Nie. Ty nie. – odparł Ezamel.
    Na odmowę Amorsis wzruszył ramionami.
    -    Wszyscy umrzemy i zostaniemy zapomniani. Szkoda tylko, że oni już mają pierwszą z tych rzeczy za sobą, a my nie. Przynajmniej ja. A ty nie wiesz, Amorsis, w co wchodzisz. Uciekaj stąd. Nic nie wiesz o Szarym Zastępie, ani o wojnie, która tutaj trwa.
    Steav milczał.

Amorsis - 2008-11-16 20:40:49

- Chcesz mnie chronić? Wybacz, ale jestem wiekiem dużo starsza od Ciebie mam 218 lat, więc wybacz, wiem co robię. Jeżeli chcesz mnie zniechęcić to opowiedz mi o tym, może coś to da, choć wątpię.

Ezamel - 2008-11-16 20:52:09

-    Wiek jest bez znaczenia. Szary Zastęp to grupa szaleńców, którzy chronią miasta w promieniu setek mil, odkąd tylko zaczęły się pojawiać demony. Chroniliśmy ciebie, nieziołki, ludzi, lodowe elfy i wszystko, co nie sprzyjało demonom. Gdy doszedłem do siebie po tym, jak wyrzucono mnie ze szkoły inkwizytorów, zebrałem kilku ludzi i zamieszkałem w górach. Tam odkryłem siedlisko zła i zniszczyłem je. Za to przyjęto mnie z powrotem i mianowano Pierwszym Inkwizytorem i Łowcą Demonów. Kupiłem za bezcen całe pasmo tych gór i wybudowałem wielki dwór, dwie mile na północ stąd. Tam mieszkam i stamtąd dowodzę Szarym Zastępem, który z kilku szaleńców, takich jak Eric, zmienił się w cały legion. Lecz teraz już nas nie przybywa. Niemal codziennie tracę kogoś, a nie mam co liczyć na pomoc mieszkańców miast, a tym bardziej na Inkwizytorów. Niziołki, przede wszystkim Groto, chce zbadać wszystkie jaskinie, lecz ja na to nie pozwalam. One są moje i badają je tylko moi ludzie. Tam już nie ma zła. Ono jest gdzieś indziej. Boję się, że gdy je znajdę, nie będę miał dość ludzi, żeby je zniszczyć. Już teraz kończy się złoto i ludzie. Oto cała historia, w wielkim skrócie.
    Zgasił niedopałek w popielniczce i dodał jeszcze:
    -    Ja się nie poddam. Wielu już rezygnuje. Ty zrób to teraz.

Amorsis - 2008-11-16 20:56:31

- Ja chcę Ci pomóc. Ezamelu, może to jest głupie, ale czy ten zastęp może być winny za śmierć moich zwierząt w lesie. One są rozszarpane, ja wiem, że to może być jakiś drapieżca, ale w moim domu wszyscy żyjemy w zgodzie, nawet wilk z królikiem. Prawda Nokturnusie? Wilk kiwnął głową. Może poszedłbyś ze mną do lasu i ja pokażę Ci te biedne ofiary. Co ty na to?

Ezamel - 2008-11-16 21:00:04

-    Szary Zastęp to ja i moi ludzie. My chronimy las przed demonami. Lecz teraz, gdy wszystko wymyka się spod kontroli... Możesz to zwalić na pomiot piekieł.
    Westchnął i dopił whisky.
    -    Możemy zobaczyć. Masz konia, czy będziemy musieli go męczyć we dwoje?

Amorsis - 2008-11-16 21:01:42

- Przepraszam, że źle zrozumiałam. Ja nie mam konia, nie uznaję męczenia zwierząt. Wiem, może to wydawać się dziwne, ale mogę iść pieszo przecież to żaden wysiłek.

Ezamel - 2008-11-16 21:05:17

-    Dla mnie wysiłek. Ja pojadę konno, możesz zabrać się ze mną. Mój koń nie poczuje już różnicy. Bywa, że przywdziewam go w zbroję, tak jak dzisiaj w południe...
    Wstał i wyszedł z karczmy. Osiodłał konia i spojrzał na Amorsis.
    -    Chodź, szkoda życia na spacery.

Amorsis - 2008-11-16 21:06:25

- A mogę potem go napoić i nakarmić. No i jak się jeździ konno? To jest niebezpieczne? Spojrzała z czułością na Ezamela

Ezamel - 2008-11-16 21:08:52

-    Przestań. Nie głodzę go. Wskakuj do tyłu, ja go ujarzmiam, ty się tylko trzymaj czegoś. No i mów, gdzie mam jechać, bo chyba w lesie nie co krok jest jakieś rozszarpane zwierzę?

Amorsis - 2008-11-16 21:11:07

- No dobra - wskoczyła na konia - to teraz jedź prosto i skręć w lewo koło wielkiej sosny, a potem ruszaj ku rzece tam z całą pewnością znajdziemy rozszarpanego niedźwiedzia, który nie zdążył upolować posiłku. Ezamelu opowiesz mi coś o sobie?

Ezamel - 2008-11-17 09:32:04

Ezamel nie pytał, skąd ona wie, gdzie jest niedźwiedź. Tak samo, jak nie pytał Steava skąd wie, kiedy przyjdzie Groto, lub ktokolwiek inny. Po prostu przyjmował to bez "ale", przynajmniej do czasu, aż poczuje, że nadszedł moment, aby o to zapytać.
     Lecz ciekawość Amorsis rozeźliła go nieco. Jak można się nim interesować? Po co? Mimo wszystko postanowił opowiedzieć...
     - W mojej krwi płynie mieszanka wielu ras i wielu istot. Mój lud wypalił się wiele wieków temu, zostawiając potomkom kilka skrawków ziem i złota do podziału. Kraina o nieznanej już nazwie będzie zapewne "odkryta" za kilkadziesiąt lat i nazwana ponownie. Lato było tam gorące, a zimna łagodna. Mieliśmy morze w zasięgu ręki i ziemie spustoszone najazdami, wojnami domowymi i kataklizmami. Tak miało być, nic nie trwa wiecznie. Nasz dorobek zamknąłem w kilku księgach, które skrywam w mojej willi. Z przypadku dotarłem tutaj, do Zarandu, która też chyli się ku upadkowi. Wstąpiłem do zakonu i przeszedłem inicjację na Inkwizytora, Łowcę Demonów. Czułem, że tak musi być. Lecz gdy odkryto, jakim jestem mieszańcem - otrzymałem tysiąc batów z rąk każdego ucznia, a później, gdy zniszczyłem siedlisko zła - zostałem przez ten sam tysiąc uściskany. Opuściłem ich, zamieszkałem w górach. Zebrałem ochotników, zdobyłem fundusze i ochraniałem całą tą krainę. Przez pierwsze dziesięć lat dostawałem za to zapłatę od cesarza, lecz teraz... mówią, że jego skarbiec świeci pustkami. Wdał się w wojnę z mrocznymi elfami, której żadna ze stron nie chce zakończyć, mimo ekonomicznej porażki obydwóch. A wy, mieszkańcy tych krain, nigdy o nas nie słyszeliście, a gdy nas widzicie - uznajecie za złodziei... Pogodziliśmy się z tym, jednak teraz - nie stać nas na nową broń, na konserwację warowni, na rekrutację nowych członków. Szukamy bram do piekła. Szukamy miejsca, skąd nadchodzą demony...
     Dojechali na miejsce...

Amorsis - 2008-11-17 17:17:51

Amorsis była zaskoczona życiorysem Ezamela, ale nie chciała nic powiedzieć, wiedziała, że może go urazić każdym słowem, które wymówi. Gdy przyjechali na miejsce, zeskoczyła z konia i rzekła:
- Widzisz, dziesiąta ofiara, zawsze leży w tym samym miejscu i tak samo wygląda. Ja nie wiem o co tutaj chodzi. Nie mogę ich uratować. To mnie męczy, ale jak mam sobie poradzić z czymś co jest całkowicie rozszarpane? Spojrzała na Ezamela, a z jej oczu popłynęły łzy.

Ezamel - 2008-11-17 17:47:29

Ezamel zeskoczył z konia i przykląkł przy niedźwiedziu. Ściągnął rękawicę i dotknął zwierza.
    -    Zimny jak śnieg. – stwierdził. – Nie widzę śladów, to nie demony. Może to coś wyszło z wody. Albo... Albo to nie żaden drapieżnik. Bądź czujna.
    Spojrzał na Amorsis i wzruszył ramionami.
    -    Szkoda go, ale cóż, przecież... – urwał wpół słowa i wyprostował się nagle. Szybkim ruchem ściągnął kaptur i nasłuchiwał. – Są blisko. Za daleko, żeby gotować się do walki, ale... Willa... Znowu. – wskoczył na konia jednym susem i spojrzał na Amorsis – Jedziesz ze mną?

Amorsis - 2008-11-17 17:58:34

- Przecież Ci obiecałam, że pomogę. Pojadę z Tobą, ale gdzie jedziemy? Spojrzała z przerażeniem na Ezamela

Ezamel - 2008-11-17 18:00:59

-    Do mnie. Tam, gdzie nikogo nie zabieram. Szybko, siadaj za mną przygotuj sobie kilka strzał. – podał jej flakonik z anielską krwią. – Tylko oszczędnie. I nie wylej.
    Ruszyli galopem na północ, w stronę gór.

Amorsis - 2008-11-17 18:10:07

Amorsis trzymała się mocno Ezamela. Bardzo się ekscytowała, przecież nie zna tamtych terenów, a będzie musiała się tam zmierzyć z wrogiem. Przygotowała się do walki, wyjęła strzały, a potem zapytała Ezamela:
- Przyjacielu tam, gdzie Ty mieszkasz, są dobre warunki to walki. Ja nie znam terenów i szczerze mówiąc boję się. - potem powiedziała coś po elficku i nagle przybiegł jej wilk. - Nokturnus musi nam towarzyszyć w walce. Co nie? - uśmiechnęła się

Ezamel - 2008-11-17 18:14:47

-    Warunki? Zależy. Willa leży niemal u stóp gór, wokoło niej w promieniu bodaj mili jest pusto, same pola. Być może będziesz musiała strzelać w czasie jazdy. Jeżeli czujesz, że nie dasz rady – nie strzelaj. – spojrzał na wilka – Tia, niezbędny. Strzały gotowe? Zostało coś we fiolce?

Amorsis - 2008-11-17 18:16:49

- Została cała fiolka, nie mogę jej wypić później? - Amorsis nie piła nigdy czegoś, czego nie znała. - Strzały i łuk gotowe, to coś też wypiłam. - Co teraz? Zbliżamy się do Twojego domu? Daleko jeszcze?

Ezamel - 2008-11-17 18:20:57

-    Na Boga! Nie pij! Miałaś namoczyć tylko groty strzał... Nieważne, zaraz zobaczysz mój dom.
    Niemal wypadli z lasu, niczym ryba wyskakująca z wody. Rozciągało się przed nimi wielkie, puste pole śniegu, a bezpośrednio na północ widać było dość obszerny, trzypiętrowy dworek z dwiema wieżami po zachodniej i wschodniej stronie, wznoszącymi się na wysokość bodaj piątego piętra.
    Z tej odległości wydawał się być pusty, okolica także. Ezamel spiął konia i popędził go jeszcze szybciej.

Amorsis - 2008-11-17 18:40:58

Nagle Amorsis zobaczyła piękny dworek Ezamela. Wiedziała, że zbliża się walka, chciała coś do niego powiedzieć, ale nie umiała. Nie mogła mu nic okazać jeszcze. Zaczęła drżeć, nie tylko z zimna, ale i ze strachu. Nagle zobaczyła, że z oddali coś lub ktoś się zbliża. Wyglądało to jak czarna lawina, zjeżdżająca ze szczytów gór. Przytuliła się do Inkwizytora i zapytała drżącym głosem:
- Czy to są nasi wrogowie? Miała nadzieję, że Ezamel zaprzeczy, ale w głębi duszy czuła, że będzie musiała walczyć z tą lawiną. W gruncie rzeczy Amorsis była odważna, ale zawsze bała się, że nie da rady, zrobi coś źle. Chciała czuć oparcie, oparcie w kimś bliskim jej, w tej chwili czuła się bezpiecznie u boku przyjaciela. Zamyśliła się i zapytała go:
- Co Ty w ogóle o mnie myślisz? Czy mnie lubisz? Wiem, że to nieodpowiednia chwila, ale ja mogę więcej już Cię nie zobaczyć, mogę nie zobaczyć mojego wilka, śpiewających ptaków w lesie, królika radośnie skaczącego po łące, a nawet fruwających pszczół. Ezamelu ja pierwszy raz będę walczyła z tyloma przeciwnikami. Nie mam przyjaciół wśród ludzi, elfów, niziołków i innych. Zawsze mieszkałam i będę mieszkać w lesie. Uciekłam z rodzinnego domu, bo moi rodzice nie chcieli, aby księżniczka elfów została druidką. Ja wybrałam inne życie. Jeżeli umrę, chcę mieć świadomość, że miałam choć jednego przyjaciela wśród istot żywych i nie było to zwierzę. Rozumiesz mnie? Po tym wywodzie elfka spuściła głowę. Nie chciała już nic więcej powiedzieć.

Ezamel - 2008-11-17 19:01:24

-    Zawsze wojownik stojący obok mnie jest moim przyjacielem. Ty staniesz dzisiaj po raz drugi. Jakże by mogło być inaczej. – zwolnił nieco konia, gdy był już sto metrów od dworku. Wtedy wypadło z niego kilka Szarych Płaszczy z bronią w ręku.
    -    Hail Ezamel! Hail nieznajoma! – zawołał Deroc. Będą za kilka minut, na oko tysiąc. Nas jest dwudziestu. Wysłałem wszystkich konnych po posiłki z górskich warowni, także do miasta, choćby, żeby ich ostrzec...
    -    Hail, Deroc! – odkrzyknął Ezamel i zeskoczył z konia. Armia zbliżająca się do dworku przyprawiła go o dreszcze. – Wyślij jednego, aby wyszedł naprzeciw posiłkom z zachodu – jeśli my będziemy pokonani, niech uciekają w jaskinie, lub do miasta.
    Deroc wybrał jednego z Szarych Płaszczy. Ochotnik wsiadł na konia Ezamela i popędził na zachód.
    -    Do środka! Barykady gotowe? Piwnica?
    -    Tak. – odparł Deroc, który w drzwiach przepuścił Ezamela i ręką rozkazał Amorsis wejść za Łowcą.

Amorsis - 2008-11-17 19:36:11

Amorsis nie wiedziała, co robić była przestraszona, ale i szczęśliwa. Jest przyjaciółką Ezamela, to chyba najpiękniejszy dzień w jej elfickim życiu. W końcu nie jest samotna. Nie wiedziała co robić. Miała nadzieję, że Łowca jej wszystko wyjaśni.

Ezamel - 2008-11-17 20:49:57

-    Dwudziestu! – zagrzmiał Ezamel, gdy wszedł do środka. Usłyszał za sobą zamykane drzwi. – Hail, Szare Płaszcze! Hail, Elito Północy! Hail, Łowcy Demonów! Dziś znowu stajemy do walki! Szykujcie miecze i włócznie, bracia! Bój to może nasz ostatni, lecz piekło zapamięta go na długo! Ryglować drzwi, zabezpieczyć schody!
    Znajdowali się w długim holu. Przed sobą, w krótkim korytarzu znajdowały się wejściowe drzwi, które zaczęto już ryglować i zastawiać, czym się dało – od szafek i półek do wazonów i starych zbroi. Po dwóch stronach holu ustawiono kolejne barykady. Naprzeciw wrót, jakieś trzydzieści metrów dalej, znajdowały się schody do piwnicy zamykane od wewnątrz.
    -    Dziewięciu pod bramą, po pięciu do barykad! Gdzie fiolki? To? – spojrzał na małą skrzynkę z bodaj piętnastoma buteleczkami na rzemykach stojące obok kilku kołczanów ze strzałami i trzema zapasowymi włóczniami. Wyciągnięto też kilka tarcz. Ezamel wybrał sobie dużą, trójkątną tarczę i stanął przy drzwiach do piwnicy.
    -    Amorsis! Trzymaj wilka przy sobie, dopóki żaden oddział nie zacznie się załamywać. Strzelaj, ile się da – tam masz dodatkowe strzały – wskazał kołczany obok skrzynki z fiolkami. Sięgnął po jedną i wręczył ją elfce. – Rzuć im pod nogi. Będziesz miała wtedy czas, żeby uciec.
    Podniósł jedną z włóczni i wsłuchał się w odgłosy nadchodzących przeciwników. Zamknął oczy i wyprostował się.
    -    Każdy z nas urodził się po to, aby w jakiś sposób uwolnić z siebie cząstkę boskości, która chce wypłynąć ze wszystkich istot. I trafiliśmy to być może, aby dać świadectwo swej wiary i wytrwałości. By udowodnić swoją odwagę i wskrzesić duchy przodków. Przypomnijcie sobie naszych braci! – podszedł bliżej rycerzy i spojrzał każdemu po kolei w oczy. – Przypomnijcie sobie ich oblicza! Pamiętacie ich? Pamiętacie, jak wszyscy razem uczyliśmy się fechtunku? Jak łapałem was podczas prób wymykania się gdzieś razem? Czy ich życie i śmierć nie zasługuje na hołd? Pokażcie im! Niech widzą, jak my, ich wciąż żywi bracia, mamy w sobie dość sił, by dokonać czynów niemożliwych!
    Do bramy zaczęły dobijać się pierwsze demony. Ich warkot i uderzenia łap odbijały się echem w holu.
    -    Pokażcie też waszym ojcom, waszym wszystkim przodkom, na ile stać ich potomków! Pokażcie, czego was nauczono i co oznacza zadrzeć z Szarymi Płaszczami! Do broni! Zwycięstwo albo śmierć!
    -    Zwycięstwo albo śmierć! – zakrzyknęli rycerze i ruszyli na swoje stanowiska. Ezamel stał pośrodku, obok Amorsis, widząc wszystkie trzy posterunki. Zamknął oczy, odmówił krótką modlitwę, a grot jego włóczni zajaśniał nagle, jak i ostrza wszystkich jego wojowników.
    -    W imię Stwórcy. – Oznajmił spokojnie. Spojrzał na elfkę i kiwnął głową. Uśmiechnął się tak, jak uśmiecha się człowiek pogodzony z losem, szczęśliwy, że przyjdzie mu umierać tak, jak sobie wymarzył.
    -    Strach jest zaprzeczeniem wiary, druidko. Tylko uwierz. Bądź pokorna i dumna. Stań twardo i daj nieść się strzałom.
    Brama powoli zaczęła wypadać z zawiasów. Rycerze przy niej chwycili pewniej włócznie i przygotowali się.
    -    Śmierć to tylko nowa ścieżka.

Amorsis - 2008-11-17 21:05:49

Amorsis zobaczyła tysiące demonów, które wdzierały się po kolei do pomieszczenia. Ręce wykonywały niebywałą pracę, co parę sekund elfka zmieniała strzały. Nie wiedziała ile już wystrzeliła, czuła w sobie moc i chęć do walki. Jej dzielny wilk także walczył. Wszystko układało się pomyślnie. Druidkę omijały wszystkie strzały. Do czasu. Amorsis wykonała jeden zły ruch, który spowodował katastrofę. Elfka zbyt długo zmieniała strzałę w łuku. Nie wiadomo czemu. Gorzką porażką było ukłucie zatrutej strzały w ramię. Amorsis zanim upadła miała przed oczami wilka i stojących obok niej towarzyszy. Potem zobaczyła całe swoje życie. Jak film, który przewija się, aby przesunąć do oczekiwanego momentu, tak dotychczasowe losy elfki ukazały jej się. Elfka leżała na ziemi nieprzytomna. W myśli kłębiło jej się jeden wyraz: ZAWIODŁAM.

Ezamel - 2008-11-17 21:15:36

Ezamel ogarniał trzy posterunki jednocześnie, wspomagając co jakiś czas tych pod bramą magiczną fiolką lub nawet własną włócznią. Przy barykadach potyczki były niewielkie – najwięcej demonów skupiło się właśnie przy bramie.
    Gdy zobaczył, jak Amorsis osuwa się na ziemię od zatrutej strzały, ruszył do niej, upewniwszy się, że wszystkie pozycje są stabilne.
    Uklęknął przy niej i spojrzał na twarz.
    -    Skoro umierasz, to mogę spróbować... niekonwencjonalnego... sposobu. Jeśli przeżyjesz, módl się, żebyś była odporna na MÓJ jad...
    Po tych słowach wyszarpnął strzałę z ramienia i zerwał ubranie w tym miejscu. Spojrzał chwilę na ranę, jakby jeszcze się wahał, lecz zaraz obnażył kły i wessał się miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej była strzała.
    Chwilę później oderwał się od niej i wytarł swoją zakrwawioną twarz.
    Amorsis głęboko wciągnęła powietrze i otworzyła oczy.

Amorsis - 2008-11-17 21:20:33

Elfka nie wiedziała co się stało. Pamiętała tylko strzał. Teraz widziała Ezamela. Wiedziała, że to on ją uratował. W jej sercu zaczęło coś wrzeć nie wiedziała co. Czuła się na tyle dobrze, że chciała wstać, ale spojrzała się na wybawcę i zapytała:
- Czy mogę dalej walczyć? Dziękuję. -Potem chwyciła dłoń przyjaciela.

Ezamel - 2008-11-20 18:21:26

Otarł resztki jej krwi ze swojej twarzy, mając nadzieję, że nie zauważy.
    -    Jeśli możesz, to... – przerwały mu krzyki zza pleców.
    -    Ogr! Ogr!
    Ezamel obejrzał się i zobaczył wielkie, włochate i szare monstrum z pałką grubości średniego pnia.
    Jak na wezwanie ruszył naprzód, zaś barykada po lewej stronie rozpadła się i rycerze walczyli już kryjąc się jedynie za tarczami, cofając pod ciosami nieskończonej rzeki demonów.
    Prawa flanka też ledwo zipała. Jeden Szary Płaszcz leżał martwy na ziemi. Ofiar przy bramie Ezamel nie chciał liczyć.
    -    W imię Stwórcy! W imię Stwórcy! – krzyczał Ezamel, popychając swoich rycerzy do walki – Zwycięstwo albo śmierć! W imię Stwórcy! `Ell`e`n! `Ell`e`n!!! – rzucił się na ogra, wskakując mu na barki i zadając cios za ciosem w jego kark i łeb. Ogr miotał się jak oszalały, niszcząc ściany i depcząc mniejsze demony swoimi wielkimi stopami...

Amorsis - 2008-11-20 18:28:45

Amorsis patrzyła z zaniepokojeniem na Ezamela. Bała się o niego. Z resztą sił podnosi się pomału  do góry. Wkrótce stanęła na nogach, chwyciła za łuk i rozpoczęła na nowo walkę. Miała nadzieję że zwyciężą, że demony odejdą w niepamięć już na zawsze. Druidka nie poddawała się, znowu walczyła dając z siebie wszystko. Strzelając zabijała kolejnych wrogów, aż ...

Ezamel - 2008-11-20 18:35:54

...aż brama i cały jej korytarz runął jak domek z kart:
    Ezamel, gdy trupem położył wielkiego ogra i wrogów swych wokoło pozabijał, cofnęły się na chwilę demony i miecz chwyciwszy oburącz – ostrzem w dół go skierował i do rękojeści niemal wbił w kamienne płyty.
    Modlitwę szepcząc, oręż swój wyszarpnął, a ziemia odezwała się gniewie i podniósł się huk straszliwy, a od Ezamela naprzód rozwarła się szczelina i pochłonęła niejednego demona. Zwalił się w dół dach nad bramą i ściany się zwaliły, a zza gruzów na szczycie wyłonił się Ezamel z mieczem w dłoni wzrokiem wypatrując wroga.
    -    Za mną wszyscy! Falanga! Na śmierć!
    I ruszyli na niezliczone hordy, nieliczni w imię Stwórcy.

Amorsis - 2008-11-20 18:40:41

Elfka ruszyła za swoim przyjacielem. Uczestniczyła w tych krwawych walkach, które dobiegały już do końca. Już nieliczne kroki dzieliły towarzyszy Ezamela do zakończenia bitwy. Amorsis nie chciała już wbijać strzał z anielską krwią w demony. Powodem nie było tylko zmęczenie, ani poniesione rany, ale widok krwi, bo druidka na jej widok słabła. Nagle zauważyła, jak na ich garstkę, biegnie olbrzym. Nie wiedziała, co to za stworzenie. Jeszcze nigdy takiego czegoś nie widziała.

Ezamel - 2008-11-20 18:53:53

Kolejnego ogra powalił jeden z rycerzy, kończąc żywot pod jego ciałem, rozszarpany przez głodne potwory.
   
    Nie liczył ran.
    Czuł, jak szpony wbijają się w jego piersi, jak kolczuga i stalowe płyty gną się i ocierają o kości.
    Lecz nie, nie było w tym bólu, nie dla niego.
    Gdy klin Szarych Płaszczy wypadł spod bramy, zaraz został otoczony i byłby tak zginął wśród stosów trucheł demonów, lecz odezwały się konne posiłki, które rozpędziły hordę i pojedynczo wybili co do jednego. Cała piechota wróciła na hol i wsparła ostatnich obrońców, którzy już niemal stracili nadzieję na ratunek.
    Dwa szare sztandary powiewały na lodowatym wietrze. Ezamel ściągnął naramienniki, które wżynały mu się, już boleśnie, aż do kości, i zaciśniętą pięścią powitał dowódców dwóch konnych batalionów.
    -    Hail! Niech Stwórca da wam długie i upojne życie! – pozdrowił ich Ezamel.
    -    Hail, Ezamelu! Niechaj opatrzy cię kapłan, zostawiasz za sobą krwawe ślady!
    -    Śmierć nie bierze tych, którzy nią gardzą. – oznajmił Inkwizytor i usiadł na szczycie gruzów. Spod rozszarpanego płaszcza wyciągnął fajkę i odpalił ją. Część kawalerii, która nie była zajęta ściganiem niedobitków, pomagała w zbieraniu na stos trupów. Ciała Szarych Płaszczy z czcią położono na zniszczonej bramie, przed Ezamelem.
    -    Siedmiu. – rzekł – Teraz żyją wiecznie. – zaciągnął się dymem i ukrył twarz w dłoniach.

Amorsis - 2008-11-20 21:38:17

Amorsis była wyczerpana po walce. Wszędzie szukała Ezamela i Nokturnusa. Nie mogła ich znaleźć. Wszędzie było pełno krwi i ciał. Nagle w oddali zobaczyła swojego przyjaciela na gruzach. Chciała biec, lecz nie mogła. Szła powoli ostatkami sił, gdy weszła na szczyt, widok sylwetki inkwizytora wywołał u niej uśmiech. Potem rzekła:
- Witam Cię Ezamelu! Czy to już koniec walki? Nic nam nie grozi? Nigdzie nie mogę znaleźć Nokturnusa, martwię się o niego. - po chwili zamyślenia dodała - Masz może trochę wody? Strasznie mi się chce pić i chciałabym już pójść do mojej chaty. Mógłbyś mnie odprowadzić?

Ezamel - 2008-11-20 21:44:28

Ezamel powoli oderwał dłonie od twarzy i przeniósł na nią pusty, nieobecny wzrok.
    -    Co? Może karocę?
    Pociągnął z fajki tak mocno, że w górę strzelił mały płomyk.
    -    Zobacz na nich – wskazał siedem zmasakrowanych ciał leżących pod nimi, na zniszczonych wrotach – To nasi bracia. Walczyłaś z nimi ramię w ramię w beznadziejnej walce... Chcesz ich zostawić bez pożegnania? Chcesz teraz odpocząć?

Amorsis - 2008-11-20 21:49:40

- Ezamelu nie chciałam Cię urazić. Wiem, że oni zginęli. Przecież wiesz, że ja inaczej żegnam zmarłych niż Ty i Twoi towarzysze. Ja na prawdę źle się czuję. Po tam tym incydencie, kiedy straciłam przytomność... Ech... Jeżeli nie pójdziesz ze mną, zrozumiem. - potem odwróciła się w stronę ciał i zaczęła coś szeptać, coś co nikt nie rozumiał - Ja już ich pożegnałam. Teraz muszę znaleźć Nokturnusa i wracać do domu. Zanim jednak to zrobię, możesz mi odpowiedzieć na jedno nurtujące mnie pytanie? Wtedy kiedy powoli wstawałam, wypowiedziałeś słowa: "`Ell`e`n! `Ell`e`n!!!"  Cóż one znaczą?

Ezamel - 2008-11-20 21:54:50

Ezamel wzruszył ramionami.
    -    Jednym starczy kilka słów na pożegnanie, inni na zawsze będą spać z myślą, że przyczynili się do ich śmierci. Kiedy straciłaś przytomność, wyssałem z ciebie wszystko, co zdążyło wpłynąć przez ranę. Jeśli czujesz się źle – nie opuszczaj mojego dworu. Jest wprawdzie zniszczony, ale to tylko brama. Pietra są w porządku. To moja rada. – spojrzał na nią już głębiej, przeszywając wzrokiem - `Ell`e`n... Pierwsza kobieta, która straciła życie w imię Stwórcy i pod sztandarem Szarych Płaszczy. Pierwsza z nieskończonej liczby twarzy, które wciąż widzę, które umarły przeze mnie. Wystarczy?

Amorsis - 2008-11-20 21:58:16

- Tak, wystarczy. Ezamelu, a może zamieszkasz u mnie przez ten czas, dopóki nie odbudujesz swojego dworu? Wiem, że moja chata nie jest tak bogata jak Twój dom, ale teraz, kiedy nie masz dachu nad głową? Pomyśl. Ja czułabym się bezpieczniej. - Amorsis popatrzyła błagającym wzrokiem na przyjaciela.

Ezamel - 2008-11-20 22:04:47

Westchnął głęboko, powstrzymując się od czegoś.
    -    Spójrz – runęło samo wejście, mam tutaj ponad dwadzieścia wielkich pokoi z łóżkami, kilka kuchni i łazienek, nie śpię na korytarzu. Skoro nie chcesz zostać u mnie – gwizdnął i dwóch konnych zjawiło się obok niego – weź tą eskortę i jedź do domu. Czeka mnie ciężka noc z igłami i nićmi... – żeby zrozumiała pokazał otwartą, broczącą ranę na ramieniu – jedna z wielu.

Amorsis - 2008-11-20 22:07:55

Amorsis po tym co zobaczyła, nie mogła jechać do domu. Czuła, że musi zająć się Ezamelem, który był tak bliski jej sercu. Elfka zastanowiła się i powiedziała:
- Zostanę, ale pod warunkiem, jeżeli obiecasz mi, że będę się mogła Tobą zająć. - uśmiechnęła się. - Poza tym przy okazji i Ty się mną zajmiesz, co nie?

Ezamel - 2008-11-20 22:13:16

-    Nie. Możesz zostać tylko pod żadnym warunkiem, mamy dość wszystkiego, aby gościć nawet całą armię. Zanim przygotują stos, pokażę ci miejsce, gdzie będziesz spać. Jeśli poczujesz, że budzi się w tobie moc – obudzisz mnie, będę w pokoju obok.

Amorsis - 2008-11-21 15:22:15

Wchodząc do sypialni, zobaczyła wielkie pomieszczenie pomalowane na ciemną czerwień, stare meble i ogromne łoże z baldachimem. Amorsis pierwszy raz widziała, tak bogaty pokój. Uśmiechnęła się do Ezamela i powiedziała:
- Dziękuję, że mogę zostać u Ciebie na noc. Jeżeli będzie się dziać coś niepokojącego zawiadomię Cię. Potem poczekała, aż przyjaciel wyjdzie z pokoju, wzięła kąpiel w równie wielkiej wannie, a potem położyła się do łóżka. Spała tak do godziny pierwszej w nocy, nagle coś zaczęło ją budzić, ale nikogo nie było w pomieszczeniu. Bała się, nie wiedziała co się dzieje, czuła, że ktoś lub coś w niej jest. Zdała sobie sprawę, że przed tym ostrzegał ją Ezamel. Szybko więc wstała, ubrała pantofle i pobiegła do pokoju przyjaciela. Zapukała gwałtownie w drzwi inkwizytora i z lękiem i niecierpliwością czekała, aż je otworzy.

Ezamel - 2008-11-21 18:11:48

Był gotowy. Otworzył drzwi tak gwałtownie, że niemal wyszarpnął je z zawiasów. Wciągnął Amorsis do środka i rzucił brutalnie na łóżko. Zaryglował dokładnie wejście i zapalił szybko kilka świec. W ręku miał krótki, smukły sztylet.
    -    Teraz musisz wybrać, czy chcesz należeć do Szarych Płaszczy. Jeśli nie – spuść litr swojej krwi do naczynia obok i wypij to, co stoi na komodzie obok łóżka. Jeśli chcesz, licz się z końcem dotychczasowego życia. – oznajmił ostro i dobitnie. Rzucił sztylet pod nogi elfki. Jego słowa nie znosiły sprzeciwu. Żadnego ale. Usiadł na głębokim fotelu naprzeciw łóżka i odpalił papierosa. – Masz godzinę. – powiedział, jakby ta sytuacja zdarzała mu się często.

Amorsis - 2008-11-21 20:27:08

Amorsis popatrzyła na Ezamela, a potem go zapytała:
- Co się ze mną stanie, jeżeli jej nie spuszczę? Nie wiem skąd mam te odczucia. Możesz mi wszystko wyjaśnić? Boję się.

Ezamel - 2008-11-21 20:35:07

-    Jeśli nie pozbawisz się litra krwi teraz i nie wypijesz tego, co stoi na komodzie zostaniesz Szarym Płaszczem. Zostaniesz wprowadzona w nasze tajemnice i wejdziesz na naszą drogę. Jeśli to zrobisz, wrócisz do dawnego życia. Przynajmniej teoretycznie.
    Strzepnął popiół i westchnął.
    -    Tę moc możesz przyjąć, lub nie. To moja moc. Mój jad. Zrób z tym, co uważasz. Spiesz się.

Amorsis - 2008-11-21 20:38:07

- Ezamelu, ale powiedz mi dokładniej. Mówisz strasznie ogólnikowo. Powiedz mi wprost kim będę, jeżeli nie wypiję tego czegoś, a kim jeżeli zrobię to co mówiłeś?

Ezamel - 2008-11-21 20:43:34

-    Jeszcze raz – jeśli zrobisz, co powiedziałem, wrócisz do siebie. Jeśli wybierzesz inaczej – zostaniesz z nami. Dostałaś ode mnie ogromną dawkę jadu, gdy wyssałem truciznę z twojego ramienia. Ten jad obudzi w tobie boską część, będziesz widzieć rzeczy, które nie są widoczne dla zwykłych istot. To jest dar. Przekleństwem jest nadnaturalne przedłużenie życia i męka duszy. Tyle, nic więcej ci teraz nie powiem.
    Zgasił papierosa i wstał.
    -    Teraz wybierz.

Amorsis - 2008-11-21 20:49:22

Amorsis popchnęła nogą sztylet do Ezamela. Potem powiedziała:
- Wybrałam. Zgodzisz się na coś? Czy mogę spędzić dzisiejszą noc u Ciebie? Boję się sama być w pokoju. Mogę spać na podłodze, ale nie wyrzucaj mnie teraz za drzwi. - Elfka zaczęła płakać.

Ezamel - 2008-11-21 20:53:45

-    Nigdy nie wybaczysz sobie tego wyboru. – oznajmił Ezamel i podniósł sztylet. Zgarbiony stał moment i schował broń pod fałdy koszuli. – Śpij, gdzie jesteś. Będziesz czuła ból, który nie ma miejsca. To ból duszy. Przyzwyczajaj się. Potem zmaleje, nawet bardzo, ale już nigdy nie zniknie.

Amorsis - 2008-11-21 20:55:39

- A będziesz tutaj przy mnie? Ezamelu? Czy Ty masz ludzkie uczucia? Chciałabym z Tobą porozmawiać. Zechcesz to uczynić dla mnie dzisiejszej nocy?

Ezamel - 2008-11-21 20:58:25

-    Widzę nie robi na tobie wrażenia wizja... Nieważne... O czym niby chcesz porozmawiać?

Amorsis - 2008-11-21 21:01:06

- Moja wizja? Przecież to mi się tylko wydawało, prawda? Chcę porozmawiać o Tobie. Przecież mnie uratowałeś, dzięki Tobie żyję i chyba jestem Twoją częścią, więc chciałabym się dowiedzieć coś o moim - westchnęła - przyjacielu - a potem lekko podniesionym głosem dodała - który ignoruje moje pytania i na nie nie odpowiada.

Ezamel - 2008-11-21 21:06:18

-    Bo nie dociera do ciebie, że właśnie wchłonęłaś moc, która pozwoli ci wykryć demona, diabła, cokolwiek, która potrafi tak wiele... Nie dociera cena, jaką zapłacisz!

Amorsis - 2008-11-22 16:51:37

- Nie chcę o tym myśleć. Uważasz, że jest przyjemnie to czuć? Mówisz mi, że moje całe życie się zmieni. Chcę się do tego przygotować, a wiem, że tylko Ty umiesz mi to opisać. Pragniesz odwrócić się do mnie plecami? Teraz? Właśnie w tej chwili?

Ezamel - 2008-11-22 19:26:26

-    Przygotuj się na wieki bez wytchnienia. Na niezaspokojoną duszę i na to, że właśnie przybyło ci wielu wrogów – od demonów, które już wyczuwają cię, do łowców wampirów. Spokojnie – nie jesteś wampirem, ale blisko. Od teraz stajesz się pionkiem między piekłem, inkwizycją, cesarstwem i łowcami wampirów. Jesteś Szarym Płaszczem. Jesteś ponad tym wszystkim. Wybrałaś najtrudniejszą drogę. Teraz mogę Ci powiedzieć, czego szukamy w górach i czego chce Groto. Chcesz posłuchać?

Amorsis - 2008-11-22 21:01:03

Amorsis wstała energicznie i podeszła do Ezamela. Spojrzała do niego złowrogo i powiedziała:
- Co Ty sobie myślisz? Mam być Twoim niewolnikiem? Służyć Ci? Może jeszcze dzielić z Tobą łoże? - potem jej wzrok zrobił się zwyczajny. Druidka była zszokowana, spojrzała na przyjaciela ze łzami w oczach i zapytała:
- Co się ze mną dzieje? - później dodała - Przytul mnie potrzebuję kogoś bliskiego, a Ty właśnie nim jesteś.

Ezamel - 2008-11-22 21:07:16

-    Tą moc musisz kontrolować. To ty musisz być panem, nie ona. – oznajmił Ezamel i wyciągnął spod stolika butelkę whisky oraz dwa kieliszki. – Wiem, że jest nad ranem, ale to dobrze robi na nerwy. Uspokaja.
    Przetarł oczy i wyciągnął się w fotelu.
    -    Niestety wychodzi na to, że każdy Szary Płaszcz podlega mi i tylko mi. Więc ty też. Ale oczywiście możesz nas opuścić teraz bez żadnych konsekwencji. No poza takimi jak łowcy wampirów i inkwizycja. I demony. Łoża z nikim dzielić nie będziesz – podczas wypraw każdy ma swój namiot i swoje rzeczy. Ciężko, ale da się żyć. Zwłaszcza, że kiedyś pójdziemy tam, gdzie żaden żywy człek nie stanął.

Amorsis - 2008-11-22 21:10:55

Amorsis przykucnęła przy Ezamelu i złapała czule jego dłoń, potem powiedziała:
- A jeżeli dowiedziałbyś się, że ktoś Ciebie pokochał, co byś zrobił? - potem wstała i pocałowała go w policzek.

Ezamel - 2008-11-22 21:15:31

-    Powiedziałbym, że tego kogoś nieźle pogrzało i ma odstawić trunki, bo go zaślepiają. – wytarł policzek i łyknął zdrowo prosto z butelki. – Jestem za stary, za brzydki i zbyt niebezpieczny na romans.

Amorsis - 2008-11-22 21:17:36

Amorsis wypiła łyk whisky, a potem powiedziała do Ezamela:
- Kocham Cię i może to głupie, ale chcę spędzić z Tobą tę noc - potem zaczęła go całować i ...

Ezamel - 2008-11-22 21:22:21

Ezamel milczał. Nie pozwolił dojść do swoich ust i delikatnie, acz stanowczo odsunął ją od siebie. Wstał i podszedł do okna. Oparł się o parapet i z ciężkim westchnięciem odpalił papierosa. Otworzył okno, a lodowate powietrze rozwiało firanę.
    Oczy miał zamknięte, a palce z papierosem trzęsły się, lecz nie z zimna.

Amorsis - 2008-11-22 21:24:39

Amorsis poszła do niego i zapytała:
- Czy źle robiłam? Czy Ty czujesz coś do mnie? - wtuliła głowę w jego plecy.

Ezamel - 2008-11-22 21:30:01

Uśmiechnął się smutno i zaciągnął głęboko dymem.
    -    Nie. – odparł – Ale wszystko, co teraz mówisz może być przyczyną zmian, które w tobie zachodzą. Możesz jutro tego żałować bardziej niż wstąpienia do Szarych Płaszczy. Jesteś elfem. Ja nie. Ja nie jestem już żadną z ras, jestem wszystkim i niczym. Sensem mojego życia jest zdobyć tron piekła i pokonać tego, który wysyła na nas swoje sługi.
    Patrzył na żar, a jego twarz znowu przybrała obojętny wyraz.
    -    Za godzinę zacznie świtać. Połóż się.

Amorsis - 2008-11-22 21:32:42

- Ezamelu nie będę tego żałować, kocham Cię od momentu kiedy Cię ujrzałam pierwszy raz. Czemu mi nie wierzysz? Połóż się obok mnie. Ja nie mam już nikogo. Nokturnus chyba zginął bo nie wraca. Jutro wrócę do swojej chaty, może tam będzie. - złapała dłoń ukochanego i poprowadziła go w stronę łoża.

Ezamel - 2008-11-22 21:34:51

Został tam, gdzie stał
    -    Nie możesz sama iść do swojej chaty. Jeszcze nie. Nie nauczyłaś się lokalizować wroga. A on to potrafi. Połóż się. Ja usiądę na skraju łóżka, mam wiele do przemyślenia.

Amorsis - 2008-11-22 21:36:36

Amorsis położyła się na jego kolanach, a potem rzekła:
- Czy mogę na nich zasnąć? Ezamelu pójdziesz ze mną jutro do mojej chaty? Powiedz, że nie jestem Ci obojętna.

Ezamel - 2008-11-22 21:39:01

-    Tak, pójdę. Szykuj się na trudny dzień. – spojrzał na jej głową na swoich kolanach i westchnął zrezygnowany. – Jeśli w ten sposób wreszcie zaśniesz, to dobrze. Do jutra!

Amorsis - 2008-11-22 21:40:44

Amorsis była szczęśliwa. Mimo, że Ezamel nic nie odpowiedział, czuła, że ją kocha. Potem powiedziała:
- Dobranoc - a później zasnęła.

Ezamel - 2008-11-23 11:55:09

Gdy tylko zasnęła, położył ją i przykrył. Sam zaś usiadł przy stole i wyciągnął spod niego stos papierów. Już miał się zabierać za ich porządkowanie, gdy ktoś cicho zapukał w drzwi. Ezamel wstał i otworzył. Do wewnątrz wpadło kilka niecierpliwych, ostrych szeptów. Inkwizytor wrócił do środka, lecz już nie ryglował drzwi.
    Widząc, że jest już zbyt jasno, żeby się kłaść, zgasił świece i zaczął przebierać się w dzienne rzeczy – od wełnianego kaftana, przez lekką płytówkę z kolczugą po szary płaszcz, który wyglądał po wczoraj jak pozszywane kawałki materiału. Ezamel jednak nie zamierzał wymieniać go na nowy.
    Spojrzał w lustrze na swój poszarpany szponami tors, który wyglądał coraz straszniej.
    -    Jak żywy trup. – podsumował sam siebie i zaczesał do tyłu włosy. Obejrzał zerwaną skórę z prawie całej lewej strony twarzy i uśmiechnął się lekko. Coraz lepiej.
    Gdy był już całkiem gotowy stanął przed śpiącą Amrosis i napisał kilka słów na kartce. Położył jej obok głowy i wyszedł z pokoju.


„Jestem w pobliżu. Jeśli chcesz coś zjeść – zapytaj jakiegokolwiek strażnika. Nie opuszczaj sama dworu! Ezamel.”

Amorsis - 2008-11-23 12:18:52

Amorsis wstała jakieś 2 godziny później. Zdziwiła się, że w pokoju nie ma Ezamela, ale potem zauważyła liścik od niego. Bardzo się ucieszyła, że inkwizytor się o nią troszczy. Potem wstała z łóżka, otworzyła lekko drzwi, aby sprawdzić czy nikt nie idzie i szybko pobiegła w nocnej koszuli do swojego pokoju, aby się przebrać. Dzisiaj druidka ubrała bordową, długą suknię i rozpuściła swoje rudawe włosy. Później zeszła na dół coś zjeść. Gdy już spożyła śniadanie, udała się szukać Eamela. Była cała rozpromieniona i radosna.

Ezamel - 2008-11-23 18:47:20

Siedział na małej górce śniegu. Patrzył na dogasający stos, na którym spalono ciała poległych Szarych Płaszczy. Ściskał w dłoniach siedem amuletów, jakby poprzez nie mógł złapać za rękę któregoś z nich. Kołysał się nieznacznie to do przodu, to do tyłu, mrucząc coś pod nosem. Dwadzieścia metrów za jego placami naprawiano wejście na dwór Ezamela.
    Łowca zaś tylko szczelniej zakrył się płaszczem i wciąż patrzył na stos.

Amorsis - 2008-11-23 18:51:07

Amorsis zauważyła Ezamela. Pomału szła ku niemu. Kiedy już była koło niego złapała go za ramię i powiedziała:
- Mogę ich uczcić razem z Tobą? Wiem, że to dla Ciebie ważne, a teraz kiedy dołączyłam do Was to to są moim bracia prawda? - spojrzała na inkwizytora czekając na odpowiedź.

Ezamel - 2008-11-23 18:55:49

-    Widzę miejsce, gdzie są. I to jest złe miejsce. To zła przestrzeń. I idzie na nas. Cierpią. Wiedzą, że ich widzę, lecz nie mogą mi wskazać drogi.
    Wpatrywał się w żar dogasającego drewna, jakby jedynym pragnieniem było rzucić się w nie i spłonąć.
    -    I tak jest z każdym. Żywi jeszcze o tym nie wiedzą. Nie mogę im pomóc. Nie widzę drogi. Bóg mnie opuścił.

Amorsis - 2008-11-23 18:59:03

- Kochany mój Ezamelu, jak wiesz jestem druidką i rozumiem Cię. Mimo że ludzie i zwierzęta to nie te same istoty, ale sam pamiętasz, jak przeżywałam ich śmierć. Ty teraz tak samo się czujesz, byłeś przymnie i teraz ja chcę być przy Tobie. To nie Twoja wina, że oni zginęli. Tak chciało 'ka'.

Ezamel - 2008-11-23 19:08:50

Wstał gwałtownie i kopnął w śnieg, który rozprysnął się dookoła. Ściskał amulety tak mocno, że aż krew płynęła mu z dłoni. Nie patrzył na Amorsis. Patrzył na stos.
    -    Nie! Ja tak nie chcę! Jeżeli każdy z moich braci ma kończyć w ten sposób, a potem spędzać wieczność w piekle... Gdzie jest droga? Dlaczego jej nie widzę?
    Uklęknął przy zwęglonych drwach.

Amorsis - 2008-11-23 19:11:57

Amorsis zrozumiała, że go zdenerwowała.
- Ezamelu chcesz żebym Ci towarzyszyła, czy mam się udać do swojego pokoju? - a potem jeszcze dodała
- Czy wśród zwłok, znaleziono martwego wilka? - w jej oczach pojawiły się łzy. Chciała go objąć, chciała, żeby on zrobił to samo, lecz czuła, iż gdy się do niego zbliży inkwizytor oddali się od niej. Pozostała na swoim miejscu i czekała.

Ezamel - 2008-11-23 19:21:47

-    Spłonęły tylko Szare Płaszcze.
    Odparł i usiadł znowu. Już miał znowu medytować, gdy usłyszał tętent kopyt zmierzających w ich stronę. Zaraz rozpoznał potężne, najsilniejsze rumaki Łowców Wampirów. Ich grupka wyłoniła się przed Ezamelem.
    Każdy z nich, ubrany w szkarłatne skórzane płaszcze i kapelusze z wielkim rondem. Zbrojni w długie, smukłe miecze. Ezamel widział i spodziewał się wielu mikstur, amuletów i innych magicznych gadżetów ukrytych w kieszeniach i przy paskach łowców.
    -    Hail nieznajomi. – powitał ich Ezamel i wyszedł naprzeciw. Wiedział, że ta grupa to tylko zwiad, zbyt mały, by ich zaatakować.
    -    Niech żyje Cesarz! – zawołał przodownik, odznaczający się wielkim krzyżem na piersiach.

Amorsis - 2008-11-23 19:28:58

Amorsis nie wiedziała, kim są przybysze. Nie wiedziała, co robić. Najmniejszy jej ruch byłby podejrzany dla obcych. Postanowiła poczekać, aż pojadą, a potem porozmawiać poważnie z przyjacielem. Przyjacielem? Czy mogła go tak nazwać po wczorajsze nocy? Nie wiedziała co ma robić, dlatego czuła, iż musi z nim to omówić.

Ezamel - 2008-11-23 19:35:26

-    Szukamy klucza do nieśmiertelności. – oznajmił dowódca.
    -    My szukamy klucza do piekieł. – odparł Ezamel.
    -    Nie możemy pozwolić, by ktokolwiek znalazł nieśmiertelność i ją rozprzestrzeniał bez wiedzy i aprobaty Cesarza.
    -    Dobrze, że cesarz ma tak zaufanych i zaangażowanych ludzi, jak wy.
    -    Dość tych gierek. Wiemy, że nie jesteś czysty.
    -    Wszyscy to wiedzą.
    -    Ale my wiemy coś więcej.
    Ezamel milczał przez chwilę, a potem uśmiechnął blado.
    -    Jestem honorowym Pierwszym Inkwizytorem i Łowcą Demonów. Służę Cesarstwu od dwudziestu lat. Jak śmiesz przychodzić teraz na mój teren i grozić mi?
    -    Przyszedłem sprawdzić, czy nie zacząłeś rosnąć w siłę i knuć przeciwko naszemu władcy.
    -    Nie. Myślę, że jesteś tu, aby zdobyć sławę i uznanie. Władzę i pieniądze. Tyle. Odejdź, nic tu nie znajdziesz.
    -    Polujemy nie tylko na wampiry. – powiedział dowódca i spojrzał znacząco na Ezamela.
    -    Wiem. Możesz być pewny, że kiedy spotkam jakiegoś wampira, lub jemu podobnego, nie powiem ci o nim. Odejdź, albo siłą wyciągniemy was na granicę.
    -    Mamy prawo wchodzić wszędzie, jeśli jest podejrzenie...
    -    Nie ma podejrzenia! – krzyknął Ezamel. – A jeśli jest – pokażcie mi je!
    -    Jeszcze tu wrócimy! – prychnął łowca i zawrócił konia.
    -    Będziemy czekać!

Amorsis - 2008-11-23 19:47:17

Kiedy odjechali, Amorsis zapytała Ezamela:
- Kim oni byli? O co chodzi? Szukają nas? - a po chwili dodała
- Pójdę do Twojego domu i tam poczekam w moim pokoju. Musimy poważnie porozmawiać, dobrze? - spojrzała na niego swoimi dużymi brązowymi oczami

Ezamel - 2008-11-23 19:56:57

Patrzył za niknącymi w oddali łowcami.
    -    To byli Łowcy Wampirów. Jak mówiłem – to nasi wrogowie, lecz nie możemy dać się sprowokować. Podlegają Inkwizytorom, a Inkwizytorzy jedynie samemu Cesarzowi. Więc nie możemy dać się sprowokować. Cesarstwo jest słabe, jak już ci mówiłem, lecz nie aż tak, żeby sobie z nim pogrywać. Nadal jest największą ludzką potęgą na tym kontynencie, a mimo wyniszczającej wojny z mrocznymi elfami – trzyma twardo wszystkie ziemie. Ja jestem niestety jedynie honorowym inkwizytorem. Daje mi to wiele przywilejów, lecz za mało, by bezkarnie zaatakować Łowców Wampirów, a ci wiedzą o tym. I mają mniej sił od nas – Szarych Płaszczy, lecz potrafią wymóc jakąś decyzję od namiestników, a nawet samego Cesarza. Wiedziałem, że w końcu przyjdą. Dlatego mam w okolicach około trzy tysiące Szarych Płaszczy. – spojrzał wreszcie na Amorsis – Jeśli nas zaatakują – pokonamy ich. Potem przyjdzie Inkwizycja. A na koniec cesarskie gwardie...
    Westchnął.
    -    To cios w plecy. Gdyby nie ja – te tereny byłyby pełne demonów i innego diabelstwa...
    Wyciągnął papierosa i odpalił. Przetarł oczy i schował amulety do kieszeni.
    -    Dlaczego musimy rozmawiać akurat w moim domu? I to jeszcze w twoim pokoju?

Amorsis - 2008-11-23 20:04:35

- Rozumiem. Dlaczego musimy rozmawiać w moim pokoju? Po pierwsze takie tematy nie powinny być poruszone przy zwłokach naszych bliskich, a po drugie muszę się przygotować do powrotu do domu. Ja nie rezygnuję z życia druidki. O nie! Chcę mieszkać u siebie. Mam nadzieję, że to rozumiesz, dlatego chcę się iść spakować i porozmawiać z Tobą przed odjazdem. Tak zdecydowałam i zdania nie zmienię.

Ezamel - 2008-11-23 20:06:50

Ezamel wzruszył ramionami.
    -    To, że masz tutaj zostać było tylko z troski o ciebie i tylko na pewien czas. Chcesz jechać – proszę, będziesz mogła liczyć na taki sam pogrzeb i takie same męki po śmierci jak oni.

Amorsis - 2008-11-23 20:08:06

- Jak ja mam z Tobą mieszkać no sam powiedz? Przecież nigdy nie odwzajemnisz mojego uczucia. Ty nic do mnie nie czujesz! - z łzami w oczach pobiegła w stronę gór.

Ezamel - 2008-11-23 20:10:23

-    Dałem ci wybór! – krzyknął za nią, poczym odwrócił się, usiadł na ziemi i dał wreszcie upust swojej niemocy i rozpaczy.

Amorsis - 2008-11-23 20:14:09

Amorsis nie wróciła. Nawet się nie obejrzała. Biegła daleko hen przed siebie. Potem usiadła na górce, z której widziała postać Ezamela. Było zimno i mokro. Łzy które jej spływały, zamarzały na powierzchni śniegu. Wiedziała, że to już koniec. Postanowiła poczekać, aż on odejdzie i wrócić do swojej chaty. Tam gdzie żyło jej się najlepiej.

Ezamel - 2008-11-25 15:32:19

Ogarnął się szybko i wstał. Zapatrzony na południe obmyślił plan działania i ruszył do dworu. Wejście stawiano w ekspresowym tempie.
- Miłości nie wyraża się chwilą i łzami, lecz wiarą i działaniem. - mruknął do siebie, gdy zauważył w oddali Amorsis. Zniknął zaraz wewnątrz domu i szykował rozkazy na spotkanie z Łowcami Wampirów...

Amorsis - 2008-11-25 15:56:26

Amorsis widząc sylwetkę Ezamela idącą do dworu, zaczęła schodzić w dół. Chciała iść do swojej chaty, lecz nie mogła. Ta jej niemożność nie wynikała tylko z przymusu wzięcia swoich rzeczy, ale także czuła, iż chce porozmawiać z Ezamelem, musi go zobaczyć. Kiedy już doszła do dworku, weszła do swojego pokoju, spakowała swoje rzeczy i zaczęła go szukać. Inkwizytor siedział w ...

Ezamel - 2008-11-25 20:05:05

-    Na twoim miejscu też bym uciekał. – powiedział spokojnie Ezamel nie odwracając się za siebie. Siedział plecami do drzwi, zapatrzony w liczne kartki na stole. – Wielu już mnie opuściło. Ty chociaż masz dobry powód.

Amorsis - 2008-11-25 20:08:39

- Ja wiem, że nie poznaliśmy się, ale ... ale czy ja mam choć trochę szans na to, że po paru miesiącach odwzajemnisz moje uczucie? - potem dodała - mogę wejść i zamknąć drzwi? Chciałabym z Tobą porozmawiać, zanim wyjadę. Ta ucieczka była szczeniacka, przepraszam.

Ezamel - 2008-11-25 20:11:35

-    Wejdź, proszę... – mruknął i machnął ręką. Był bliski wybuchu. – Nie szczeniacka, tylko całkiem... ludzka... jeśli wiesz, co mam na myśli. Całkiem ludzka. O czym chcesz porozmawiać? O jakim uczuciu? Co może wyrosnąć przez kilka dni? Skąd wiesz, że JA jestem ziemią, na której można cokolwiek zasadzić? Lepiej kryj się w lesie, aż minie ta burza.

Amorsis - 2008-11-25 20:15:03

- To prawda, znam Cię kilka dni, ale czy ja nie mogłam Cię w tak krótkim czasie pokochać? Zastanów się. Wiem jaki jesteś. Trochę Cię już poznałam. Nie wiem co mam zrobić. Zostać, czy pójść do swojego domu. Powiedz chcesz, żebym odeszła? - spojrzała błagającym wzrokiem na inkwizytora - Zraniłam Cię?

Ezamel - 2008-11-25 20:21:55

Zagwizdał wdzięcznie i wystawił rękę. Dwa kruki, wyraźnie zdenerwowane, usiadły na przedramieniu Ezamela.
    -    Na wschód i zachód. – powiedział i przypiął do szponów każdego z nich po jednym liście. Szepnął kilka słów do każdego i wypuścił je. Wyleciały przez otwarty balkon.
    -    Szczerze mówiąc... Nie wiem. To jest twoja decyzja. Wiem, że chciałabyś, abym podjął ją za ciebie, ale nie – nie podejmę. Nie mogę brać odpowiedzialności za kolejne życie, które potem będę widział w piekle. Zawarłaś pakt, przyjmując krew Szarych Płaszczy. Niewielu ma aż dwa momenty wyboru...

Amorsis - 2008-11-25 20:24:25

- Zawieziesz mnie do mojej chaty? - zbliżyła się do inkwizytora i pocałowała go w policzek - Tylko Tobie ufam... a tak w ogóle co to były za kruki? Co one mają zanieść?

Ezamel - 2008-11-25 20:27:38

-    Więc wybrałaś. Więc zostało nas tutaj dwa tysiące ośmiuset. – wzdrygnął i wykrzywił się przy pocałunku – Nie rób tego więcej. I nie dawaj ich tym, których opuszczasz w chwili próby.
    Wstał, włożył kartki pod stół i otworzył drzwi.
    -    Chodź więc, póki niebo nie jest pełne głodnych sępów.

Amorsis - 2008-11-25 20:30:28

- Ezamelu, ale czy ja mówiłam, że Cię opuszczam? Nie, nie zostawię Cię. Jadę zobaczyć, co słychać i sprawdzić, czy Nokturnus tam się nie pojawił. Mogę zostawić bagaże u Ciebie? Co do pocałunku to to był taki hmm ... przyjacielski i nie obraź się na mnie za niego.

Ezamel - 2008-11-25 20:32:52

Ezamel zatrzymał się i obrócił na pięcie.
    -    Czyli mam opuszczać moich ludzi, żebyś coś sprawdziła? Nie potrafisz rozmawiać z ptakami? One mówią wszystko. Przynajmniej kruki. I przynajmniej mi. Jeśli chcesz „tylko zobaczyć” to sobie daruj, nie teraz, gdy jesteśmy w stanie gotowości. Czekamy na kolejny ruch Łowców Wampirów, jakbyś nie wiedziała.

Amorsis - 2008-11-25 20:35:57

- Nie rozumiesz mnie. Zostawiłam cały swój dobytek, który zdobywałam przez setki lat. Co Ty możesz o tym wiedzieć? Tak krótko żyjesz na tym świecie. Ja chcę znowu zobaczyć rzekę, poczuć zapach lasu, słuchać szumu drzew, zobaczyć mojego wilka. Czy Ty nie masz uczuć? Dla Ciebie liczy się tylko walka, nie obchodzi Cię to, że przez nią giną Twoi ludzie. Pragniesz jej prawda? To jest Twoja kochanka!

Ezamel - 2008-11-25 20:43:40

Dał krok w jej stronę tak szybko, że niemal się z nią zderzył.
    -    Jak śmiesz?! – wykrzyknął – Jakim prawem oceniasz mnie taką miarą? Jak śmiesz twierdzić, że nie zależy mi na moich ludziach, gdy każdego z nich opłakuję jak własnego syna, wspominając ich wszystkich w snach, widząc ich w piekle? Czyje to lasy ochranialiśmy przez dwadzieścia lat? Jaką zapłatę otrzymujemy za to, że całe te tereny nie są jeszcze imperium demonów? Jaką? Pogardę! Pogardę i odrzucenie od takich jak TY! Wracaj do rzeki, do lasów i wilka! Zły Ezamel i jego siepacze będą ginąć za twój spokój i spokój wszystkich mieszkańców miast przy moich górach.

Amorsis - 2008-11-25 20:45:50

- Więc mnie wyganiasz, tak? Bo powiedziałam coś, co Cię zabolało. Dobrze więc odejdę. Pamiętaj tylko, że zawsze, jeżeli będzie Ci potrzebna pomoc, poślij po mnie. - w jej oczach pojawiły się łzy - A więc do zobaczenia Inkwizytorze!

Ezamel - 2008-11-25 20:51:32

-    Bo powiedziałaś kłamstwo! Nigdy nie poślę po ciebie. Gdy będę martwy – dowiesz się - będziesz uciekała przed demonami i Łowcami Wampirów. Ruszaj więc, zanim czerwone chorągwie łowców wypną się na nas.

Amorsis - 2008-11-25 20:54:19

- Ezamelu? Nie zostawię Cię w obliczu walki. Nie potrafię. Wybacz mi ... nie powinnam mówić, czegoś, jeżeli wiem, że to jest nieprawdą.

Ezamel - 2008-11-25 21:08:21

Zanim zdążył odpowiedzieć, na korytarzu pojawił się jakiś młody Szary Płaszcz. Wyraźnie zdyszany, lecz zadowolony oznajmił:
    -    Przybył Steav z żoną, braćmi i kuzynami. Uzbrojeni po zęby, cała dwudziestka.
    Ezamel rozpromienił się i uściskał posła.
    -    Niechaj chwała będzie wieczna tym, którzy przybywają na wezwanie. Przyjmij ich w najlepszej sali i traktuj jak królów, zasłużyli sobie. Czy Groto nie pojawił się?
    -    Nie, nic nie wiem.
    -    Steav by wiedział. – uśmiechnął się do młodzieńca jeszcze szerzej i wcisnął mu w rękę zwinięty papier. – Jeszcze tylko mu to przekaż. I bądź gotów.
    -    Honor i wiara, panie!
    -    W imię Stwórcy!
    -    W imię Stwórcy.
    Gdy młodzian pobiegł korytarzem, Ezamel odwrócił się do Amorsis.
    -    A podobno elfy są tak stałe... Uczucia zmieniasz tak szybko jak zdania? Jeśli JEDNAK zostajesz, to szykuj łuk i setkę strzał. Jeżeli czegoś brak – dostaniesz.

Amorsis - 2008-11-25 21:11:13

Amorsis zatrzymała Ezamel i powiedziała:
- Więc kolejna walka? To dobrze. - uśmiechnęła się - A możesz mi wyjaśnić o co chodzi? Kim oni są?

Ezamel - 2008-11-25 21:20:45

-    Opowiadałem ci o Łowcach Wampirów. Widzą w nas konkurentów. Chcą zająć te tereny i wejść w jeszcze większe łaski Cesarza. Tyle – to gra o władzę i wpływy. Nic dobrego z niej nie wyjdzie, bez względu na to, czy wygramy, czy nie.

Amorsis - 2008-11-25 21:21:44

- Ale mi nie chodzi o nich, tylko o Twoich gości. Kim oni są? Powiesz mi?

Ezamel - 2008-11-25 21:26:35

-    Steava znasz. Jego żonę też. To moi najwierniejsi ludzie. Nie są skażeni moją krwią. Nie muszą. Są czyści i nigdy wcześniej, ani już nigdy w przyszłości nie spotkam przyjaciół tak oddanych, jak właśnie oni. Byli ze mną od zawsze, nie domagali się zapłaty za nic, a ich rodzina dołączyła później, gdy odkryli, jak ciemne są władze Cesarza. Steav i jego bracia to woda dla spragnionych pól.

Amorsis - 2008-11-25 21:30:17

Amorsis nagle sobie przypomniała - Już pamiętam, spotkałam ich w barze prawda? Ezamelu, czy będziesz to mnie jeszcze żywił wstręt? Odpowiedz mi na to pytanie, bo pragnę położyć się do mojego łoża. To był bardzo ciężki i długi dzień. Nikt i nic nie będzie mnie dzisiaj lękać, prawda?

Ezamel - 2008-11-25 21:35:21

-    Nękać?.. Będzie. Nadchodzą.   
    Spojrzał na koniec korytarza, gdzie wyłonił się uzbrojony mężczyzna w szarym płaszczu.
    -    Panie! Złe wieści!
    -    Idą na nas. – zaśmiał się Ezamel.
    -    Nie tylko. To cesarska gwardia, około tysiąca mężczyzn. Jest z nimi też batalion Łowców Wampirów.
    Ezamel zbladł. Biały jak mąka ruszył w stronę posła.
    -    To niemożliwe. Dlaczego? Dlaczego cesarz...
    Odwrócił się do Amorsis, której apolityczność była mu już znana i objaśnił.
    -    Jeśli idzie na nas cesarskie wojsko, lepiej już skakać w przepaść... Chodź, stawimy im czoła!

Amorsis - 2008-11-26 07:03:26

Amorsis mimo, że sama też zbladła, powiedziała do Ezamela:
- Musimy wierzyć, że nam się uda. Będzie dobrze. A teraz muszę iść po moją broń. Wybacz... Gdzie się spotkamy? Aha i daj mi anielską krew.

Ezamel - 2008-11-26 08:52:03

- Na cesarskie wojska niepotrzebna jest anielska krew. Poza tym mamy jej za mało, żeby ją dawać... - westchnął i odpalił papierosa. - I nie będzie dobrze. Nadal nie wiem, dlaczego idzie na nas sam Cesarz, któremu przecież służę od dwudziestu lat! Spotkamy się na dole, przy wejściu. Tę bitwę wygramy, nie są przygotowani na tak wielkie siły z naszej strony. Potem uciekamy na północ, kradniemy kilka okrętów... Chociaż, przed cesarstwem nie ma ucieczki.

Amorsis - 2008-11-26 13:20:03

Amorsis była w szoku. Tak samo, jak Ezamel nie rozumiała, czemu Cesarz ich zaatakował. Poszła do pokoju po swój łuk, a potem udała się ku drzwiom. Nagle zobaczyła ..

Ezamel - 2008-11-26 15:39:05

Ezamel siedział na koniu, kilka kroków przed wejściem. Obok niego był Steav i trójka innych mężczyzn w szarych płaszczach. Jeden trzymał na długiej włóczni sztandar. W samych drzwiach stało dwudziestu zbrojnych.
- Wsiadaj na konia! - rozkazał Ezamel widząc Amorsis. - Wyjedziemy im naprzeciw, całą szóstką. Słychać już marszowy krok cesarstwa. - założył głębiej kaptur i odetchnął, jakby miał to robić ostatni raz. Ktoś przyprowadził do elfki białego konia, lekkiego i pełnego energii.

Amorsis - 2008-11-26 22:12:16

- Dziękuję za konia, a więc ruszajmy ku naszemu przeznaczeniu!

Ezamel - 2008-11-27 09:07:46

Spojrzał jeszcze na swój dwór, na rycerzy i góry. Spotkał się wzrokiem ze Steavem i uśmiechnął się. Bez słowa pierwszy ruszył w stronę nadchodzącej armii.
Niebiesko-zielone sztandary wyłoniły się szybko zza szarej mgły. Imponująco długi szereg maszerował powoli ku nim. Ezamel spostrzegł od razu, że coś jest nie tak, jak powinno. Za rycerzami, za daleko, by być zagrożeni, lecz dość blisko, by byli widoczni - szli liczni tragarze, kilka wozów ciągniętych przez konie brnęło po ubitym śniegu.
Zatrzymał się wraz z całą grupą na małym wzniesieniu i czekał w milczeniu na na jakiegoś posła.
Wtem szeregi cesarskie rozstąpiły się, a spomiędzy nich wyłoniła się mała grupa konnych, która ruszyła w ich stronę.
- Cesarski namiestnik, Bellus... I znany nam Łowca Wampirów. Plus paru siepaczy... - oznajmił Ezamel i wyprostował się w siodle. - Bądźmy ostrożni.

Bellus siedział na potężnym czarnym koniu, ubrany w grube, błękitne szaty. Głowę miał odsłoniętą, całkiem łysą. Wyglądał na około trzydzieści lat, jednak mógł być młodszy. Jego brązowe, wymalowane subtelnie czarną kredką, spoczęły na Ezamelu.
- Niech żyje Cesarz! - powitał ich namiestnik, gdy był już w zasięgu włóczni.
- Niech żyje wiecznie. - odparł Ezamel spokojnie. - Co sprowadza ciebie, panie, na moje skromne ziemie?
Ezamel spostrzegł szyderczy uśmiech Łowcy Wampirów, ukryty w cieniach jego wielkiego kapelusza.
- Przybywam z prośbą od naszego wspaniałego władcy, od samego Cesarza. - pstryknął palcami i wyciągnął dłoń w stronę Łowcy Wampirów, który podał mu zdobiony list z cesarską pieczęcią. - Oto ona.
Gdyby Ezamel chciał zabić namiestnika, mógłby to zrobić właśnie teraz. Lecz nie - odebrał pismo i otworzył je. Przeleciał wzrokiem po tekście i zbladł jeszcze bardziej.
- Dlaczego?
- Bo jesteś potrzebny cesarstwu. Ja nie mogę użyć mych sił, gdyż zmierzamy na zachodnie wybrzeża, gdzie piraci grabią nasze miasta. Mogłem wystawić jedynie ten tysiąc. Tobie przypadła rola ochrony Cesarstwa.
- A czy nie chronię go dostatecznie? Jeśli...
- Nie kwestionuje się decyzji cesarza. - rzekł ostro Bellus i spojrzał pogardliwie na grupę stojącą przy Ezamelu. - Udam, że nie słyszałem tej obrazy. Masz jeden, może dwa dni. Znasz konsekwencje lekceważenia rozkazów Cesarza, prawda?
Ezamel milczał. Zgarbił się i odparł drżącym głosem:
- Spełni się jego wola.

Bellus wraz ze swoją kompanią wrócił za szeregi cesarskich gwardii. Jego armia powoli maszerowała dalej na zachód.
- Mamy być włócznią, która pęka przy zadawaniu śmiertelnego ciosu. Nie wiem, czy lepiej nie byłoby zmierzyć się z tym namiestnikiem.
Nic więcej nie powiedział. Ruszył w stronę dworu.
- Spotkamy się w wielkiej sali. - krzyknął jeszcze.

Amorsis - 2008-11-27 12:14:37

Amorsis nie wiedziała, o co chodzi. Po wyrazie twarzy Ezamela wiedziała jednak, że jest coś nie tak. Dała swojemu białemu koniowi znak do odjazdu i za moment będąc już przy swoim przyjacielu odparła:
- Co się stało Ezamelu? Co było w liście? Czy oni się poddali?

Ezamel - 2008-11-27 12:19:53

- Nie przybyli, by walczyć z nami. Łowcy Wampirów, używając swoich wpływów przekonali namiestnika, żeby zniszczył moje siły. Ale nie cesarską gwardią. Zniszczą nas Mroczne Elfy. W liście napisano, że mam zebrać nie mniej niż osiem tysięcy i ruszyć na wschód, ku Polom Razalanu, by rozbić nadchodzącą armię Mrocznych Elfów. Może nam się uda, ale stracimy tak wiele, że nie podniesiemy się już nigdy.
Ezamel zsiadł z konia i ruszył do środka.
- Będę w sali. Steav pokaże ci, gdzie iść. Weź jego i jego żonę. Czekam. - poczym zniknął wewnątrz dworu.

Amorsis - 2008-11-27 12:31:14

Amorsis udała się do wielkiej sali ze Steavem, po czym usiadła wśród szarych płaszczy. Spodziewała się, że to jakieś zebranie, ale nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Postanowiła więc wysłuchać Ezamela.

Ezamel - 2008-11-27 12:46:04

- Witajcie. - zaczął Ezamel - Musimy szybko podjąć decyzję, dlatego jesteśmy tutaj w niepełnym składzie, lecz chcę, abyście pomogli mi w wyborze naszej dalszej drogi. Wojska cesarskie, które niedawno ruszyły na nas okazały się posiłkami idącymi na zachodnie wybrzeża. Namiestnik Bellus wręczył wtedy list od Cesarza, w którym domaga się, abyśmy ruszyli całymi siłami w stronę Pól Razalanu i wyszli naprzeciw armii Mrocznych Elfów atakujących jego ziemie. Jako, że podlegamy jego władzy - musimy spełnić jego rozkaz, lecz możemy zdezerterować i, podobnie jak piraci na zachodzie, zająć porty i uciec na którąś z wysp, by tam okopać się i próbować przetrwać. Jeśli ruszymy zgodnie z rozkazem - na pewno stracimy większość sił i nie podniesiemy się z tego. Czekam na wasze propozycje.
Pierwszy odezwał się mężczyzna siedzący po prawej stronie Ezamela
- Cokolwiek zrobimy - stracimy wszystko. Dlatego ruszmy na elfy i spełnijmy wolę Cesarza. Ci, którzy przetrwają - wrócą tutaj i, mam nadzieję, przez pewien czas będą żyć w spokoju.
- Ja jestem za wyjściem spod władzy Cesarza! - odezwał się młody Szary Płaszcz - Ten rozkaz to jawny wyrok śmierci, nie będzie plamy na naszym honorze, jeśli sprzeciwimy się i ruszymy własną drogą.
- Ale czy życie w wiecznym strachu i pod ciosami cesarskich wojsk to lepsza przyszłość? - zapytał Ezamel. - Ja jestem niemal przekonany do wypełnienia rozkazów. Co ty myślisz, Amorsis? I czy w razie potrzeby, jako elficka księżniczka - dałabyś radę zebrać wierną armię, aby wspomóc nas?

Amorsis - 2008-11-27 12:50:28

Amorsis była zdenerwowana. Spojrzała na Ezamela przeszywającym wzrokiem. Powiedziała mu w tajemnicy o tym, iż jest księżniczką. Potem zabrała głos:
- Uważam, iż powinniśmy spróbować wziąć udział w walce. Jeżeli uciekniemy to będzie z naszej strony ukazanie słabości, tchórzostwa. Osobiście mogę przyrzec, że wezmę udział w walce z moimi krewnymi, mrocznymi elfami. Nie wiem, jak inni.

Ezamel - 2008-11-27 12:52:36

Ezamel wzruszył ramionami.
- Wiem, że leśne elfy nie darzą przyjaźnią swoich kuzynów, lecz czy masz dość wpływów, aby przekonać ich do wystawienia armii? I ile by ci to zajęło?

Amorsis - 2008-11-27 12:58:34

Amorsis wstała podeszła do Ezamela i szepnęła:
- Jeżeli uważasz, że robisz dobrze, wywlekając moje rodzinne sprawy na wierzch to się mylisz. Nie wiem, czy mogę coś w ogóle zrobić. - Po tym incydencie druidka wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Nie obchodziło ją, co inni sobie pomyślą. Ona długo nie rozmawiała z żadnym z bliskich, a słowa inkwizytora ją zraniły. Udała się do pokoju, rzuciła na łóżko i zaczęła rzewnie szlochać.

Ezamel - 2008-11-27 13:08:13

- Ruszamy jutro, gdy będziemy gotowi. Po drodze zbierzemy nasze rezerwy, zostawiając tylko tylu, żeby utrzymać warownie. Zbierać się! Znacie zadania!
Gdy wszyscy wyszli, Ezamel zapisał kilka rzeczy i ruszył do pokoju Amorsis.
- Nie możesz kryć swojego życia przed wszystkimi. - oznajmił na wstępie - Każdy z nas ma przykrą historię... Szare Płaszcze nie przyciągają białych kart.

Amorsis - 2008-11-27 13:14:07

- Jasne. Ty nic nie rozumiesz. Wywlekasz sprawy osobiste na światło dziennie. Nie liczysz się w ogóle, z tym, że to była tajemnica, tak? - spojrzała na niego z gniewem - Ja nie wiem, czy chcę zobaczyć swoich rodziców, ani czy kuzyni się ze mną dogadają. Długa historia, żeby ją opowiadać. Ale jeżeli mój powrót do domu, ma uratować komuś życie. To pojadę tam. Rozkaż mi osiodłać konia. - po chwili milczenia dodała - Księżniczka Amorsis powróci do krain swoich przodków. Mam nadzieję, że kraina Silva, nie zmieniła się.

Ezamel - 2008-11-27 13:17:01

- Nie mogę cię przeprosić, bo nie żałuję. Mogę tylko teraz zaproponować swoją pomoc i ochronę. Jak długo będziesz tam jechać? Czy są do twojej ojczyzny >szybsze< drogi?

Amorsis - 2008-11-27 13:21:25

- Podróż zajmie mi jakiś jeden dzień. To za długo? - po krótkim zastanowieniu się rzekła - Chyba, że użyję moich mocy. - na jej twarzy pojawił się cwany uśmiech

Ezamel - 2008-11-27 13:28:29

- W takim razie w porządku. Prowadź.

Amorsis - 2008-11-28 13:38:45

- To znaczy, że chcesz jechać ze mną? - Amorsis zdziwiła się - Ja ich bardzo długo nie widziałam, nie wiem, jak zareagują na powrót córki, która się ich wyrzekła.

Ezamel - 2008-11-28 17:39:13

-    Różnie układa się życie. Prowadź wreszcie, mamy mało czasu.

Amorsis - 2008-11-28 18:05:24

- Amorsis zabrała Ezamela i udała się do wielkiego, starego dębu. Tam wyszeptała coś, po czym pojawił się błękitny okrąg. Elfka zwróciła się do inkwizytora i zapytała:
- Teraz złap mnie za rękę i trzymaj się mocno - potem mrugnęła do niego oczko.
Po chwili znaleźli się wśród zielonych drzew, które mimo śniegu miały intensywną barwę. Amorsis była zaniepokojona. Bardzo bała się wstąpienia w dawne progi. Odwróciła się do Ezamela i powiedziała:
- Teraz pójdziemy, w głąb tego lasu. To co zobaczysz, zostanie tylko dla Ciebie, rozumiesz? - tak jak Amorsis mówiła, poszli przed siebie w głąb dżungli leśnej. Druidka zamarła, kiedy zobaczyła dawny dom. Silva była miejscem niezwykłym. Elfy mieszkali w chatach w głębi ziemi, które były porośnięte trawą i białymi kwiatami, stały równolegle do siebie, a pośrodku nich była ścieżka z białych stokrotek, które mimo, że w normalnej sytuacji byłby zniszczone przez spotkanie z naciskiem stóp, kopyt, czy kół, tutaj nawet nie straciły płatka. W oddali stał zamek z kryształu, dom Amorsis. Księżniczka złapała Ezamela za rękę i popędziła w stronę bramy. Gdy już tam dotarli, z stróżówki wyszedł jej stary znajomy Arbor. W pierwszej chwili nie uwierzył, kogo zobaczył, ale później rzekł:
- Amorsis, setki lat minęły od Twojego rozstania z nami. Król i Królowa czekali na Ciebie przez ten cały czas. Idź, zrób im miłą niespodziankę. - Amorsis uśmiechnęła się z wdzięcznością. Drzwi do Królestwa Silva otworzyły się. W środku było pełno Elfic i Elfów, zdziwionych na jej widok, ale szczęśliwych. Po długim marszu przez kilku kilometrowy korytarz dotarli do sali królewskiej. Tam na tronie z kryształów siedziała ruda Elfka podobna do Amorsis i czarnowłosy Elf. To byli rodzice Księżniczki Floris i Fluctus. W ich oczach pojawiły się łzy. Matka i ojciec wstali, a potem otworzyli swe ramiona. Amorsis cała rozryczana, jak zawsze w takiej sytuacji reaguje, pobiegła do rodziców. Królowa rzekła:
- Kochana Amorsis, gdzieś ty była? Co robiłaś przez tyle czasu? Wróciłaś! Nawet nie wiesz jacy jesteśmy szczęśliwi, tyle lat, tyle lat… - król nic nie mówił, ale jego oczy wskazywały o wiele więcej. Amorsis przytuliła się do nich, a potem powiedziała:
- Mamo, tato, wiem, że postąpiłam źle. Potem bałam się do was wrócić. Myślałam, iż spotkam się z odrzuceniem. Myliłam się wybaczcie. – rodzice ją mocno przytulili, a ona mówiła dalej - Tak naprawdę nigdy bym tu nie przybyła, gdyby nie te okoliczności, które nas sprowadziły. Kochani, to jest Ezamel, mój dobry przyjaciel, który uratował mi życie. Teraz on potrzebuje wsparcia i chciałabym mu pomóc. Szczegóły opowie wam on, bo jak wiecie walka nie jest moją dobrą stroną. – tutaj uśmiechnęła się do Ezamela

Ezamel - 2008-11-28 18:14:17

Ezamel, przytłoczony potęgą pałacu, przez chwilę nic nie mówił. Wziął głęboki oddech, skłonił się lekko i przemówił:
    -    Jestem przywódcą Szarych Płaszczy – gildii, która jednoczy pod moim sztandarem wszystkich, którzy pragną walczyć z piekielnymi istotami i chronić okolicznych mieszkańców. Z nie do końca rozumianych przeze mnie powodów mój pan, Cesarz, rozkazał mi i całej mojej armii wyruszyć naprzeciw potędze Mrocznych Elfów, na cesarskich Polach Razalanu – miejscu opustoszałym, lecz zbyt bliskim stolicy. Nie będę mógł wyjść z tej walki zwycięsko mając jedynie niecałe dziesięć tysięcy zbrojnych, a nie chcę zostawić moich włości i okolic bez ochrony, więc zwróciłem się o pomoc do waszej córki.

Amorsis - 2008-11-28 18:23:35

Ojciec Amorsis wydawał się wzburzony, potem odpowiedział:
- Jak wiesz my Elfy mimo, że mamy różne charaktery, zawsze pozostajemy jedną rodziną. Nie mogę tak od razu powiedzieć, że Ci pomogę. Muszę najpierw porozmawiać z moimi najbliższymi. Mam nadzieję, że rozumiesz. Ile mamy czasu? Mam pewien plan. Widzisz powrót mojej córki nastąpił dzięki Tobie. Wiąże się w tym pewien plan. Urządzę za dwa dni przyjęcie, zaproszę wszystkie rodziny Elfów. Uroczystość ta będzie związana z przybyciem Amorsis, a także umożliwi nam sprawdzić położenie. Ja się przekonam, czy Ci pomóc, a być może nawet przekonam Gelidiusa króla Mrocznych Elfów do sojuszu. Jedyne czego wymagam z Twojej strony to trochę czasu. Maksymalnie czterech dni. Zastanów się nad tym.

Ezamel - 2008-11-28 18:27:32

Ezamel zgarbił się. Westchnął i posmutniał.
    -    Nie mam czterech dni. Dostałem maksymalnie dwa. Nie mniej. Króla Mrocznych Elfów nie da się przekonać, jestem pewny. Zbyt wiele stracił, by po prostu zrezygnować teraz z wojny. A ja... Ja muszę być z moimi ludźmi, potrzebują mnie. Każda godzina jest cenna, panie.

Amorsis - 2008-11-28 18:30:10

- Hmm... masz dwa dni? Dobrze jutro zrobimy ten bal. Widzisz, mam pewien haczyk na Mrocznego Elfa - na twarzy króla pojawił się uśmiech, tak podobny do tego księżniczki. - Muszę Cię jednak o coś zapytać. Czy łączy Cię coś z moją córką? Czy do niej coś czujesz?

Ezamel - 2008-11-28 18:34:25

Inkwizytor zamyślił się. Nie wiedział, jak wiele powinien mówić.
    -    Ratując waszą córkę przed śmiercią skaziłem ją moją krwią. Stała się jednym z nas, jednym z Szarych Płaszczy. Jest więc mi bliska jak nikt inny, jej życie stawiam ponad moje. Dwa dni... Tyle mogę poświęcić.

Amorsis - 2008-11-28 18:40:34

Król się zamyślił - Nie chodziło mi o to. Widzisz pomyślałem sobie, że Amorsis ... Król Mrocznych Elfów ma syna Consiliusa. Dawniej moja córka z nim bardzo dużo spędzała czasu. Byli w sobie zakochani, lecz zawziętość i strach przed tronem, zmusiły Księżniczkę do ucieczki. Teraz mogliby się połączyć, co umożliwiłoby sojusz, a nawet walkę przeciwko cesarzowi. Widzisz Elfy mają duże wpływy, dlatego zastanów się, co do uczucia Amorsis. Ja wyślę zaproszenia. Odpowiedz mi wieczorem. Moja córka pokaże Ci pokój. - król i królowa odeszli, a druidka zaprowadziła Ezamela do pokoju. Był równie bogato zdobiony, jak cały pałac. Amorsis uśmiechnęła się do Inkwizytora, rzekła - Dobranoc przyjacielu, a potem udała się do pokoju obok.

Ezamel - 2008-11-28 20:14:55

Nie chciał odmawiać, chociaż miał zamiar zrobić to natychmiast.
    Otworzył okno i wezwał pstrokatego ptaka, który siedział piętro niżej, na balkonie. Do jego nogi przyczepił kartkę z krótką wiadomością, zaadresowaną do Steava.
    Usiadł na fotelu i odpalił papierosa. Zamknął oczy i wiedział już, czego chce.
    Ambicje, by obalić cesarstwo kryły się w nim od zawsze. Lecz który mężczyzna nie marzy, by być władcą? Czy rebelia nie przyniosłaby więcej ofiar, niż twarda ręka Cesarza? Czy Cesarz jest aż tak złym władcom, by zniszczyć to, co zbudował przez swoje życie?
    Jego błędem była wojna z elfami. Jedyne, czego chciał się dowiedzieć Ezamel  był prawdziwy powód, dla którego wysłano go w samobójczą misję. Nie mógł pozwolić na to, by on lub którykolwiek z jego Szarych Płaszczy stał się pionkiem w politycznej grze. Czuł, że elficki król pragnie zbratać się ze swoim wrogiem i zniszczyć cesarstwo, krainy ludzi.
    Gdy skończył palić, wpadł na jedyny możliwy kompromis. Do tego potrzebował Steava. I kruki...
    Nim nastał poranek, Ezamel miał już gotowe wszystko, co potrzebne mu było do osiągnięcia celu.
    -    Wszystko na jedną kartę. – mruknął do siebie, patrząc na pierwsze promienie słońca, które nigdzie nie wyglądały piękniej, jak tutaj. Spojrzał jeszcze raz na górę notatek i uśmiechnął się.
    -    `Ell`e`n... – powiedział do słonecznej tarczy.

Amorsis - 2008-11-28 21:35:00

Kiedy nastał poranek, Amorsis obudziła się rześka i szczęśliwa. Była w swoim ukochanym pokoju, pełnym sukien, łóżkiem z baldachimem, swoją wielką, starą szafą, ogromną wanną i podłogą z marmuru. Po wzięciu kąpieli Elfka zeszła na dół, tam spotkała rodziców i ucałowała ich. Dowiedziała się także o balu, dlatego szybko wzięła dwa talerze kanapek, a także kawę i ruszyła do pokoju swojego ukochanego. Zapukała do drzwi Ezamela, a kiedy już weszła powiedziała:
- Wiem, co tata chce zrobić. Zrozum, my nie chcemy zniszczyć Twojego królestwa. Zawsze byłeś wierny cesarzowi, mam przeczucie, że i teraz będzie. Może jest jakieś inne wyjście, może da się przekonać mroczne elfy. Wiesz co? Mam nawet tam bardzo dobrego przyjaciela. Jako dzieci, byliśmy w sobie szaleńcze zakochani. Consilius, tak miał właśnie na imię. Nie wiem, czy jeżeli bym go zobaczyła, nasze uczucie odżyłoby. Nie mam pojęcia. Może z nim porozmawiam, co? Jak sądzisz? Ja chcę, żebyś wiedział, że, że ja zawsze będę przy Tobie. Nie dlatego, iż należę do Szarych Płaszczy, ale przede wszystkim dlatego że .... - tu bardzo ciężko westchnęło - bo Cię kocham.

Ezamel - 2008-11-29 16:45:35

Ezamel pozostał niewzruszony.
    -    Kochasz mnie, ale wierzysz w odrodzenie miłości między tobą, a księciem mrocznych. Młoda duchem jesteś, młoda.
    Zebrał papiery ze stołu i wsadził do skórzanego wora.
    -    Mam wszystko, czego mi potrzeba. Dzisiaj przybędzie mój orzeł z pewną paczką i wiadomościami, więc nie odganiajcie go, jeśli wleci tutaj i obsra łóżko. To mądry, dumny ptak, ale nadal zwierze.
    Rzucił worek w kąt i zapytał.
    -    Decyzje i plany mam w głowie. Gdzie jest twój ojciec? Muszę z nim porozmawiać. Przy tobie i królowej także.

Amorsis - 2008-11-29 16:49:18

- Mój Tata jest zapewne w swoim gabinecie, a mama możliwe, iż jest z krawcową. W końcu kreację na bal trzeba uszyć. Chodź zaprowadzę Cię. - Po paru minutach doszli do gabinetu - Tutaj Cię zostawię i  pójdę po mamę. Tylko zachowuj się dobrze - uśmiechnęła się i pobiegła w stronę wielkich kryształowych drzwi

Ezamel - 2008-11-29 16:55:22

„Porażająca skromność – pomyślał Ezamel wchodząc do środka – za jeden taki gabinecik miałbym zaopatrzenia na kolejne dwadzieścia lat. Plus kolejne dwadzieścia tysięcy najemników.”
    -    Bądź pozdrowiony, królu Fluctusie. – powiedział inkwizytor wchodząc do środka. Skłonił się nieco i usiadł naprzeciw niego. – Podjąłem wszelkie decyzje i powiedz, czy masz czas na ich wysłuchanie?

Amorsis - 2008-11-29 17:01:36

Król uśmiechnął się i odrzekł:
- Witaj! Więc słucham Cię Ezamelu.

Ezamel - 2008-11-29 17:21:54

-    Zgodnie z informacjami, jakie dzisiaj dostałem, to Consillus dowodzi armią, która idzie w stronę Pól Razalanu. Wyklucza to zatem wszelkie polityczne akcje z nim związane, na których i tak bym nie zaaprobował. Jeżeli jesteś w dobrych stosunkach z królem Mrocznych Elfów... nie mogę prosić cię o wsparcie moich wojsk przeciwko nim. Nie mogę pozwolić, aby przeze mnie rozpętała się kolejna wojna. Podobnie ma się sprawa ze wspólnym atakiem na cesarza – jeśli do tego kiedykolwiek dojdzie – będziesz miał mnie i moich ludzi po drugiej stronie frontu. Nie mamy już czasu, by ustalać coś z mrocznymi, chyba, że uda się jakoś porozmawiać z Consillusem przed samym starciem. Ale oni nie zgodzą się na rozejm, nie zgodzą się odejść, chyba, że przyparci do muru liczniejszą armią. Jednak zebrałem raporty z bitew stoczonych między Cesarzem a mrocznymi – ojciec Consillusa wygrywał bitwy nawet z pięciokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. O tak potężną armię nie mogę prosić, nie stać byłoby mnie nawet na zapewnienie miski byle breji dla nich.

Amorsis - 2008-11-29 17:26:49

- Ja jestem rozdarty. Uratowałeś życie mojej córki, powinienem Ci pomóc, z drugiej będziesz walczył przeciwko mojej rodzinie. Ja nie mogę Ci pomóc w licznej liczbie wojsk. Mogę jedynie wspomóc Cię bronią, końmi. Mam nadzieję, że mimo, iż moja córka należy do Szarych Płaszczy nie weźmie udziału w wojnie przeciwko swoim krewnym. Rozumiesz mnie? Ona jest księżniczką, nie powinna walczyć. Ona za dużo czasu była z nami rozłączona. Jej matka potrzebuje swojego jedynego dziecka. Nie wiem, co by się stało, gdyby Amorsis zginęła.

Ezamel - 2008-11-29 17:30:42

Ezamel poczuł, jak krew w nim zawrzała. Opanował się jednak i tylko odparł twardo:
    -    Twoja córka jest wojownikiem Szarych Płaszczy. Ramię w ramię dwa razy walczyła pod moim sztandarem z legionami piekieł. Także i na Polach Razalanu stanie obok mnie.

Amorsis - 2008-11-29 17:32:13

- Skąd możesz wiedzieć, że ona chce walczyć przeciwko Consilusowi?

Ezamel - 2008-11-29 17:35:39

-    Jeśli nie walczyć, to na pewno spotkać się z nim. Nie możesz jej tego zabronić. – usłyszał bardzo odległy krzyk orła. Rozpoznał w nim swojego Białopióra i uśmiechnął się.

Amorsis - 2008-11-29 18:47:57

- Ja nie chcę jej niczego bronić. Sama zdecyduję, co chce zrobić. - zastanowił się, a potem rzekł - Jakiej oczekujesz ode mnie pomocy? No i mam nadzieję, że przyjdziesz na bal?

Ezamel - 2008-11-29 18:53:31

-    Zrobi, jak powiedziałem. Tak mi przynajmniej obiecała. Pomoc... Czy można zatrzymać nieuchronne? Jeśli wszystko, co zbudowałem – ma upaść niebawem, niech się tak stanie, raz już to przeżyłem. Nic nie trwa wiecznie.
    Skierował się do wyjścia. W drzwiach zatrzymał się jeszcze i dodał:
    -    Przyjdę.

Amorsis - 2008-11-29 18:57:29

- Poczekaj! Mam dla Ciebie pewną propozycję, ale o niej powie Ci moja córka

Ezamel - 2008-11-29 19:11:21

-    Rozumiem.
    Ruszył do swojej komnaty i usiadł obok orła przy łóżku. Odebrał od niego wielki wór różnych rzeczy i rzucił go obok drugiego, tego z papierami. Przejechał dłonią od łba do końca gładkich, śnieżnobiałych piór wielkiego ptaka, który kiedyś nosił go na grzbiecie, gdy Ezamel nie miał jeszcze piętnastu lat.
    -    Stęskniłem się. – wyznał inkwizytor. Białopiór zwrócił ku niemu swoje bystre, przeszywające oczy. Ezamel widział w nich nieskrępowaną radość i miłość w płaszczu orlej dumy. – Jesteśmy ostatnimi, prawda? Ale niebawem przyjdzie do nas nowe, wielkie królestwo. Będziemy panami ziem, o jakich nie śniło się naszym przodkom. Niechaj tylko wiatr sprzyja.
    Białopiór dziobnął lekko swojego pana w ramię. Jęknął cicho, gdy natrafił na żelazny naramiennik.
    -    Pozmieniało się, wiem. Ale muszę być gotowy zawsze i wszędzie, stąd ta zbroja. Bądź gotowy. Dasz radę powtórzyć wyczyn sprzed sześćdziesięciu lat?
    Orzeł zaskrzeczał, jakby go obrażono. „Oczywiście, że tak!”

Amorsis - 2008-11-29 19:17:24

Amorsis zapukała do pokoju Inkwizytora. Była ubrana w piękną, czarną, gotycką suknię, na którą była narzucona tunika z koronki. Uśmiechnęła się do przyjaciela i powiedziała:
- I jak? Będziesz moim partnerem na balu? A tak w ogóle tatuś przekazał mi wiadomość dla Ciebie. Otóż pomoże on Ci się lepiej uzbroić i da jednego ze swoich najlepszych wojowników, który nie jest człowiekiem, ani elfem. Co ty na to? - mrugnęła do niego i obróciła się, jakby chciała pokazać walory swojej sukni.

Ezamel - 2008-11-29 19:27:49

-    Mam dość broni i zaopatrzenia. Mam dość wojowników, którzy przestali być ludźmi. Takiej pomocy nie potrzebuję.
    Spojrzał na orła.
    -    Tak, to ona, o której ci mówiłem. Pomoże nam w walce z mrocznymi. – Białopiór wydał z siebie krótki, wysoki okrzyk. Ezamel zaśmiał się i dodał: - Nie, jej nie musisz brać, tylko mnie.
    Westchnął i wstał.
    -    Tak, pójdę. – wyciągnął coś z wielkiego wora przyniesionego przez orła i zniknął na chwilę w toalecie. Gdy wrócił miał na sobie długą do ziemi, prostą tunikę bez rękawów i cięciami od stóp do ud i czarne karwasze na długości od przegubu do ramienia. Spod tuniki wystawały dumnie żelazne naramienniki, kontrastując srebrem ze smolistymi, podkutymi butami do kolan.
    -    Znam wszystkie kroki taneczne wszystkich ludzkich imperiów. Czas poznać te elfickie.

Amorsis - 2008-11-29 19:33:09

Amorsis zaśmiała się. - Nie odpowiedziałeś mi, czy będziesz moim partnerem. Jeżeli Ty nie chcesz wojownika to ja mogę go wziąć? Będzie mi zastępował Nokturnusa, który mam nadzieję, gdzieś żyje. A teraz odpowiedz mi na pytania i zapytaj jeżeli jesteś czegoś ciekaw. Potem nauczę Cię tańca i pójdziemy zapomnieć o wszystkim.

Ezamel - 2008-11-29 19:36:30

Ezamel wzruszył ramionami.
    -    Nie masz mnie uczyć tańca. Masz stanąć w innej, niż pierwszej parze. Wojownika możesz sobie wziąć, proszę bardzo... Jakie masz pytania?

Amorsis - 2008-11-29 19:39:17

- No ja myślałam, że zapytasz o moje zwierzątko. Bo ja biorę smoka na walkę z mrocznymi. Zdziwiony? Teraz już chodźmy na dół. - chwyciła go za rękę i zeszła na schody. - Musimy poczekać za moimi rodzicami, dobrze?

Ezamel - 2008-11-29 19:41:17

Inkwizytor kiwnął głową. Smok... Inne imię – Więcej Szkody Niż Pożytku.
    -    Dobrze.

Amorsis - 2008-11-29 19:54:56

Król i Królowa byli ubrani w piękne białe szaty. Gości było tysiące. Same Elfy, których można było rozróżnić. Mroczne Elfy ubrane na czarno, leśne na zielono, szare elfy na siwo, morskie elfy na niebiesko, a dzikie na czerwono. Ich stroje były bardzo bogate. Stali w dwóch szeregach. Nagle jeden z elfów wyszedł i krzyknął: - Proszę powstać, o to gospodarze dzisiejszego przyjęcia, ich córka, a także jej najlepszy przyjaciel. - potem usunął się, a orkiestra zaczęła grać. Wtedy czwórka bohaterów wieczoru wyszła i podążała na zielonym dywanie ku tronom. Dziwne mogło wydawać się to, iż dla Ezamela był gotowy tron, ale w końcu jest on partnerem córki króla. Po przywitaniu wszystkich przez parę królewską, rozpoczęły się tańce. Ktoś krzyknął: - Elfy proszą elfki! - zaczęła się wrzawa, która jednak szybko ustała. Druidka oczywiście tańczyła z Ezamelem, uśmiechnęła się do niego i powiedziała: - A teraz posłuchaj swego serca, oddaj się muzyce i dużo skacz.

Ezamel - 2008-11-29 20:00:38

Był przyzwyczajony do wytwornych, złożonych mozolnie tańców, w których pary układały razem wielkie figury. Nie przypuszczałby czegoś takiego u elfów. Poczuł się całkiem nieswojo i przy pierwszej wolnej chwili zszedł z parkietu i usiadł na swoje miejsce. Czuł w powietrzu tak aromatyczny i zniewalający zapach tytoniu, że postanowił nie wyciągać swojego, by nie burzyć tej pięknej gamy.
    Przeprowadził kilka jałowych rozmów z ciekawskimi elfami i siedział dalej, kosztując nieznane sobie potrawy.

Amorsis - 2008-11-29 20:06:23

Pierwszy raz ktoś zostawił Amorsis w tańcu. Była zdziwiona, podeszła do smutnego Ezamela i powiedziała:
- Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do tego, może nie lubisz takich zwyczajów, ale to może być nasza ostatnia noc, dlatego proszę spędźmy ją razem. Zrobisz to dla mnie. - potem wyciągnęła coś, jakby z kieszeni i dała to przyjacielowi - Pamiętasz amulet, który Ci dałam? Teraz chcę Ci podarować ten pierścień, znak mojego oddania Tobie.

Ezamel - 2008-11-29 20:08:37

Ezamel wziął pierścień, lecz wciąż trzymał go w palcach, blisko dłoni Amorsis.
    -    Zanim dasz mi go z tą przysięgą – ja zamierzam wrócić nad ranem, orłami. Jeżeli dajesz mi go, wracasz ze mną. Nie mam tutaj czego szukać.

Amorsis - 2008-11-29 20:17:39

- Przecież mówiłam Ci, że wrócę z Tobą i ... - nagle Amorsis poczuła, że ktoś za nią stanął. Panienko rodzice wzywają księżniczkę do siebie. Druidka podeszła do rodziców, oni zapytali się jej:
- Zostaniesz z nami? Czy chcesz brać udział w walce?
- Tato, mamo ja muszę iść z nim, ja go kocham.
- Ale my, jak to? A Consilius?
- On to dawne dzieje, ja nie mogłabym być z kimś, kogo nie kocham. Zmieniłam się. Jestem druidką i walczę w szeregach Szarych Płaszczy. Wiem, iż mam tu swój dom, tytuł księżniczki, ale ja już nic chcę tak żyć. Będę was odwiedzać, a teraz muszę już iść. Tak mi dyktuje serce. Aha tato zgodnie z umową biorę to co mi potrzebne. Aha i Ignis będzie mu towarzyszył. Dziękuję wam za wszystko. - Potem pobiegła do Ezamela i rzekła:
- Idziemy?

Ezamel - 2008-11-29 20:30:39

-    Nie. Lecimy. – odparł Ezamel i dodał, widząc konsternację – Na orłach. Mam ich małe stadko.

Amorsis - 2008-11-29 20:34:55

Amorsis uśmiechnęła się, zdarła z siebie ubranie, pod którym miała skórzane wdzianko, krzyknęła " Adeo  iri  adii "  po czym z oddali przyleciał olbrzymi smok. Druidka odwróciła się do Ezamela i powiedziała: - Pozwól, że ja będę miała swój środek transportu.

Ezamel - 2008-12-01 10:34:54

Ezamel spojrzał chłodno na smoka.
- Leć nad nami, kryj się w chmurach - polecił inkwizytor - lepiej będzie, jak nikt się na niego nie przygotuje. Wyląduj w górach, starając się nie pokazywać. Dam ci jednego orła, którym wrócisz do nas.
Wyszedł na balkon, załadował swoje rzeczy na dwa brązowo-czarne orły, sam zaś dosiadł Białopióra, który wpierw ugiął się pod ciężarem, lecz zaraz wzbił się wyżej i dał zniecierpliwiony okrzyk.
- Z tobą poleci Furkot - wskazał jasnobrązowego orła o nieco przestraszonych oczach. Wyglądał na młodego i całkiem niedoświadczonego. - Do zobaczenia w willi! - założył kaptur i wraz z kilkoma innymi monstrualnymi orłami wzbił się pod chmury.

Amorsis - 2008-12-01 17:36:19

Amorsis zrobiła tak, jak rozkazał jej Ezamel. Później wróciła do dworu. Poszła do inkwizytora i zapytała:
- I co teraz będzie? Kiedy wyruszymy?

Ezamel - 2008-12-01 17:56:20

-    Teraz. Już. – Ezamel nie zdjął nawet tuniki. Włożył swój płaszcz, założył kaptur. Wcisnął za pas kilka sztyletów, na plecy narzucił żelazną, okrągłą tarczę i wyszedł na zewnątrz. Wyciągnął rękę i zaraz cztery masywne kruki wbiły szpony w rękaw płaszcza. Dłonią wskazał niebo swoim orłom, które zaraz wzbiły się i znikły w chmurach. Armia Ezamela grupowała się już ostatecznie przed dworem, tworząc równe, długie kolumny. Imponująca masa wojsk zwróciła swoje oczy na Ezamela, który wyciągnął w ich stronę zaciśniętą pięść.
    -    Hail Ezamel! – zakrzyknęło tysiące gardeł. Zaraz poczęli uderzać włóczniami i o tarcze, a huk oręża podniósł się potężny. Wzbiły się w górę ptaki z drzew, drżała ziemia. Ezamel spojrzał na Amorsis i uśmiechnął się, dumny ze swoich towarzyszy. Gdzieś w jego oczach kryły się łzy, czy to wzruszenia, czy nieodkrytego smutku.
    -    Hail Amorsis. – rzekł do niej i wyciągnął ku niej zaciśniętą pięść. – Czy poprowadzisz swą królewską dłonią czwarty batalion pierwszego korpusu łuczników?

Amorsis - 2008-12-01 18:39:43

Księżniczka zawahała się, ale po chwili zgodziła się. Zapytała jeszcze Ezamela:
- To co mogę użyć mojej tajnej broni? No wiesz, w końcu Ignis nie jest taki straszny - tu mrugnęła oczkiem i dodała - Trzymaj się przyjacielu. Obiecuję, że Twoi łucznicy dadzą z siebie wszystko, a teraz pozwól, że rozdam ładunek strzał od mego ojca. One są specjalnie zrobione dla takich przeciwników, jakimi są Mroczne Elfy. Mam nadzieję, że wygramy tę walkę.

Ezamel - 2008-12-01 18:50:55

Ezamel pokiwał sceptycznie głową.
    -    Widząc bal z mrocznymi średnio wierzę w te strzały. W trakcie marszu przedstawię ci dowódcę korpusu łuczników i pozostałych dowódców batalionów. Trochę ich będzie, ale chodzi głównie o to, że jeżeli zobaczysz ich martwych, to ktoś musi dalej wydawać rozkazy.
    Wyłapał wzrokiem Steava i kiwnął na niego. Mężczyzna zaraz przygalopował i razem z Amorsis ruszyli na czele Armii Zero. Armii Szarych Płaszczy.
    -    Dwa tygodnie. – powiedział Steav – Przez ten czas Consilius zajmie wszystko na południe od Pól Razalanu. Orły mówią, że cywile uciekają w panice i nieładzie. Nikt tam nie dowodzi. Totalna anarchia i chaos. Cesarz wie.
    -    Cesarz wie. – potwierdził Ezamel. – Amorsis! Jeśli zginę, to będziesz podlegała Steavowi. Jak samopoczucie? Mam nadzieję, że smok nie zwraca na siebie uwagi?

Amorsis - 2008-12-01 18:54:11

- Mój smoczek ma się bardzo dobrze. Po drugie nie wygaduj mi głupot, że zginiesz. Będę się słuchać Steava. Moje samopoczucie dobra. Aha no i mam propozycję. Mogę paktować z Consiliusem?

Ezamel - 2008-12-01 18:59:47

Ezamel podniósł brwi.
    -    Będziemy paktować z Consiliusem. Tak to się zazwyczaj odbywa.
    -    Cesarz wie. – odezwał się Steav i uśmiechnął.
    -    Wie. Ale chcę zobaczyć, co wie Consilius. – odrzekł Ezamel i zamyślił się. – Cesarz czeka na coś. Wszystko się wyjaśni niebawem.
    Znowu zwrócił się do Amorsis.
    -    Walczę w pierwszym szeregu, to nie sztuka tam zginąć. A rycerze muszą być na to gotowi, by nie oddać pola, gdy wódz już martwy. Czeka nas dwa tygodnie marszu po pustkowiach.

Amorsis - 2008-12-01 19:05:48

Amorsis po tej rozmowie rozstała się z Ezamelem. Nagle z lasu wybiegło zwierzę. Druidka nie mogła uwierzyć. Pobiegła szybko z krzykiem:
- Nokturnus! Ty żyjesz! - Wilk znowu zjawił się, aby walczyć. Od tego czasu, kiedy księżniczka odnalazła swojego przyjaciela minęły dwa ciężkie tygodnie wyczerpującego marszu po pustkowiach.

Ezamel - 2008-12-01 19:17:50

Śnieg leżał płasko, cienko. Wiatr dmuchał lekko z południa. Na wschodzie zaś orły zobaczyły nadchodzącą armię. Ezamel rozstawił wojska w szyk, długi, ciągnący się niemal na milę szereg podzielony na trzy części, z której prowadził środkową. Obok niego jechał Steav i Wazowski, dowódca pierwszej części.
    -    Gdy tylko zobaczymy ich na horyzoncie wybijamy się w czwórkę naprzód. Consilius powinien także wyjść nam naprzeciw. Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że zasypią nas strzałami.
    -    Kto nie ryzykuje umiera tylko raz. – rzekł Steav. Wazowski westchnął. Spod długich wąsów i rudej brody wypadła smuga pary.
    -    A jeśli mają więcej, niż widziały orły? – zapytał Wazowski – One widziały tylko pole, jakie zajmowały mroczne. Ale oni widzieli orły i mogli się po prostu maksymalnie skupić w jednym miejscu.
    -    Tego nie wiem. – odparł Ezamel – Ale dowiem się niebawem. Widać pierwsze sztandary elfów! Teraz!
    Odwrócił się i kiwnął na starego Szarego Płaszcza.
    -    Prowadź ich do wzniesienia. Tam zatrzymaj się. – wyłapał Amorsis i dał znak, by ruszyła z nimi.

Amorsis - 2008-12-01 19:20:52

Amorsis dostrzegła znak Ezamela. Pogalopowała do niego, a gdy dotarła zapytała się:
- O co chodzi? Coś się stało? Będziemy rozmawiać, tak?

Ezamel - 2008-12-01 19:31:47

-    Zobaczymy. Naprzód! – ruszyli w stronę wyłaniających się wojowników. Zdecydowanie więcej. Ich armia rozciągała się o wiele bardziej, niż Ezamela. Inkwizytor w galopie zapisał coś i wcisnął w szpony jednego z kruków.
    Obie armie zatrzymały się na drobnych wzniesieniach. Pośrodku nich zwolnił Ezamel i czekał. Zaraz w ich stronę ruszył jeździec. Młodziutki, smukły mroczny elf o jasnych, długich włosach w czarnej, obcisłej zbroi. Samotny.
    Zatrzymał się kilka metrów przed nimi.
    -    Dobry dzień dla sępów. I kruków. – przywitał się. Uśmiechał cały czas ironicznie, głos miał zawadiacki, pewny siebie. – I widzę Amorsis! Cóż za spotkanie, raz spacery pod księżycem, a drugi walka po przeciwnym froncie. Coś macie do powiedzenia, czy to tylko spacerek na rozgrzewkę?

Amorsis - 2008-12-01 19:36:08

Amorsis uśmiechnęła się do dawnego przyjaciela. Potem zbliżyła się do niego i powiedziała:
- Consilius cóż za spotkanie. Pozwolisz, że pójdziemy porozmawiać na osobności? Wiesz, musimy wiele spraw omówić, a możemy się już więcej nie spotkać. - Potem spojrzała na Ezamela. Jej wzrok wskazywał, iż jest pewna siebie. Ona jedna znała Mrocznego Elfa i wiedziała, jak na niego wpłynąć.

Ezamel - 2008-12-01 19:37:53

-    Pewnie! – odparł Consilius i zaśmiał się. – Ale jeszcze mam jedną sprawę do Szaroburych.
    Ezamel milczał.

Amorsis - 2008-12-01 19:40:12

- No więc, Consiliusie drogi. Wiem, że może dzisiaj spotykamy się w dziwnych okolicznościach. Elf przeciwko elfowi, to jak brat przeciwko bratu. Dlatego proszę Cię, podpiszmy rozejm. Ja nie chcę walczyć przeciwko Tobie, a nie mogę opuścić Ezamela. On uratował mi życie, a Ty nie jesteś mi obojętny.
Książe Mrocznych Elfów czuł coś jeszcze do Amorsis. Zamyślił się, a potem dodał:
- Ale on jest wysłannikiem cesarza, cóż ja zrobię, jeżeli on na mnie napadnie?
- Nie martw się. Inkwizytor nie jest taki zły. Ja go bardzo lubię. Zaopiekował się mną. Jak już mówiłam, uratował mnie. Wiesz, że nasze elfickie życie jest cenne. Nie karz mi wybierać.
- Dobrze, więc. Podpiszmy ugodę. Niech żadne z naszych stron, nie rusza swoich terenów. Amorsis robię to tylko dla Ciebie, nie chcę Twojej śmierci, ani takiego przeciwnika, jakim Ty jesteś. Zaprowadź mnie do niego.
Amorsis pogalopowała wraz z mrocznym elfem do Ezamela, który bardzo poważnie wyglądał.

Ezamel - 2008-12-01 20:12:54

Ezamel spojrzał na księcia i zaczął od razu.
    -    Cesarz nie podpisze ugody, a ty nie odejdziesz stąd na zawsze. Czego chcecie z naszych ziem?
    -    Sługus Cesarza nie powinien wiedzieć takich rzeczy. Chociaż... podobno masz coś, co by nas satysfakcjonowało.
    -    Nic nie wiesz.
    Consilius zaśmiał się.
    -    Masz w swojej jaskini Archanioła! Zaburza eter wokoło twojego pasma! Czuć go aż tutaj! Myślisz, że umieszczenie go w pierścieni podprzestrzeni załatwi sprawę? Powiedz – nie wiesz, co z nim zrobić.
    -    Szukacie przejść?
    -    Mamy jedno. Niestety piekielne.
    -    Oddaj mi je.
    -    Tego chciał Cesarz.
    Ezamel wyglądał, jakby coś go uderzyło. Niemal spadł z konia.
    -    Łżesz! – krzyknął Inkwizytor.
    -    To on nas zaatakował. Powiedz – po co mu byłyby graniczne góry? Tam nie ma nawet miedzi! Ma niezliczone hektary pustych ziem, możesz jechać miesiąc i nie zobaczyć żywej duszy! To mag! Otrząśnij się wreszcie!
    -    Sprawy cesarstwa nie są moje. Ja szukam wrót piekieł. Chcę spokoju na moich ziemiach.
    -    Przyszedłeś tu z jego rozkazu! Jak myślisz, po co? Chciał cię zniszczyć, a przynajmniej osłabić na tyle, żebyś nie był w stanie powstrzymać go od Archanioła i twoich wrót.
    -    Niebiańskie wrota zawarły się. Archanioł śpi. Nic nie mogłem zrobić.
    -    Ezamelu! Nim wrócisz do domu, twój archanioł będzie martwy! O to im chodzi.
    -    Czego chcesz za dostęp do piekielnych wrót? – zapytał nagle Ezamel.
    -    Nie zdobędziesz Piekielnego Tronu.
    -    Zdobędę.
    Consilius spoważniał.
    -    Wpuścisz tam nas. Będziemy płacić ci dziesiątą część zysków z najlepszego miesiąca raz w roku.
    -    Z dwóch średnich miesiąców. I pójdziesz ze mną.
    -    A potem ty ze mną. – odparł Consilius.
    Ezamel zamyślił się.
    -    Dasz mi wejście do wampirów. I otworzysz moją bramę.
    -    Skarby z piekieł dzielimy po połowie.
    -    Z każdej połowy czwartą część dla wampirów. Artefakty dla anielskiej armii.
    -    Anioły nie pójdą ramię w ramię z wampirami.
    -    Pójdą. – zapewnił Ezamel.
    -    A co z rozkazem Cesarza?
    -    Pieprzyć zdrajców.
    Consilius pokiwał głową.
    -    A kto będzie nowym cesarzem?
    -    Ktoś, kto odda ci zagrabione ziemie razem z okolicznymi pustymi ziemiami. – oznajmił Ezamel. Consilius wyciągnął miecz. Ezamel także.
    -    Najpierw do ciebie. Ryzykujemy? – zapytał Consilius.
    -    Mamy wybór?
    -    Nie. Amorsis! W imię naszej dawnej miłości! Daj nam dość magii, by przenieść nas wszystkich do twojego lasu!

Amorsis - 2008-12-01 20:20:47

Amorsis, jak zwykle nic nie rozumiała z męskiej mowy. Spojrzała na obu swych przyjaciół i rzekła:
- Dobrze, zrobię to, ale potem wyjaśnicie mi o co chodzi. - Po tych słowach wyszeptała coś, co tylko rozumiały mroczne elfy. W parę minut znaleźli się wszyscy w lesie, koło jej domu. Druidka powiedziała:
- No a teraz powiecie mi co się dzieje?

Ezamel - 2008-12-01 20:25:19

Ezamel czuł. Steav także. Z daleka, z dworu Ezamela dało się słyszeć huki. Pojedyncze.
    -    Spóźniliśmy się. – oznajmił Consilius. – Ale udało się! Bierz lewą flankę! Formować szyki! Szereg! Dalej, chłopcy! – mroczny elf zniknął między drzewami ustawiając wojowników. Ezamel milczał. Spojrzał na Amorsis.
    -    Nie oszczędzaj nikogo. Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Naprzód! Naprzód! Wazowski! Pilnuj lewego korpusu! Steav! Prowadź drugi! Idę pierwszym.

Amorsis - 2008-12-01 20:29:05

- Ezamelu jeżeli teraz walczymy ramię w ramię przeciwko cesarzowi to może ja poślę po mojego ojca. Słyszysz? - ale Ezamel nie słyszał, był już za daleko. Druidka postanowiła więc sama podjąć decyzję. Napisała liścik i dała go orłowi, który znał ją bardzo dobrze. Teraz czekała zwarta do walki, a także na wiadomość nie tylko od ojca, ale także na rozkaz wprowadzenia jej smoczka.

Ezamel - 2008-12-01 22:37:02

Maszerowali.
    Ich wielki szereg wyłonił się z lasów i niczym ramię giganta szykowało się do zadania ciosu. Młody Consilius wydawał energicznie rozkazy, dodawał otuchy swoim rycerzom.
    Ezamel zaś wyszedł przed swoją armię, wezwał generałów.
    -    Wazowski! Niechaj twoi przodkowie i Stwórca będzie z tobą! – zsiadł z konia. Oddał wodze któremuś adiutantowi i uściskał swojego generała. Tak samo postąpił ze Steavem. Zaczepił tarczę na przedramię lewej ręki i chwycił włócznię. Wyszedł daleko naprzód, lecz mimo to ledwo widział końce zjednoczonej armii. Przed sobą miał kłębiące się chaotycznie masy wojsk cesarskich, inkwizycji i łowców wampirów.
    Odwrócił się do Szarych Płaszczy. Zdjął kaptur i rozpuścił włosy.
    -    Bracia! Wielcy strażnicy północy, niezwyciężone Szare Płaszcze! Dziś dzień stajemy znów do walki tutaj, pod Szarymi Górami, na naszych równinach. Kim jest nasz agresor? Czyż nie jemu służyliśmy tak długo, jedynie za pogardę i szyderstwa? Czyż może być większa zdrada od tej, gdy pan wysyła swojego sługę prosto w paszczę lwa?
    Dał kilka kroków w stronę rycerzy. Głos jego stał się czystrzy, jeszcze mocniejszy, a jego słowa niosły się na sam koniec doliny.
    -    Co jednak powie pan, gdy sługa wróci cały z lwem jako towarzyszem? Niechaj teraz płacze, niech giną zdrajcy! Dziś nie okażemy litości. Jesteśmy tu po to, aby pokazać, jak wielką siłą jesteśmy! Aby zemścić się za zdradę! Aby rozpocząć nowy rozdział w naszym życiu! Aby napisać historię! Nową historię! Za mną bracia! Za krew i honor!
   
    I ruszył pierwszy naprzód, a za nim armie dwie potężne. Nim wróg zebrał się z nieładu, nim dostrzegł, jak wielki błąd popełnił – już Ezamel stał przed nimi, już rozkazy puszczał. Już starły się wojska, w okrutnej rzezi. Rozbił Ezamel w pył przednie straże i gromił już centralne siły.
    Z lewej zaś flanki uciekły cesarskie siły, a Wazowski mieczem swym na tyły wroga prowadził. Lukę zaś wypełnił Steav, rozciągając szeregi na całą długość i klinem wchodząc we wschodnie flanki cesarstwa.
    Consilius zaś puścił wpierw salw dziesiątkę, strzałami niczym gradem zasypując wroga, by zaraz szeregiem najeżonym włóczniami wdeptać w ziemię Łowców Wampirów i bataliony Inkwizycji.
    Który padł niedobity – konał pod stopami przeciwnika, który uciec chciał – od swojego ginął, aż panika ogarnęła cesarskie gwardie i poczęły uciekać bezmyślnie. Wezwał tedy Ezamel swe orły, które ruszyły za uciekającymi, by żadnego przy życiu nie zostawić.

Amorsis - 2008-12-01 22:43:46

Nagle zza lasów usłyszano tupot z 400 tysięcy kopyt. Amorsis odwróciła się. Tak, to był jej ojciec ze swoją armią. Król przyłączył połowę wojsk do mrocznych, a drugą część do Szarych Płaszczy. Druidka zaś znowu wypowiedziała słowa, które przywołały smoka. Teraz cesarskie siły nie miały już szans. Księżniczka w pocie czoła oddawała coraz rzewniej kolejne strzały, nie poddawała się, była oddana całkowicie walce.

Ezamel - 2008-12-02 10:07:05

Nie ostał się ani jeden przeciwnik. Obie armie stały przed zrujnowanym dworem, gdzie przy bramie i oknach leżały stosy trupów. Kilku cesarskich gwardzistów jeszcze ruszało się. Orły krążyły nad polem bitwy razem ze smokiem. Ezamel odwrócił się. Spojrzał na niezliczoną konnicę elfów i wyszedł ku nim. Zrozumiał, że mimo wszystko stał się pionkiem. Że zdradził go każdy sojusznik.
- Dzięki ci za wsparcie, Fluctusie! - zaczął. Szedł powoli. - Czego teraz oczekujesz? Dokąd dalej podążysz?

Król elfów wyznaczył miejsce i czas spotkania. Ezamel zaś natychmiast zabrał Amorsis, Consiliusa i Steava w góry. Minęli puste wieże strażnicze, do których cesarskie wojska nie zdążyły dotrzeć. Weszli do wąskiej, głębokiej jaskini i w ciemnościach przeszli długimi, krętymi korytarzami do małych, żelaznych drzwi. Ezamel otworzył je kluczem o wymyślnych kształtach i weszli do sporej groty, jasnej, lecz punktu, z którego biło światło nie sposób było znaleźć.

Stał tam nagi anioł, o włosach białych, idealnej budowie ciała i niezwykle przystojnych rysach twarzy. Ciało jego nie odbiegało od wyglądu Apollina, z tą różnicą, że nie miał żadnych włosów. Jego skrzydła smutno opadały wzdłuż pleców do wysokości pięt. Głowa lekko opadała mu na pierś.
- Oto Archanioł. Udało nam się otworzyć tutaj bramę i ściągnąć go tutaj. Nie zdążył się przedstawić - brama zawarła się i został tutaj uwięziony w swojej sennej trumnie. Choćbyśmy chcieli - nie mogliśmy go sprowadzić z powrotem do domu. Dzięki niemu mamy anielską krew. Jego krew. Tylko to, co płynie w żyłach Archaniołów jest w stanie zabić natychmiast demona. Odkąd jednak zaczął robić się zbyt blady, nawet jak na anioła, nie ściągamy z niego już ani kropli. Pije tylko czystą wodę, spójrz.
Ezamel nabrał z dzbana szklankę krystalicznej wody i otworzył usta. Anioł pił, jakby był przytomny.
- Jest z nami od dziewiętnastu lat. Straciliśmy nadzieję na uratowanie go. Szukamy bram... O co chcesz zapytać, Amorsis?

Amorsis - 2008-12-02 20:08:23

Fluctus nic nie chciał, zrobił to tylko dla córki. Ta zaś nie wiedziała, od jakiego pytania zacząć. Tyle ją pytań nurtowało, toteż zadała podstawowe:
- Możecie mi wszystko dokładnie wytłumaczyć? Ja nie kapuję, po co ta wojna, ten anioł, piekło?

Ezamel - 2008-12-02 20:23:05

-    Odkąd człowiek odkrył i zaczął ujarzmiać magię pragnął wyjść poza nasz wymiar, pójść w stronę bogów. I zrobił to. Poznał nieciekawą prawdę – życie nie kończy się tutaj. Czasoprzestrzenny wymiar nad nami to niebo, skąd wyciągnąłem tego Archanioła. Pod nami – piekło. Nasze dusze po śmierci nie idą do żadnego z tych miejsc – jedynie jednostki, które nie chcą, lub wiąże ich coś więcej z tym światem. Dlatego każdy Szary Płaszcz trafia do piekła...
    Odkąd odkryto te wymiary, próbowano je zbadać, dostać się do nich. To otworzyło drogę materialnym częściom piekła wejść do nas poprzez pewne miejsca. Piekielny władca, jeśli istnieje, wysyła na nas swoje sługi. Samo otworzyliśmy im drzwi... Wiele wieków temu, po walnej bitwie armii niebios wspartych przez wszystkie istoty z naszego świata – wyparto całkiem demony i zamknięto bramy. Ale nic nie trwa wiecznie... Otworzyły się znowu i demony po raz kolejny zaczęły nas nękać. Wtedy pojawiłem się ja i rzuciłem wyzwanie piekłu. Historię mojej bramy już znasz, niebawem zobaczymy bramę Consiliusa. Jedyne pytanie to dlaczego Cesarz chce tych bram. Ten anioł miał nam pomóc, wskazać drogę do pokonania demonów.

Amorsis - 2008-12-02 20:26:50

Amorsis zamyśliła się, po chwili powiedziała:
- Rozumiem. Martwię się jednak teraz inną sprawą, co z nami będzie? Stawiliśmy się cesarzowi. Wygraliśmy, to prawda, ale co dalej? Będziemy się tu ukrywać? Ezamelu?

Ezamel - 2008-12-02 20:30:13

Ezamel uśmiechnął się. W jego oczach błysło szaleństwo.
    -    Nie. Pójdziemy do piekła. Cesarz zanim znowu zbierze armie, minie kilka, kilkanaście tygodni.
    Consilius stał cały czas przed Archaniołem. Był od niego o głowę niższy. Wpatrywał się w jego twarz, coraz intensywniej.
    -    Czy to wszystko, co chcesz wiedzieć? Spodziewałem się więcej pytań.

Amorsis - 2008-12-02 20:32:01

- Ezamelu, czyś Ty zwariował? Do piekła! Przecież to czyste szaleństwo, jak my możemy ... echhh. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?

Ezamel - 2008-12-02 20:36:45

Wzruszył ramionami.
    -    Tylko to, że jeśli mnie opuścisz, nie zrobisz tego z pewnością sama. Może i mam autorytet, może i wierzą we mnie i może Szare Płaszcze to JA, ale ich wiara jest za mała. Chociaż lepiej niech wątpią teraz, niż przed szturmem na piekielny tron.

Amorsis - 2008-12-02 20:40:59

- A mogłabym teraz odpocząć, zasnąć? Przecież przed nami jest tak długa droga.

Ezamel - 2008-12-03 10:13:17

Ezamel posmutniał. Wyglądał na zawiedzionego.
- Czy nie chcesz poznać historii założyciela Szarych Płaszczy? Może już nie być okazji.
Spojrzał na mrocznego.
- Consilius! A ty?
- Pewnie. Warto znać swojego wroga. Znaczy już przyjaciela. - uśmiechnął się szelmowsko.

Amorsis - 2008-12-03 22:09:03

- Dobrze Ezamelu posłucham tej historii. W końcu jestem jedną z was.

Ezamel - 2008-12-03 22:22:09

-    Zejdźmy niżej...
    Tam, niemal w korzeniach gór, Ezamel skrył wiele ksiąg swoich przodków. Na ścianach wisiały mapy, szkice... Wiele notatek kłębiło się po podłodze.
    -    Szczerze mówiąc, moi rycerze znają tylko pobieżnie moją historię. Wystarczyło im, że jestem ostatnim z rodu Troi, ostatnim potomkiem Hektora, syna Priama, króla Troi. Oto Durandal – wyciągnął swój długi miecz – Ma w sobie więcej artefaktów, niż można wymarzyć. Oto, co wiedzą o mnie wszystkie Szare Płaszcze. Zadowalające?

Amorsis - 2008-12-03 22:25:27

- Jak na mnie to nie. Ja chciałabym wiedzieć o Tobie coś więcej. - potem wskazała na najbardziej zniszczoną i zakurzoną księgę
- Może opowiesz nam co ona zawiera? Ona i te inne? Jesteśmy teraz z Tobą i powinniśmy wiedzieć o Twoim życiu. Ja Ci powiedziałam wszystko. - potem spojrzała na Inkwizytora z zaciekawieniem

Ezamel - 2008-12-03 22:28:15

-    To? – uśmiechnął się – To tylko historia mojego rodu. Mity, legendy, wiara i taktyki walki. Myślę, że nie ma czasu na czytanie tych tomiszczy. I nie ma sensu schylać się nad zapomnianymi historiami – nic nie trwa wiecznie, nawet najpotężniejsze mocarstwa.

Amorsis - 2008-12-03 22:35:44

- Chcesz mnie zbyć tak? Ja się nie dam. Długa noc przed nami i nie wiadomo, jak się skończy, a dobrych wspomnień nigdy za wiele. Z resztą Ezamelu jesteś tak tajemniczą osobą, że mógłbyś chociaż raz się otworzyć. Przynajmniej przede mną. Dobrze? - Amorsis patrzyła na niego przeszywającym wzrokiem - To jak będzie?

Ezamel - 2008-12-04 19:09:41

-    Troja runęła przez konflikt o kobietę. Zniszczono nas podstępem, a garstka, która została, uciekła morzem na półwysep, gdzie próbowała odrodzić się... Uciekłem z barbarzyńskiego pogromu i trafiłem tutaj. Więcej ci dzisiaj nie opowiem. Czeka nas ostatnia próba otwarcia bram do nieba...

Amorsis - 2008-12-04 19:14:28

Amorsis westchnęła. Teraz wiedziała już czemu Ezamel tak bardzo bał się kobiet. Uśmiechnęła się do niego a potem powiedziała:
- Więc jaki mamy plan? Mój ojciec będzie potrzebny? Ja wiem, że ostatnio zrobiłam coś bez Twojej zgody, ale musiałam ratować ludzi. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Po chwili zamyślenia dodała jeszcze - A czy nasz Anioł przeżyję tę wędrówkę? Sam mówiłeś, że jest wykończony, więc co robimy? Jaki mamy plan?

Ezamel - 2008-12-04 19:17:12

-    Razem z Consiliusem spróbujemy jeszcze raz otworzyć bramę do nieba. Tam, gdzie była otwarta dziewiętnaście lat temu... Myślę, że Archaniołowi to wisi. Chodź, wracamy do niego. I przygotuj energię...

Amorsis - 2008-12-04 19:19:38

I znowu szli przez podziemne korytarze, które oświetlał tylko blask pochodni. Po pewnym czasie doszli do anioła.
- Dobrze to co ja teraz mam zrobić? Do czego potrzebne Ci są moje czary?

Ezamel - 2008-12-04 19:25:49

-    Do niczego. Będziesz akumulatorem, daj rękę mi i Consiliusowi. – mroczny wyglądał na nieobecnego, mamrotał coś pod nosem, przesunął ręką przed oczami i oznajmił.
    -    Jest tutaj. – wskazał nieokreślone bliżej miejsce na gołej ścianie pieczary.
    -    Eter wokół Archanioła nie będzie zakłócał naszych fal? – zapytał Ezamel.
    -    Najwyżej. Dla międzywymiarowych załamań czasoprzestrzennych wszystko może być zakłóceniem. Nie ma czasu na tworzenie próżni. – rzekł Consilius, lekko zniecierpliwiony.
    -    No to jedziemy. Gotowi?

Amorsis - 2008-12-04 19:30:27

Równym głosem krzyknęli "Tak". Nagle poczuli jakby przeszła przez nich fala. Potem przebrnęli przez ciemny tunel ku jasności. Niebo było nieskazitelnie białe. Wszyscy zatrzymali się o złotej bramie. Amorsis czekała na ruch Ezamela.

Ezamel - 2008-12-04 20:37:59

-    Co za kretyn wlazł w bramę! Nie mieliśmy przechodzić! – warknął Ezamel i spojrzał na Consiliusa. Mroczny tylko rozglądał się dookoła.
    -    Ciekawe miejsce. Dwie gwiazdy... Ciekawe, ile księżycy...
    -    Pomyśl, jak wrócić do domu, astronomie.
    Sam jednak z ciekawości spojrzał na białe niebo i dwa słońca oświetlające ziemię. Wtedy usłyszał świst.
    W jednej milisekundzie wyciągnął miecz i zablokował cios Archanioła. Poczuł jego niezwykłą siłę i zachwiał się, lecz nie upadł. Archanioł wzbił się znowu pod słońca.
    -    Pieprzony drań, wzięło go z nami. – mruknął Consilius.

Amorsis - 2008-12-04 20:44:56

Amorsis nie rozumiała nic, ze zdziwieniem spoglądała na wszystko. Odwróciła się do towarzyszy z niepokojem i powiedziała:
- Ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje? Czemu on nas zaatakował? I czemu tutaj jesteśmy?

Ezamel - 2008-12-08 09:22:19

- Uwierz, że wiemy tyle, co ty. - oznajmił Ezamel.
- Uciekł anioł. Chyba go rozeźliłeś. - Consilius schował miecz. - Ugrzęźliśmy tu. Nie otworzymy bramy.
- Idziemy tam. - wskazał złote wrota, które pięły się na wysokość trzech wiekowych dębów. Nie miały jednak żadnych klamek. Ezamel usiadł więc pod nimi i zapalił papierosa. - Będziemy czekać.
- Na co? - Consilius nagle odezwał się zdenerwowany - Na kogo?
- A wiesz, gdzie iść? Tu nic nie ma. Będziemy czekać.
Consilius mruknął coś w swoim języku i zaczął obchodzić dookoła bramę. Z niej dało się słyszeć jakieś głosy, lecz żadnego nie był w stanie zrozumieć.

Amorsis - 2008-12-08 19:32:07

Amorsis była zła. Jak Ezamel mógł w takim miejscu palić papierosa? Zdenerwowana druidka podeszła do niego i powiedziała:
- Jak możesz palić peta tutaj? - nagle doszły do nich dziwne dźwięki, które z sekundy na sekundę były coraz bliżej. Amorsis odwróciła się i wtem zobaczyła, jak złota brama otwiera się, a z niej wychodzą tysiące aniołów, które świeciły jasnym, nieskazitelnym światłem. Na czele tej gwardii szedł stary, siwy człowiek. Jakby ich przywódca, lecz skrzydeł nie miał. Podszedł do trójki przyjaciół i rzekł:
- Co was tu sprowadza? Czego szukacie?

Ezamel - 2008-12-08 19:48:55

-    Krwi. – odparł Ezamel, nie wstając nawet. Palił spokojnie dalej, wpatrzony w niezwykłe niebo. – Anielskiej krwi. Ruszamy do piekła, by obalić jego władcę. Przy okazji oddaliśmy wam waszego Archanioła.

Amorsis - 2008-12-08 19:51:17

Święty Piotr popatrzył na niego jak na obłąkanego.
- Dziecko co Ty mówisz? Ty do piekła? Nie wygrasz z szatanem. No i po co Ci ich krew? Ona sama na nic się nie zda.

Ezamel - 2008-12-08 19:57:50

-    Krew waszego Archanioła ratowała nam tyłki przez dziewiętnaście lat. – zgasił papierosa w trawie. – Zasnął, gdy przypadkiem sprowadziłem go do siebie. Co do szatana... Wygram. On jest w ciemności. Ja się jej nie boję.

Amorsis - 2008-12-08 20:05:58

- Dobrze więc damy Ci tę krew, ale powiedz, czy walczysz w słusznej sprawie? Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Ratujesz życie innym - tutaj spojrzał na Amorsis - mimo że zrzucasz na nich to przekleństwo bycia po części wampirem, to chronisz życie innych. Dlatego damy Ci tę krew. A Wy uważajcie na niego, bo wbrew wszystkiemu to wartościowy inkwizytor. Potem wziął Ezamela na boczek i powiedział: - A Ty uważaj na Amorsis, bo dokona rewolucji w Twoim życiu. - odwrócił się i zapytał -  To jakie macie intencje?

Ezamel - 2008-12-08 20:14:21

-    Krew. I armia. – odrzekł Ezamel. – Mamy już około trzydzieści tysięcy zbrojnych, ja i Consilius. Zwrócimy się o pomoc do wampirów i wszystkiego, co ma dość sił, by iść za mną. – zmierzył wzrokiem starca – Nie znasz moich intencji. Jeśli nie dość ufasz, ruszaj ze mną.

Amorsis - 2008-12-08 21:53:59

- Jak ja święty mam ruszać na diabły? Mogę jedynie Ci zaoferować anioły i archanioły z tym, że one same muszą się na to zgodzić. Jeżeli na to przystaną udadzą się z Tobą, lecz pamiętaj nie wykorzystuj tylko ich krwi. Jedynie my jesteśmy odporni na wpływy złego.

Ezamel - 2008-12-09 08:30:02

- Szatan też był aniołem... - przypomniał Ezamel. Spotkał się wzrokiem z Consiliusem i dodał: - Zaprowadzisz nas do swojej siedziby?

Amorsis - 2008-12-09 09:08:12

- Nie mogę Cię tam zaprowadzić. Tam mają wstęp tylko ludzie umarli. Może wpuszczę Cię, kiedy sam będziesz jednym z nich. - potem zastanowił się i powiedział - Tak, tak... no anioły się zgodziły, możecie je wziąć, tylko uważajcie na nie. - na jego twarzy pojawił się uśmiech. Piotr odwrócił się i zginął wśród armii aniołów. One natomiast zostały, czekając na rozkazy Ezamela.

Ezamel - 2008-12-09 15:41:19

- Consiliusie! Prowadź ich do siebie. Ja z Amorsis i Steavem pojadę na północ, prosić o pomoc wampiry.
Gdy znaleźli się już na dziedzińcu, osiodłali konie i ruszyli przez wąwozy.

Amorsis - 2008-12-10 08:18:10

Cała droga, która prowadziła do wampirów była ciemna. Z całą pewnością dlatego, że słońce zabija te istoty. Amorsis patrzyła na te wszystkie krajobrazy z zaciekawieniem, ale i ze strachem. Zawsze się bała, ale w głębi miała nadzieję, iż wszystko się uda. Elfka spojrzała na przyjaciela i powiedziała:
- To jak oni wyjdą na słońce, jeżeli je zabija? - tutaj westchnęła - Ezamelu? A czy armia mojego ojca się przyda? Powiedzieć mu? - na twarzy Amorsis widać było zarumienienie, co świadczyło o mały zdenerwowaniu.

Ezamel - 2008-12-10 14:21:09

- Nie ufam twojemu ojcu. - odparł Ezamel - Wybacz, ale nie wydaje mi się, że jego intencje są szczere. - wyciągnął spod fałd płaszcza kawałek suchara i zjadł. Popił z piersiówki i kontynuował - Wampiry... Teoretycznie światło ich zabija, ale nie teraz, gdy słońce wciąż kryje się za grubą warstwą chmur. Ale nawet latem potrafią wyjść, jeśli zabezpieczą się jakimiś specyfikami. Ale w dzień śpią. I są piekielnie aroganckie, uparte, zadufane w sobie i nienaturalnie piękne. I niebezpieczne. Jeśli źle trafimy, to jakiś nas potnie na kawałki, zanim zdążymy się chociaż przestraszyć. - westchnął i zatrzymał się - Tutaj zanocujemy. Wiem, że jeszcze jasno, ale od tej nocy będziemy szli tylko po ciemku. Rozpalcie ognisko i schowajcie broń, ale miejcie ją przy sobie. Ja sprawdzę okolicę.
Po tych słowach spiął konia i pognał naprzód.

Amorsis - 2008-12-10 14:27:38

Amorsis było przykro, że Ezamel nie miał zaufania do jej ojca. Przemilczała to, z resztą i tak już był za daleko żeby cokolwiek mu powiedzieć. Druidka usiadła przy ognisku, zjadła kawałek czerstwego chleba i popiła go wodą. Następnie czekała jeszcze z jakąś godzinę na inkwizytora, lecz ten nie wracał. W końcu znużył ją sen i zasnęła, nie będąc przykryta żadną płachtą, a noc była zimna.

Ezamel - 2008-12-10 14:42:07

Wrócił godzinę przed północą. Obudził Amorsis i Steava.
- Ruszamy. Czysto w promieniu pięciu mil.
Zadeptał ognisko i czekał, aż wstaną.

Amorsis - 2008-12-10 14:45:18

Zaspana Amorsis wstała z ziemii, było jej strasznie zimno i tak naprawdę nie wiedziała, o co chodzi. Przecierając oczy i ziewając, zapytała Ezamela:
- To co teraz będziemy robić? Udamy się do wampirów, tak?

Ezamel - 2008-12-10 19:08:55

- Chyba się jeszcze nie obudziłaś. Myślę, że pierwsze domy zobaczymy jutro. Potem powinno pójść szybko.
Spojrzał w czarne niebo.
- Nie mamy czasu. Szybko, szybko!

Amorsis - 2008-12-10 19:17:02

- Dobrze, tylko się czegoś napiję. - wypiła wodę, a potem wskoczyła na konia - Dobrze więc jedziemy. Niech dobre wiatry nas prowadzą. - tutaj uśmiechnęła się i dodała - wszystko będzie dobrze

Ezamel - 2008-12-10 19:23:13

- Nie będzie. Nie jestem naiwny. – powiedział do Amorsis, a Steavowi rozkazał – Trzy mile naprzód! Jeśli kogokolwiek zobaczysz – wracaj do mnie.

Amorsis - 2008-12-10 19:31:06

Amorsis i Ezamel zostali sami. Dziewczyna nie wiedziała co do niego powiedzieć. Nie chciała znowu narzucać mu swojej miłości, która się w niej nadal paliła. Była poważna, ale i smutna. Nadal zastanawiała się, czemu on nie ufa jej tacie. Co to spowodowało? Drudika spojrzała na ukochanego i tylko się uśmiechnęła.

Ezamel - 2008-12-10 19:37:25

- Ta cisza jest straszna.
Ezamel widział majaczące kikuty jakiegoś spalonego domu. Poza nim nie było żadnych punktów orientacyjnych, poza górami za plecami.
- Niebawem przekroczymy granicę. Jesteśmy intruzami. Pamiętaj, że nikt nas tu nie chce.

Amorsis - 2008-12-10 19:43:59

- Ezamelu, a możesz mi opowiedzieć tak bardziej szczegółowo o tych wampirach? W jaki sposób się narodziły?

Ezamel - 2008-12-15 15:33:41

Wzruszył ramionami.
- Ilu bardów, tyle możliwości. Wiadomo jednak, że są długowieczne, zachowują urodę i młodość przez bardzo długo. Dzielą się na różne rody, czystej i nieczystej krwi, wysokie i niskie, arystokratyczne i kapitalistyczne, wciąż się kłócą i prowadzą raz na jakiś czas domowe wojny, wykluczając któryś "dom" lub tworząc nowy. Władzę nad całością sprawuje jeden, który stara się trzymać wszystko w garści. Miałem tam kiedyś znajomości, teraz nie wiem, minęło dużo czasu.

Amorsis - 2008-12-16 20:14:51

- A właściwie czemu akurat wampiry? Dlaczego nie inne stworzenia? One są, aż tak silne, żeby nam pomóc tam na dole? - Amorsis zarumieniła się, a potem dodała - Ezamelu? To prawda, że kiedy wampir wbije się w ciało to spowoduje, iż można się zamienić w niego? To są tylko legendy?

Ezamel - 2008-12-16 20:21:15

- A jak myślisz, dlaczego stałaś się Szarym Płaszczem?... – wzruszył ramionami – Za wstydliwa historia to wszystko. Dowiesz się może kiedy indziej. – wskazał ją palcem i dodał: - I nawet nie pytaj!

Amorsis - 2008-12-16 20:24:59

Amorsis pochyliła głowę i spojrzała na Ezamela niewinnymi oczkami. On zaczął czytać w jej myślach. Amorsis bardzo pokochała inkwizytora, z dnia na dzień coraz bardziej, ale nie mogła liczyć na odwzajemnienie tego uczucia. Po jakiejś godzinie druidka zobaczyła dziwne budynki. Spojrzała na towarzyszy, otworzyła usta, z których potem wypłynęły słowa: - Czy to już?

Ezamel - 2008-12-16 20:36:28

Ezamel niemal krzyknął.
    -    A gdzie Steav? Gdzie ktokolwiek? Szybciej! Mam złe przeczucia!
    Gdy zaczęli mijać pierwsze domostwa – parterowe, zazwyczaj ceglane, budynki rozrzucone rzadko i dość chaotycznie, rzucała się na uszy straszna cisza i głębokie napięcie.
    Wybite szyby, zakrzepła krew... Żadnych ciał.
    Pokazał Amorsis, by nie odzywała się.

    Wyszarpnął miecz tak szybko, że rozdarł rękaw płaszcza. Nie zdążył.
    Wielkie cielsko wilkołaka zrzuciło go z konia i wbiło w ziemię. Miecz wypadł, w oczach i głowie pociemniało od uderzenia i cuchnącego futra.

Amorsis - 2008-12-16 20:43:40

Amorsis nie wiedziała, co robić. Szybko wzięła łuk i strzeliła prosto w szyję bestii. Z jej szyi wypłynęła krew, a cielsko zwaliło się na Ezamela. Druidka szybko zeskoczyła z konia i odepchnęła wilkołaka. Spojrzała na ledwo kontaktującego Ezamela, dłonią dotknęła jego twarzy, wlała mu coś do ust, które po chwili obdarowała pocałunkiem. Wiedziała, że nie mogła tego zrobić, właśnie wtedy, kiedy inkwizytor nie kontaktował za dobrze, ale chciała i postąpiła według serca. Czekała z niepokojem na przebudzenie ukochanego i resztę bestii.

Ezamel - 2008-12-16 20:47:43

Zakrztusił się i wyrzucił z siebie wszystko, co przed chwilą miał w ustach na twarz Amorsis. Zerwał się najszybciej, jak mógł, podniósł miecz i rozejrzał się. W głowie wciąż mu się kręciło, lecz nie dawał za wygraną.
    Wyciągnął zza pasa sztylet i zaczął obracać go powoli w palcach.
    -    Srebrne groty to dobra rzecz... – mruknął do Amorsis i zaczął mruczeć krótką inwokację. Rozejrzał się i oznajmił – Steava tu nie ma. Na koń!

Amorsis - 2008-12-16 20:49:56

Amorsis spojrzała się na Ezamela ze zdziwieniem, a na jej twarzy pojawił się grymas. Wzięła szmatę nasączyła wodą i wytarła twarz.
- Dobrze jedziemy.

Ezamel - 2008-12-17 21:49:10

Ruszyli pędem przed siebie. Gdy wyjechali z wioski i znowu wtopili się w ciemności, Ezamel dojrzał na śniegu krwawe ślady. Idąc wzdłuż nich dałoby się odtworzyć potyczkę, która tu się odbyła...

    Steav, zaatakowany w opuszczonej wsi, zabił wilkołaka i mając na karku kolejnych dwóch próbował uciec na północ z nadzieją, że znajdzie tam jakąś odsiecz. Jeden z wilkołaków dogonił go i ranił głęboko w nogę. Steav odciął mu łapę i przebił krtań, zostawiając go. Sam zaś czołgał się dalej na północ. Nie uciekł jednak daleko – osłabiony jeszcze raz stawił czoło napastnikowi i znowu wygrał. Dotarł między samotną kępę drzew i tam założył prowizoryczny opatrunek i byłby umarł, gdyby nie fakt, że zaczął stawać się wilkołakiem. Być może przez dużą utratę krwi, być może przez silny organizm i tajemniczych przodków Steava – przemiana nie zdołała się zakończyć. Cofnęła się, zostawiając po sobie tylko ból wszystkich mięśni.

    Ezamel natychmiast zeskoczył z konia i swoim płaszczem otulił przyjaciela. Rozpalił ognisko, przywiązał konia i wziąwszy Steava na ręce usiadł z nim przy ogniu, kołysząc się jak matka z dzieckiem.

Amorsis - 2008-12-17 21:53:35

Amorsis zeskoczyła za Ezamelem pochyliła się nad nim i Steavem pytając:
- Mogę mu jakoś pomóc? Przecież jestem nie tylko łuczniczką, ale i druidką. - spojrzala na rany przyjaciela i wydawało się, że trochę zbladła.

Ezamel - 2008-12-18 19:26:29

-    Nie wiem... – odparł Ezamel. Głos miał pusty, rozpaczliwy, jak wołanie z dna studni. – On nie może umrzeć...
    Przytulił jego głowę do swojej piersi, patrząc w ogień. Płomienie odbijały się od jego srebrnego pancerza i kolczugi, tańczyły pomarańczowo-czerwonymi fantomami po włosach i mokrej od zimnego potu twarzy.

Amorsis - 2008-12-18 19:31:32

Amorsis nadzwyczaj nie lubiła widoku krwi. Mimo wszystko zbliżyła się do Steava szepnęła coś, a potem patrząc w oczy, które w tej ciemnej aurze były wręcz granatowe, powiedziała:
- Nie wiem, czy to pomoże. Mam nadzieję, że tak, a teraz musimy opatrzyć go i zrobić jakieś nosze. Ja się nim zajmę, Ty poszukaj czegoś do ich stworzenia. Nie martw się, będę na niego uważać. Nie możemy tutaj tak go zostawić. - uśmiechnęła się do ukochanego mężczyzny i czekała na jego reakcję.

Ezamel - 2008-12-18 19:34:01

-    Nosze? Zostawić?.. Wezmę go na swojego konia, ale o poranku. Mam nadzieję, że do tego czasu zdoła oprzytomnieć. Jeśli nie – zawracamy, nie mogę go stracić.

Amorsis - 2008-12-18 19:37:36

- Chyba będziemy musieli zawrócić. On nie wygląda dobrze. Do rana będziemy czuwać na zmianę. - po tych słowach zaczęła go opatrywać. Jego rany były bardzo głębokie i silnie krwawiły. Druidka ze słabością sięgnęła po swoją apteczkę. Nie pierwszy raz spotyka się z takim widokiem, zawsze sobie radziła, więc teraz też będzie dobrze. Amorsis ze swojej brązowej torby wyjęła zioła oraz kawałki bawełny. Potem przyłożyła je do rany wcześniej polewając jakąś miksturą. Elfka była zrozpaczona. Widok zdołowanego Ezamela bardzo ją bolał, dlatego nie mogła mu powiedzieć całej prawdy. Chociaż podejrzewała, że ukochany wie, iż utrata takiej ilości krwi doprowadzi Steava do śmierci. Po tych czynnościach dziewczyna jeszcze coś szepnęła po Elficku, a potem powiedziała:
- Kochanie nie martw się. Będzie wszystko dobrze. Musi być. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby go uratować. Uwierz mi. A teraz? Połóż się, a ja go popilnuję. Jesteś zmęczony. - tutaj spojrzała w jego niebieskie oczy i dodała - Kocham Cię Ezamelu! - w jej sercu pojawiła się nadzieja, że on też to do niej czuje. Czekała na jego słowa.

Ezamel - 2008-12-20 14:21:45

-    Nie będzie dobrze, sama widzisz. Gdyby go poharatał wampir, to wiedziałbym co robić, a tak? Nie mogę go stracić, nie mogę!
    Nagle czasoprzestrzeń ugięła się na chwilę, rozświetliła niebo czerwonym blaskiem na moment, niczym piorun. Czuć było w powietrzu odór palonego wodoru.
    -    To nie wilkołaki! – usłyszał Ezamel i poderwał się z mieczem w dłoni. – Dwóch ludzi, jeden elf.
    Ezamel poczekał, aż grupa wampirów podejdzie bliżej. Gdy oświetlił ich blask ogniska dojrzał skórzane, obcisłe pancerze, niepełne płytówki i żelazne hełmy z podłużnym prześwitem na oczy. Wszystko w tonacji srebrno-czarno-czerwonej.
    -    Amasjusz Kastet. Witaj po latach. – powiedział sucho do wampira o krótkich, białych włosach i twarzy dwudziestolatka. Jego rysy i cera były nadzwyczaj młode, lecz oczy zdradzały jego wiek.
    -    Ezamel z Troi. Syn wiadomo kogo i potomek wiadomo kogo. Przybyło ci tytułów od naszego ostatniego spotkania? – zaszydził Amasjusz i schował długi, wąski miecz. – Jesteś na naszym terenie. Czego tu szukasz?
    -    Waszego króla.
    -    Królowej, kochany. Dajasz zginął był haniebną śmiercią, gdy przeprawiał się przez jezioro.
    -    Akurat. – odparł Ezamel i machnął ręką – W każdym razie – muszę porozmawiać z władcą.
    -    Słuchaj, trafiłeś na ciężki okres, środek walk o władze i wpływy. W dodatku obrodziło się wilkołakom. Królowa trzyma najwięcej domów, lecz wiele arystokratycznych rodów zamknęło się w swoich zamkach i grabi sąsiadów. Chore. Wszystkich bym pojedynczo na kole łamał. – spojrzał na Steava – A ten co? Śmierć bliżej niż dalej.
    -    Rzuć go podprzestrzenią do mojego dworu.
    -    Coś nie za wiele ci przybyło umiejętności. – stwierdził Amasjusz. Rzucił krótką inwokację, a ciało Steava znikło.
    -    A ty kto? – Amasjusz spojrzał na Amorsis.

Amorsis - 2008-12-20 14:30:55

- Amorsis, Panie. Elfka i druidka, córka Fluctusa, króla Silvy, a od niedawna jestem również szarym płaszczę. A Ty kim jesteś? - spojrzała na wampira

Ezamel - 2008-12-20 14:38:33

-    Amasjusz Kastet, łapię niegrzeczne dziewczynki. Po coś ją tu ciągnął? – zwrócił się do Ezamela.
    -    Przestań. Zaprowadź nas.
    -    Och, panie wielki! Na rozkaz! – skłonił się teatralnie i zaśmiał – Mówisz, o co chodzi i wtedy pójdziemy. Masz szczęście, że trochę cię znam, inaczej już byśmy cię zaszlachtowali.
    -    Nie znasz, skoro myślisz, że dałbyś mi radę.
    -    Do rzeczy!
    -    Chcę trzy wasze korpusy.
    -    Do czego?
    -    Do piekła.
    Amasjusz zamrugał skonsternowany.
    -    Tyś oszalał. A co będziemy z tego mieć?
    -    Ziemie w piekle i, kto wie, może kawałek cesarstwa.
    -    Odbiło ci do reszty. Dobra, wracamy na posterunek. Nie mam już sił, by walnąć nas bezpośrednio pod pałac, więc spędzimy czas w stróżówce. W południe może dobijesz się do królowej.
    -    A jak ona się nazywa?
    -    Akacja z domu Egridów.
    -    Kurwa...
    -    Bez wątpienia. Ale przynajmniej wszystko jeszcze się trzyma dzięki niej. Włazić! Słabnę!
    Ezamel wszedł pierwszy w błyszczące, śmierdzące spalenizną przejście...

Amorsis - 2008-12-20 14:41:30

Amorsis była wzburzona jak mała dziewczynka:
- Jak on mógł stwierdzić, że jestem niegrzeczną dziewczynką? Pfff.... Ezamelu po co nam ich pomoc jeżeli w ogóle jej nie chcą? A Ta Królowa? - druidka była zazdrosna o inkwizytora - Czemu musimy do niej iść?

Ezamel - 2008-12-22 14:57:16

Ezamel wzruszył ramionami.
- Ostrzegałem, że są dość aroganccy. Do królowej musimy iść, bo trzydzieści tysięcy żołdaków nie pójdzie na "hura!" za mną. W zasadzie wątpię, że dostanę cokolwiek, gdy nie znam władcy. Poprzedni dałby mi przynajmniej jeden pełny korpus z oficerami, a ona? Pewnie zabiła podstępnie poprzedniego króla i przejęła władzę. Tak tu się robi, ale kto wie... Może chociaż widmo nowych ziem poza naszą planetą rzuci jej się na chciwość, a wizja wspólnej wojny z Cesarstwem też ją przekona.
Kastet zaprowadził ich do zimnej, smukłej wieży i wskazał małą kanciapę.
- Tu śpicie. Dostaniecie coś ciepłego przed snem i PO POŁUDNIU, nie rankiem, pójdziecie pod pałac, to raptem godzina drogi, światłoluby.

Gdy rozłożyli się na dwóch "łóżkach" (drewnianych belach obitych skórą) wszedł jakiś wampir i zostawił im dwie miski gęstej zupy. Ezamel podziękował i zapalił papierosa.

Amorsis - 2008-12-22 20:03:59

Pokoik był bardzo ciemny, na suficie wisiały pajęczyny. Amorsis spojrzała na Ezamela i powiedziała:
- Ezamelu mogę trochę zupy? Jestem głodna - jej oczy były błagające - Kiedy już zjemy będziemy mogli porozmawiać?

Ezamel - 2008-12-22 20:12:06

Wzruszył ramionami i przechylił swoją miskę. Wypił wszystko dwoma haustami i kończył papierosa.
    -    O czym porozmawiać znowu? Nic więcej nie powiem ci o wampirach, bo sam nie wiem, jak wiele się tutaj mogło pozmieniać. Byłem tutaj kilkanaście lat temu. Musimy się przespać. – zdjął po kolei całą zbroję, od podkutych butów do naramienników. Owinął się płaszczem i położył na swojej belce.

Amorsis - 2008-12-22 20:17:41

Amorsis zjadła zupę, a potem rozebrała się, a swoje nagie ciało przykryła tylko króciutką płachtą, która ledwo zasłaniała jej piersi i łono. Druidka usiadła się przy Ezamelu i powiedziała: - Ja chcę porozmawiać o nas - potem położyła się koło niego - Mogę? Boję się wampirów.

Ezamel - 2008-12-22 20:19:59

Zmarszczył brwi.
    -    Nie możesz, jest za mało miejsca. Idź do siebie i się przykryj czymś, bo chora do piekła ze mną nie pójdziesz
    Przetarł oczy i obrócił się na plecy.
    -    O nas czyli o czym? A wampiry... Nic nam nie zrobią, nie mają powodu. Gdyby chcieli, zrobiliby to już dawno, albo po prostu odprowadzili grzecznie, acz stanowczo pod granicę.

Amorsis - 2008-12-22 20:23:17

Amorsis podeszła do okna. Jej rude włosy w księżycu lśniły, niczym najdroższy diament. Dziewczyna spojrzała na Ezamela, a potem niby niechcący szarpnęła lekko za płachtę, co spowodowało, że spadła z niej. Druidka nic nie rzekła, wpatrywała się tylko kusząco na inkwizytora.

Ezamel - 2008-12-22 20:31:00

-    Nie. Piękna jesteś, ale nie.
    Odwrócił od niej wzrok i wpatrzył się w sufit.

Amorsis - 2008-12-22 20:33:33

Amorsis zarumieniła się.
- Czy Ty, Ty wolisz mężczyzn? Czy po prostu nie jestem dla Ciebie odpowiednia? Wiesz, że Cię kocham, myślałam, że Ty też coś do mnie czujesz? - spuściła wzrok

Ezamel - 2008-12-22 20:37:04

Ezamel zaśmiał się.
    -    Już wolałbym chyba, żeby tak było, niż wciąż to słyszeć. Nie dość, że opinię potem psują mścicielki, to mają uraz na długie lata do mojej osoby. Chociażby taka... Akacja z domu Egridów, królowa wampirów. Wygnała mnie stąd przez to. – usiadł i wyprostował się – A powiedz mi teraz, czy źle czyni mężczyzna odporny na wdzięki innej kobiety, gdy serce oddał już innej?

Amorsis - 2008-12-22 20:40:03

Amorsis posmutniała.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś zakochany, że kochasz. Obiecuję, iż wyniosę się jak najszybciej mogę, żeby moja osoba Cię nie dręczyła. - położyła się do łóżka

Ezamel - 2008-12-22 20:55:00

Ściągnął usta tak, że została z nich tylko blada linia.
    -    Wobec tego twoja miłość jest tylko fizyczna. Ja takiej nie szukam i nigdy nie szukałem. Z Eleen została mi tylko twarz. Wspomnienie. Jeśli zechcesz ode mnie odejść – odejdziesz. Wielu to zrobi, wielu mnie zdradzi. A ty? Uważasz, że dręczysz, gdy tak naprawdę wciąż prawisz komplementy, przepraszasz, gdy uczyniłaś nieskończenie piękny gest. Kto jest władcą twojej duszy, kto kręci trybikami twoich myśli, skoro nie dostrzegasz tego, co jest jedyną drogą? Jaki krzyk musiałby się podnieść z mojego serca, żebyś zobaczyła, że nie jestem człowiekiem, którego można zdobyć, posiąść? Zobacz, jak wielką miłością darzę Steava i jego żonę, Wazowskiego, wszystkich, którzy idą ze mną. Czy oni zdobywali? Czy wiodła ich chęć posiadania, żądzy?
    Wstał i podszedł do okna. Zapalił kolejnego papierosa i pociągnął z piersiówki. Skrzywił się i schował ją.
    -    Kim jest człowiek idący samotną drogą w ciemności? Kim jest ten człowiek, skoro dźwiga bagaż monumentalnych wspomnień i pragnień przodków, których linie sięgają bogów? Kim ten człowiek jest, skoro jego celem jest zdobycie zła, posiadanie zła? Czy widzisz? Czy poznajesz mnie, mnie prawdziwego, mnie, który, nie jest tylko odbiciem w lustrze – zbroja, płaszcz, miecz i wojna? Czy chcesz go zdobyć? Dlaczego? Czy wyspa odkrywa podróżnika? Tylko w pewnym wąskim, filozoficznym sensie. Pytaj, bo tylko pytaniem poznasz przyczynę. Stwierdziłaś, że jestem zakochany... Czy można kochać kogoś, kogo już nie ma? Kto zginął w wątpliwej wierze w kolejne, lepsze światy? Dla nas, żywych, jest już nikim...

Amorsis - 2008-12-22 21:00:55

Amorsis ubrała halkę i podeszła do niego.
- Ja nie chcę Cię ranić. Pragnę zostać z Tobą, ale nie mogę być Twoim ciężarem. Rozumiesz? To co dzisiaj zrobiłam to ... ja chcę, chcę być z Tobą, nie dlatego, że jesteś sławny. Ja kocham Twoje wnętrze nie to co na zewnątrz. I nie przeszkadza mi Twoja przeszłość. Ja tak po prostu. Jeżeli Cię uraziłam, przepraszam nie chciałam. Masz prawo kochać tę kobietę, mimo że zmarła, a ja nie mam prawa wchodzić między was. Dlatego jeżeli zechcesz być ze mną w walce, to ja zostanę.

Ezamel - 2008-12-22 21:04:48

Westchnął położył się znowu.
    -    Nie rozumiesz. Nie rozumiesz, bo nie masz pytań. Nie masz, bo sprawa dla ciebie jest już zamknięta i wszystko pozostaje niezmienne. Śpij, czeka nas ciężki dzień.

Amorsis - 2008-12-22 21:05:39

- Dobranoc Ezamelu. Przepraszam, że nie umiem pytać.

Ezamel - 2008-12-23 20:38:58

Rankiem Ezamel wylazł z kanciapy i wyszedł przed strażnicę. Przed sobą miał widok na zamglone pola, majaczące na południu budynki i pogodę, która nie miała zamiaru się zmienić. Na północy zaś zaczynała rozciągać się stolica wampirzego państwa – Stalowa Szpica, nazwaną od zamku-pałacu króla – Szpicy, potężnej, wystawnej warowni o niezliczonych iglicach, wieżach. Błyszczały stalowo, rzucały ponury, ciężki cień na okolice. W miejscu, gdzie znajdowała się strażnica miejskie mury całkiem już się zawaliły, widać było jednak gdzieniegdzie daleko jeszcze ich długie kawałki.
    Odśnieżoną drogą w stronę miasta co chwilę pędziły jakieś wozy, a w samym mieście zdawał się panować spory ruch, jak na tę porę.
    Amasjusz stanął obok Ezamela i mruknął:
    -    Zbroją się na Tataraki.
    Ezamel spojrzał niepewnie na wampira.
    -    Na ród Taratasków. Cholernie trudno wymówić, a co dopiero zwalczyć. Walnęli nam na stolicę przedwczoraj gazową bombę. Pizło, że zmiotło całą dzielnicę, zabili chyba tysiąc wampirów, a dziesięć razy tyle poranili. Teraz Akacja woła do siebie siepaczy i rzuci je Skamowi, liderowi tych terrorystów, na pożarcie. – wyjaśnił Amasjusz.
    -    Dlaczego na pożarcie?
    -    Bo alchemicy Tataraków są na to gotowi. To będzie rzeź.
    -    Akacja nie jest głupia, dlaczego to robi?
    -    To tylko czystka, wysyła tych, których podejrzewa o zdradę. Wielu słusznie, ale wiesz, jak to jest przy zbiorowych wyrokach.
    Wzruszył ramionami – Widać za długo siedziałem w górach i biłem demony.
    -    Może.
    Zapalił sobie papierosa i podał jednego Kastetowi.
    -    Myślisz, że Akacja utrzyma się u władzy? – zapytał inkwizytor.
    -    Tak. Jest potężna, ma za sobą wiele rodów, niemal trzy piąte, czyli jakieś... Osiemnaście. W porywach nawet dwadzieścia.
    -    Długo u was jest takie rozbicie?
    -    Zaczęło się krótko po tym, jak wyjechałeś. Kłótnie były ciągle w najniższych rodach, potem przenosiły się wyże i wyżej... Ot, masz totalny chaos.
    -    Muszę iść do niej teraz.
    -    Może.
    -    Myślisz, że dostanę się do jej komnaty?
    -    Może.
    -    Dać ci w mordę?
    Amasjusz zaśmiał się i wyrzucił niedopałek.
    -    Możesz dać, ale po co. Zbieraj się, skoro już idziesz, wasze konie są tam, w stajni. Żegnaj.
    -    Do zobaczenia.
    Ezamel wrócił do kanciapy i obudził Amorsis.
    -    Jedziemy do Akacji.

Amorsis - 2008-12-23 20:43:24

Druidka podniosła jeszcze ospałą powiekę. Jej oko spojrzało na Ezamela:
- Teraz? Daj mi trochę czasu, przecież nie mogę wyjść naga. - po chwili Amorsis była gotowa. Wyszli razem z Ezamelem i ...

Ezamel - 2008-12-28 15:15:49

Przejechali przez wąskie uliczki, wciąż pod górę, brukowanym labiryntem w stronę Szpicy. Drogi wnet rozszerzyły się, tak, że mogły mijać się dwa, a później aż cztery wozy, co wykorzystywano dokładnie. Gdzieś poza zasięgiem wzroku Ezamela skupiały się gromady wampirów.
    Po chodnikach biegali posłańcy, ulicami pędziły konie, mijając wierzchowce Ezamela i Amorsis z zawrotną prędkością.
    Gdy w końcu dotarli pod pałac-zamek, Ezamel westchnął zrezygnowany. Na całym dziedzińcu kłębiły się wampiry różnej maści i stanów, na ulicach i chodnikach stało równym szeregiem kilka batalionów. Ktoś krzyczał, wydawał rozkazy, ktoś rozpędzał tłum, ktoś go zwoływał.
    -    Jedź za mną. – krzyknął do Amorsis i spiął konia tak, że galopem wpadł w tłum wampirów, którzy poczęli uciekać w panice. Przebił się tak do samego wejścia, gdzie zsiadł z konia i podszedł do strażnika. Szepnął mu coś do ucha, a ten przepuścił go do środka. Minął tłum pretorianów przy wejściu i skierował się schodami do góry. Czarne cegły błyszczały mrocznie, oświetlane blaskiem pochodni.
    -    Bądź ostrożna. – mruknął do elficy, gdy wparował do sali królowej, odtrącając pod ścianę strażnika.
    Skłonił się ironicznie i podszedł pod sam tron Akacji, która rozmawiała żywiołowo z grupą młodych wampirów. Była to kobieta o pięknych kształtach, długich księżycowych włosach, głębokim dekolcie odsłaniającym jej pokaźne walory i ciasnych, skórzanych spodniach podkreślających dobitnie jej ideał.
    -    Witaj, Akacjo! – zaczął Ezamel. – Przybyłem do ciebie z daleka i mam nadzieję, że raczysz mnie wysłuchać. Teraz.
    -    Ezamel, no idealny moment! – Akacja machnęła ręką, a jej służba zaraz rozbiegła się do drzwi, zostawiając ich samych. – Tylko, jak zauważyłeś, mamy trochę zamieszania. – Wstała i także ukłoniła się Ezamelowi – Z czym przychodzisz. I z kim? – spojrzała na elficę. – Kim jesteś?

Amorsis - 2008-12-28 15:22:24

- Mam na imię Amorsis, jestem druidką, elfem, szarym płaszczem, a przede wszystkim nierozłączną towarzyszką Ezamela. - Tutaj ukłoniła się i spojrzała z zazdrością na Akację. Ona była od niej o wiele atrakcyjniejsza. Potem spojrzała jeszcze raz na nią i zapytała - A czemu o to pytasz droga Akacjo?

Ezamel - 2008-12-28 17:12:37

-    Bo warto poznać ludzi, którzy podążają z moim przyjacielem. – odparła Akacja, chwyciła Ezamela pod pachę i zaprowadziła do sali obok, gdzie w trójkę usiedli na wygodnych fotelach przy mahoniowym stole.
    Służba przyniosła zaraz gorące pieczywo i inne rzeczy na tacach. Ezamel sięgnął jedynie po wino.
    -    Nic się nie zmieniłeś. – zauważyła Akacja widząc ruch Ezamela. – Pewnie przychodzisz tutaj w sprawie jakiejś wojny, prawda? Orły doniosły mi o mobilizacji cesarstwa przeciwko tobie. Opowiedz mi o tym najpierw.
    -    Zostałem wysłany na samobójczą misję, by powstrzymać armie mrocznych elfów.
    -    Consiliusa, prawda? – przerwała Akacja. – Niebezpieczny elf, wielce niebezpieczny...
    -    Lecz nie doszło do starcia. – kontynuował Ezamel. – Dogadałem się z Consiliusem i wróciłem wraz z jego armią pod mój dwór, gdzie stała już armia cesarstwa, którą rozbiliśmy w pył. Teraz zamierzamy, podobnie, jak zamierzał cesarz, podbić piekło.
    -    Rozumiem zatem, że cesarstwu chodziło o wolny dostęp do twojej bramy?
    -    Dokładnie. Mojej i bramy mrocznych.
    -    A gdzie widzisz nas w tym konflikcie?
    -    Trzy korpusy, Akacjo, a oddam ci tyle piekielnych ziem, że nie zapełnisz ich wampirami przez tysiąc lat.
    Akacja zadumała się chwilę, upiła łyk wina i odparła.
    -    Trzy korpusy to za dużo. Sama mam ich tylko dziesięć, w dodatku niepełnych, a Tarataskowie stoją u bram, podobnie jak wilkołaki. Nie potrzeba mi aż tyle piekielnych ziem. Wystarczy mi procent skarbów, jaki znajdziesz w piekielnych lochach.
    -    Ile możesz mi zaoferować?
    -    Jeden korpus bez generałów. Plus twoja pomoc teraz.
    Ezamel zapalił papierosa.
    -    Jeden? I jakiej pomocy oczekujesz teraz ode mnie?
    -    Zniszcz, wdepcz w ziemię Taratasków. Dostaniesz ode mnie trzy pełne kompanie – trzy tysiące nowicjuszy, uzbrojonych i po podstawowym szkoleniu, ci, którzy zostaną pójdą z tobą jako dodatek do jednego korpusu.
    -    A jeśli mi się nie uda?
    -    Tobie? – Akacja zaśmiała się i położyła rękę na dłoni Ezamela – Nigdy nie przegrałeś. Nigdy. Odkąd pamiętam wygrywałeś wszystkie bitwy dla Gajusza, wszystkie! Pamiętasz, jak mając tysiąc konnych rozbiłeś potężną armię wilkołaków?! Pamiętasz to? Jak niesiono twoje imię aż do samej Szpicy? Uda ci się, Ezamelu, zniszczysz dla mnie Taratasków, a ja dam ci cały korpus zawodowców.
    -    Chcę Amasjusza Kasteta jako generała mojego korpusu. – odparł Ezamel, odsuwając dłoń. Strzepnął popiół z papierosa do popielniczki i spojrzał w oczy Akacji, która westchnęła i poprawiła kosmyk włosów.
    -    Niech będzie.
    Ezamel uśmiechnął się i odprężył.
    -    Słyszałem, że Gajusz utonął? – zapytał Ezamel.
    -    Owszem. – odrzekła Akacja, łamiąc kawałek ciasta – Gdyby pozostał u władzy rok dłużej, nic nie zostałoby z naszych ziem. Musiałam to zrobić.
    -    Dlaczego mi się przyznajesz?
    -    Bo nic z tą informacją nie zrobisz. Nikt mi tego nie udowodni, a i tak wszystkie rody, które mnie popierają, wiedza, że tak musiało być.
    -    Gajusz był mi jak ojciec.
    Akacja wstała i zapaliła.
    -    Myślisz, że ja go nie kochałam? Był mi panem przez tyle lat, służyłam mu radą, mieczem... Służyliśmy mu razem, Ezamelu. Ale świat się zmienił, a on nie. On pozostał stary, nie dostosował się do nowych warunków i byłby rozdziobany przez sępy, takie jak Tarataskowie! To była konieczna ofiara. Modlę się za niego, płakałam za nim, naprawdę! On był spokojny, on rozumiał. Ty też zrozum – dla dobra kraju. Dla dobra narodu.
    -    Nie mogłaś go po prostu uwięzić, gdzieś na wyspie, gdzie mógłby żyć dalej w luksusie, lecz już bez władzy, tak jak zrobił to samo z Paulą?
    -    Nie. Nie Gajusz. Zbyt wielu go popierało i chociaż on sam nie chciałby tego – sami żołnierze w jego imieniu wszczęliby rebelie. Nie, Ezamelu! To była najlepsza decyzja.
    Ezamel pokręcił głową i zdusił papierosa.
    -    Porozmawiamy później, zaprowadź mnie do armii, którą wystawiasz na Taratasków.
    -    Zaczekaj! Niech wypowie się Amorsis! Powiedz, czy źle zrobiłam, obejmując władzę?

Amorsis - 2008-12-28 18:00:57

- Mimo, że znam sytuację z opowieści to jednak uważam, iż rzeczą niegodną jest dochodzenie do władzy przez zabijanie ówczesnego władcy. Nie powinno się tego robić. Władza jest zawsze nadawana z pokolenia na pokolenie, albo przez większość innych i tak powinno być. Nikt nie ma prawa zabijać króla, można go abdykować, ale nigdy nie pozbawiać życia!! Uważam, iż to był haniebny czyn. I nie interesuje mnie, czy teraz rozkażesz mnie zabić. To jest moje zdanie i go nie zmienię.

Ezamel - 2008-12-28 18:11:15

Akacja machnęła ręką.
    -    Nie byłoby króla wampirów, gdybym ja nie przejęła władzy. Ruszamy. Zaprowadzę was bezpośrednio do twoich ludzi. – klasnęła w dłonie i kazała zawołać pretorianów. Kompania ciężko opancerzonych mężczyzn torowała im drogę aż do powozu, gdzie część usiadła przy woźnicy, część ruszyła za Akacją konno. W karocy usiadła jedynie ona, Ezamel i Amorsis.
    -    To kawałek drogi – rzekła Akacja i uśmiechnęła się do Amorsis. – Myślisz o mnie jak o potworze. Dlaczego? Czy ty nigdy niczego nie poświęciłaś dla większego dobra?

Amorsis - 2008-12-28 18:16:57

- Czemu myślę o Tobie, jak o potworze? To proste. Ta śmierć nie była uczyniona dla dobra, tylko dla zaspokojenia Twojej żądzy i pychy. Ja ratuję życie i uważam je za najcenniejsze. Ale nie będę się powtarzać prawda? - potem spojrzała na Ezamela - Będziemy mogli później porozmawiać na osobności? - uśmiechnęła się do przyjaciela

Ezamel - 2008-12-28 18:27:08

Akacja nachyliła się nad Amorsis. Spojrzała jej głęboko w oczy.
    -    Pomyśl – przypuśćmy, że piętnaście lat temu Gajusz pozostał u władzy, nie dokonałam przewrotu, zostałam dowódcą Armii Popiołu i na tym się skończyło, tak przypuśćmy. W tym samym roku wybucha pierwsze powstanie – Gajusz wysyła część wojsk, by je stłumić, lecz jest zbyt miękki, by je zniszczyć. Traci więc kolejne prowincje na rzecz różnych rodów. Sąsiedzi patrzą – mają okazję przejąć władzę. Wybucha kolejne powstanie, i kolejne, kolejne. Gajusz prędzej, czy później zostałby zamordowany. Ja zrobiłam to zanim doszło to całkowitego chaosu. Mam pod sobą dwadzieścia z dwudziestu ośmiu oficjalnych rodów. Gajusz miał piętnaście. Czy nadal uważasz, że poświęcenie jednego człowieka nie jest warte setek tysięcy żyć, które zginęłyby w kolejnych buntach? Gajusz był dobrym władcą pięćdziesiąt lat temu. Jego czas się skończył, tak, jak kiedyś skończy i mój. Nie jestem potworem, jestem pionkiem, który podtrzymuje królestwo wampirów w całości. Czy nie mam racji, Amorisi?

Amorsis - 2008-12-28 18:33:32

- Nie, nie masz i mówię po raz setny, że nie będę się powtarzać. - burknęła na Akację i wyjęła z torby książkę, którą zaczęła czytać namiętnie. Książkę, o walce i stworzeniach, a także o odpowiednim ich leczeniu.

Ezamel - 2008-12-28 18:43:08

Akacja zaśmiała się perliście.
    -    Ezamelu! Powiedz, że nigdy nie wciągniesz jej w politykę! Jest taka niewinna. – zmierzyła wzrokiem inkwizytora. – Bo twoja polityka jest niezmienna – armia, podbój, twarda ręka, dobro mieszkańców... Powiedz mi, po co ci piekło? Czy tak bardzo pragniesz zmartwychwstania swojego rodu?
    -    Czuję, że tak musi być. To jest droga.
    -    Do piekła.
    -    Do piekła. – uśmiechnął się Ezamel i patrzył przez okno karocy na ceglane domy. – Trudno.
    -    Szkoda, że nie mogę iść z tobą.
    -    Chyba dobrze, za łatwo by mi poszło. – zaśmiał się inkwizytor.
    -    Możliwe. A dlaczego chcesz Amasjusza?
    -    Zapomniałem dodać, że Amasjusza i jego całą kompanię.
    -    Okrutnik. – prychnęła Akacja. – To moi najlepsi rycerze.
    -    Wiem. Ale dasz mi ich, prawda?
    -    Dam. Tylko pokonaj zdrajców.
    -    Alechemicy, prawda? Jedyni w królestwie. – mruknął Ezamel.
    -    Niestety. Postaraj się nie spalić ich bibliotek.
    -    Dobrze. A ilu masz magów, poza Kastetem i jego adeptami?
    -    Niewielu, ale też na niewiele się zdają. Zima to zły czas. Poza tym zbuntowali się nekromanci i nie wiem, co knują. Ale tym już się nie martw, Ezamelu.
    Inkwizytor kiwnął głową i nic już nie mówił.

Amorsis - 2008-12-28 18:49:28

Amorsis spojrzała na Ezamela. Wyrwała kartkę z notesika i szybko coś napisała. Potem oddała to ukochanemu. Na kartce widniała następująca wiadomość: - Długo jeszcze? Muszę z Tobą pogadać, a obecność Akacji tutaj nam to uniemożliwia. To ważne. Może mogę pomóc z tymi czarownikami.

Ezamel - 2008-12-28 18:55:14

Ezamel kiwnął głową. Niebawem dojechali na miejsce. Akacja przedstawiła mu dowódców każdej kompanii, pokazała oficerów i wskazała zbrojownię. Udał się tam razem z Amorsis. Gdy znaleźli się sami, inkwizytor mruknął.
    -    To nie czarownicy. To alchemicy. Dodają jedno do drugiego w swoich laboratoriach i robią bomby, miny, trucizny, pułapki, eliksiry. To żadna magia, tylko chemia. My mamy tylko broń konwencjonalną. Ruszymy na ich zamek z paroma drabinami, wieżami oblężniczymi... Każę każdemu zabrać kuszę i dwa kołczany, tarczę, włócznię i miecz. Będzie ciężko, ale daleko nie idziemy.
    Idąc korytarzami zbrojowni Ezamel co chwilę próbował jakiś miecz, włócznię. W końcu spojrzał na Amorsis.
    -    Rozumiesz?

Amorsis - 2008-12-28 19:28:16

- Tak, rozumiem, ale ich się nie da pokonać bronią. Oni mają wiele mikstur i eliksirów. Musimy się wspomóc czarodziejami i druidami tylko w nich nadzieja. Wiesz, że alchemik może znikać, czy być nie widzialnym wypijając coś. Ja też to mogę, ale za pomocą innych sił. Rozumiem, że Akacja wysyła nas na rzeź, tak samo, jak zrobiła to z Twoim przyjacielem, dlatego musimy oprócz broni, wspomóc się także czarami.

Ezamel - 2008-12-28 20:01:37

Ezamel zaśmiał się szczerze i poklepał Amorsis po ramieniu.
    -    Akacja wie, że mam świadomość, jak trudnych mam przeciwników, inaczej sama by ich poprowadziła. Mam plan, ale skoro mówisz, że i ty masz coś w rękawie, to słucham?

Amorsis - 2008-12-28 20:07:19

Amorsis wściekła się. Powiedziała do Ezamela podwyższonym tonem -Przepraszam, ale jak mnie nie rozumiesz to nie moja wina. Przed chwilą Ci powiedziałam mój plan. Ty mnie w ogóle nie słuchasz!!

Ezamel - 2008-12-28 20:19:40

Ezamel uśmiechnął się.
    -    A co to za plan „musimy to, musimy tamto”. To tylko słowa, a co chcesz zrobić tam, na polu bitwy i pod zamkiem Tatarasków? Sama ogarniesz całe pole bitwy, oblężenie i zdobywanie zamku swoimi czarami?
    Pstryknął palcami na swojego nowego adiutanta – krótkowłosego wampira o piwnych oczach i dał mu kilka rozkazów.
    -    Średnie uzbrojenie, dobre tarcze, każdy kusza i dwa kołczany, średnie miecze i włócznie. Ciągniemy cztery wieże, dwadzieścia drabin, dwadzieścia balist... Macie oliwę? No to załaduj z dziesięć tuzinów skrzyń. Żadnych większych zapasów, każdy bierze przy sobie na dwa dni. Jasne? Idziemy dwunastoma kolumnami, dwieście metrów odstępu, jak zawsze... Bez czujek na tyłach.
    Zamyślił się jeszcze chwilę.
    -    Ile to zajmie czasu?
    -    Godzinę.
    -    Doskonale. Macie mapy? Tak? Prowadź.
    Adiutant zaprowadził Ezamela i Amorsis do małego pokoiku na szczycie wieży. Widok stąd rozciągał się na wschód – puste, śnieżne pola i zachód – tętniąca życiem stolica wampirów oraz groźnie wyglądająca Szpica.
    Ezamel oddalił adiutanta i zostali sami. Z półki wyciągnął jakąś wielką mapę i rozłożył na stole.
    -    Spójrz. – wskazał – Idziemy od wschodu. Spotkamy armie Tatarasków na polach przed ich zamkiem, myślę, że nie zbierze ich więcej niż trzy do pięciu tysięcy, będzie zaskoczony. Nie spodziewam się tutaj żadnych alchemicznych sztuczek. Uderzymy zwartą falangą, wpierw ostrzeliwując z balist i kusz, później odepchniemy ich włóczniami. Zapewne zaczną uciekać, lecz my zostaniemy na stanowiskach i będziemy szykować się do szturmu. Od tej pory wszystko się może zdarzyć. Co będziesz mogła zrobić, by ochronić naszą linię przed ich sztuczkami? Słyszałaś, że jedną bombą zniszczyli pół dzielnicy.

Amorsis - 2008-12-28 20:29:12

- My druidzi nie możemy za wiele zrobić, ale czarownicy mogą rzucić na przykład czary obronne, albo takie, które wykryją pułapki, mogą zamrozić ich na pewien czas, a wtedy Ty z Twoją armią zrobicie, co trzeba. Tylko że czarodziei trzeba sprowadzić od Consiliusa, bo mroczni są najlepsi rozumiesz, a do tego jeszcze walczą łukami. Myślę, że to dobry kompromis. - Amorsis zawahała się, a potem rzekła - Przepraszam, za moje zachowanie. Mam pytanie, czy Ty nadal coś do niej czujesz? - spuściła głowę, niczym skarcony piesek.

Ezamel - 2008-12-28 20:32:55

Ezamel skrzywił się.
    -    Nie damy rady ściągnąć tutaj nikogo. Jesteśmy my i oni. Czy dałabyś radę zabezpieczyć chociaż część wojska podczas szturmu na zamek? Jakaś magiczna bariera, nie wiem...
    Pokazał prosty odcinek murów w twierdzy Tatarasków.
    -    Tutaj uderzymy. Nie ma wież i blisko do samej twierdzy. Tylko pola... Pewnie zaminowane... Chodzi o samą pomoc w doprowadzeniu rycerzy pod mury, nie chcę ich wysyłać, aż przeciwnikom skończy się amunicja...

Amorsis - 2008-12-28 20:46:54

Amorsis posmutniała, złapała Ezamela na dłoń i patrząc mu głęboko w oczy zapytała: - Ufasz mi? Odpowiedz, a ja wtedy zrobię to co stosowne. - potem pocałowała Ezamela z namiętnością i rzekła - Żegnaj. Mam nadzieję, że kiedyś się zobaczymy. - potem szybko pobiegła na dół, aby zrobić to, co uważała za słuszne. Wiedziała, że tylko czarodzieje mogą im pomóc, dlatego korzystając z resztek sił przywołała ich, a Ci natychmiast przybyli do niej. Było ich około 50. Pochodzą z różnych stron. Druidka upadła na ziemię, posiadała jeszcze tylko trochę sił dlatego też, wyszeptała słowa, po których pojawiło się 50 druidów. Kobieta miała świadomość tego, że oni będą nie tylko potrzebni do walki, ale i do leczenia ran. Potem ostatkami sił powiedziała, teraz słuchajcie Ezamela, wybiorę jednego spośród druidów i czarodziei, niech on wami dowodzi. Po chwili odpoczynku powiedziała: Jonasus i Arbor. Od teraz oni będą tu dowodzić. Potem straciła przytomność, Wybrała najsilniejszych i najmądrzejszych. Jonasus, mroczny elf, ale mimo tego miał piękne długie blond włosy, najpotężniejszy i najmądrzejszy. Arbor leśny elf,potężny druid, był w stanie uleczyć setkę ludzi na raz, co normalnie zabiłoby zwykłego druida.

Ezamel - 2008-12-28 21:00:43

Ezamel pokręcił głową. Chwycił Amorsis w ramiona i rozejrzał się za adiutantem.
    -    Wynajdź jakąś karocę dla niej. Ty! – wskazał młodego druida. – Będziesz jej pilnował.
    Młodzieniec kiwnął głową. Gdy podjechała kareta, położył Amorsis na puchowe siedzenia i wsiadł wraz z druidem do środka.
    -    Ocucisz ją. – powiedział – I zawołasz, kiedy się ocknie.

    Rozejrzał się po swoich nowych rycerzach. Podzielił natychmiast druidów na malutkie kompanie i przydzielił ich po równo do armii wampirów.
    -    Trzymajcie się z tyłu, brońcie wampirów i leczcie ich.
    Do czarowników zaś rzekł:
    -    Idziecie za mną wszyscy. Rozkazy dostaniecie bezpośrednio na polu bitwy.

    Akacja stała na szycie strażnicy i obserwowała, jak za horyzontem nikną długie nitki rycerzy, wozów i machin. Uśmiechnęła się lekko, poczym wróciła do pałacu...

Amorsis - 2008-12-28 21:05:18

Amorsis ocknęła się, ale przy sobie zobaczyła młodzieńca, druida. Powiedziała to niego niemrawym głosem: - Ezamel? - potem opuściła głową, aby trochę odpocząć. Czekała na niego, nie wiedziała, czy to nie będzie pożegnanie na zawsze. Młody druid, Eryk znalazł Ezamela. - Amorsis jest bardzo słaba, musi odpocząć i nabrać sił, ale teraz jest na krawędzi, rozumiesz? Albo wypocznie i wstanie, albo zaśnie na zawsze.

Ezamel - 2008-12-28 21:12:22

-    Samobójca. Poradziłbym sobie! Weź Arbora i ją uratuj! Natychmiast!
    Siedział w siodle i wciąż wydawał rozkazy. Jego adiutant był już zdyszany i czerwony od zmęczenia.
    -    Za godzinę będziemy. – oznajmił. – Kiedy rozstawiamy szeregi?
    -    Gdy zobaczymy zamek. Ale powoli, tak, jak ci opisałem. Załatwiłeś wszystko?
    -    Tak, panie.
    -    Dobrze. Czekaj tu.
    Zostawił go na czele środkowej kolumny, sam zaś zawrócił do maszerujących za nimi czarodziei.
    -    Staniecie na początku między balistami a falangą. Gdy zaczniemy szturm, lub jeśli pojawią się wcześniej działania alchemików – wkroczycie do akcji i będziecie osłaniać moich rycerzy, w porządku? Działacie razem, na cały mój szereg – CAŁY. Nie możemy się złamać.
    -    Tak jest!
    Wrócił do adiutanta, który powiedział natychmiast.
    -    Był Eryk. Podobno dzięki Arborowi już jej lepiej.
    -    Jakby co – będę w jej karocy.
    Podjechał do Amorsis i uśmiechnął się na widok jej otwartych oczu. Obok siedział Arbor, mamrocząc jakieś czary.

Amorsis - 2008-12-28 21:17:55

Amorsis odwzajemniła uśmiech, potem powiedziała słabym głosem: - Nie mogłam inaczej, sama nie dałabym rady. Wybacz mi... a jak walka? Za godzinę do was dołączę. - Arbor popatrzył na Amorsis - Chyba we śnie, droga siostro, a teraz pozwólcie, że ja i Eryk wyjdziemy na zewnątrz, w końcu leczenie tak upartej elfki jest wyczerpujące. - tutaj mrugnął do Ezamela

Ezamel - 2008-12-28 21:20:29

-    Akurat za godzinę się rozpocznie. Lepiej zostań tutaj, będziecie na tyłach. Cieszę się.
    Popędził naprzód i dojrzał już wieże zamku.
    -    Formować szyki!

Amorsis - 2008-12-28 21:28:29

Druidka zamknęła oczy, a potem rzekła do Ezamela: - Masz troszkę czasu żeby ze mną pobyć? To dla mnie ważne.

Ezamel - 2008-12-28 21:31:58

-    O czym chcesz porozmawiać?
    Ezamel patrzył, jak z kolumn tworzy się powoli szereg falangi.

Amorsis - 2008-12-28 21:34:34

- Nie chcę porozmawiać. Chcę Cię zapytać. Powiedz mi, odpowiedz, czy Ty kochasz kogoś? Czy kochasz Akację?

Ezamel - 2008-12-28 21:38:06

Ezamel westchnął.
    -    Nie kocham jej tak, jak byś sobie myślała. Ale kocham ją i wszystkie wampiry, jak rodzinę. Są częścią mojej historii, poprzysiągłem pomoc władcom wampirów i tej przysięgi będę dotrzymywał. Tu uczyłem się magii, walki i polityki. A kogo kocham? Durandala. – wyciągnął swój miecz. – Mojego Durandala, najwspanialsze ostrze, niezniszczalne i pełne żywokryształów. Zaraz zacznie się piekło. Co chcesz wiedzieć jeszcze?

Amorsis - 2008-12-28 21:41:22

Amorsis spuściła oczy - Porozmawiamy, jak wrócisz, teraz jesteś zbyt zajęty walką. Idźkaj, ja odpocznę.

Ezamel - 2008-12-28 21:52:12

-    Będziesz stąd widziała całe pole bitwy.
    Spiął konia i popędził przed szereg. Pięć na sześćset. Przodem oficerowie, z tyłu druidzi, dalej magowie. Ezamel uśmiechnął się. Widział, jak pod zamkiem kotłują się szeregi Taratasków. Poczuł, jak krew się w nim burzy, jak grzeją mięśnie, przyspiesza oddech. Wyjechał naprzód wyciągnął miecz i pocałował go.
    -    Przyjaciele! Bracia! Rycerze Prawdziwej Królowej Akacji z domu Egridów! Nie lękajcie się sił nieprzyjaciela! Są z nami magowie ze wszystkich stron świata! Nie lękajcie się zdrajców! To oni drżą przed wami! To oni będą uciekać i konać na tych polach! Wgnieciemy ich w ziemię jak robaki, rozbijemy w pył ich szeregi!
    Zsiadł z konia. Wyciągnął zaciśniętą pięść w stronę rycerzy.
    -    Hail Akacja!
    -    Hail Akacja!!! – odkrzyknął tłum rycerzy. Ezamel ruszył przodem. Mieczem wskazywał cel. Na wzgórzu zatrzymały się balisty. Szeregi Ezamela brnęły dalej, depcząc powoli śnieg. Pięćset metrów do muru. Kilka tysięcy przeciwników przed nim...

Amorsis - 2008-12-28 21:55:57

Amorsis bardzo żałowała, że nie może uczestniczyć w tej walce, ale wiedziała, że zrobiła dobrze. Teraz całym sercem była z nimi, a szczególniej przy Ezamelu, którego kochała. Miała nadzieję, że on kiedyś odwzajemni jej uczucie.
















                                                                                                                                                                  Kocham Cię Jonasz :*

Ezamel - 2008-12-28 22:04:46

Przyspieszyli. Widział, jak rycerze Taratasków poszerzają swoje szeregi tak, by dorównać Ezamelowi. I widział, że ma przed sobą więcej, niż się spodziewał.
    -    Stać! Balisty! Ognia!
    Dziesiątki pocisków poszybowały w górę i wylądowały między i przed szeregami przeciwnika. Płonąca oliwa zalała wielu wampirów, którzy wnet poczęli rzucać się na śnieg, wrzeszcząc przeraźliwie. Kolejna salwa. I kolejna.
    Ktoś rzucił rozkaz – naprzód! I ruszyła armia przeciwników.
    -    Włócznie w ziemię! Kusze w dłoń! Ładować, chłopcy, dalej! Ładować!
    Rycerze Ezamela poczęli wykonywać rozkaz.
    -    Gotowi! Cel! Ognia!
    I tysiące bełtów runęło jak grad na szeregi pędzących ku niemu zdrajców. Załamali się, cofnęli, lecz zaraz ponowili atak.
    -    Ładować! Ładować! – zagrzewał Ezamel. – Ognia!
    -    Ognia!
    -    Ognia!
    Powtarzano rozkaz dla całej długości. I kolejna salwa, kolejne pociski z balist runęły na Taratasków, którzy chaotycznie zaczęli rozpraszać się przed równą linią Ezamela.
    -    Ładować, chłopcy! Pokonamy ich!
    I znowu bełty przeszyły napierających wampirów. Runęły znowu płonące pociski z balist.
    -    Teraz! Włócznie w dłoń! Falangaaaa! Naprzód!!!
    I las włóczni wysunął się zza tarcz. Niczym bezlitosna fala armia Ezamela poczęła odpychać Taratasków, którzy wnet zaczęli uciekać za mury.

Amorsis - 2008-12-29 10:07:06

Druidka patrzyła ze zdumieniem, jak armia Ezamela pokonuje Taratasków. Widok był niesamowity. Ludzie wyglądali niby lawa schodząca ku posiadłość alchemików. Amorsis pierwszy raz widziała taką sytuację ze strony biernej. Nagle na murach pojawił się ogień, ale nie zwyczajny, czerwony, lecz biały. Elfka wiedziała, że właśnie czarownicy i druidzi atakują mury twierdzy oraz unieszkodliwiają wroga.

Ezamel - 2008-12-29 13:17:22

-    Dawać drabiny! Naprzód, napierać! Pierwszy szereg! Kusze w dłoń! Ładować!
    Nie gonili uciekających do bramy Taratasków, lecz przygotowywali się do szturmu na mury, gdzie już zaczęły toczyć się pojedynki na magię.
    Długie, żelazne drabiny niesiono powoli przez uklepane zaspy śniegu i trupów. W jednej chwili odezwał się ogłuszający huk, potem drugi i kolejne. W nierozerwalnym dotychczas szeregu Ezamela pojawiły się wyrwy. Eksplozje nie cichły, magowie zza szeregów poczęli tworzyć ochronny kokon.
    -    Wypełnić luki! Nie zatrzymywać się! Napierać! Napier... – kolejny wybuch odrzucił Ezamela kilka metrów do tyłu, przewrócił niosących drabiny. Ezamel, czarny od sadzy, ledwo łapiąc oddech wstał, chwycił sztandar Akacji – czerwonego orła na białym tle i ruszył naprzód samotnie, nie czekając, aż wstaną ci, którzy zdołali przeżyć eksplozję.
    Widział, jak nierówna linia jego rycerzy zbliża się powoli do murów, jak bomby rzucane przez alchemików implodują same siebie do swojego wnętrza, dzięki barierom magów. Słyszał czary rzucane przez druidów w bitewnym chaosie, słyszał jęki i zawodzenia rannych. Czarny dym zakrył niemal całe przedpola twierdzy, tylko sztandar niesiony przez Ezamela widoczny był z każdego miejsca.
    I znowu wybuch, kolejne kratery i smród palonego ciała. Wampiry rozrywane na strzępy, lecz podążające wciąż za Ezamelem.
    Z murów odezwały się łuki Taratasków, lecz większość ich strzał zatrzymała się na wciąż utrzymywanej magicznej tarczy. Pierwsza drabina uderzyła o blanki murów, Ezamel prowadził, jako pierwszy wskoczył po szczeblach na samą górę i ciął mieczem w obrońców. Za nim wskakiwali kolejni, obok już umocowano kolejną drabinę, gdzieś jedną odepchnięto i spadła w dół miażdżąc rycerzy Ezamela.
    Nie trwało długo oczyszczanie muru, niebawem otwarto od wewnątrz bramę i fala tych, którzy nie zdążyli wejść drabinami – wlała się przez wrota, jednocześnie wychodząc zza ochronnego kokonu, którego magowie nie zdążyli rozszerzyć.
    -    Formować szereg! – krzyczał z murów Ezamel. – Szykować się do szturmu na zamek!

Ezamel - 2008-12-29 13:40:24

Oficerowie Taratasków postarali się, by ich odwrót do twierdzy był dość składny, co pozwoliło Ezamelowi jeszcze raz zdziesiątkować ich szeregi wcześniej przygotowanymi kusznikami.
    Ruszyli bezpośrednio za nimi, doganiając ich i wchodząc w bramę bez jej wyważania. Kilka kompani ruszyło różnymi drogami, jednocześnie zdobywając niemal cały zamek. Ezamel z kilkunastoma wampirami ruszył prosto, bezpośrednio do komnaty władcy Taratasków – Dacjusza. Kilku strażników stanęło im na drodze, lecz niebawem leżeli już trupem.
    I wtedy zaczęło się piekło.
    Buchnął ogień za plecami Ezamela, odcinając mu drogę powrotu i żywcem spalając kilku z jego kompanii. Znowu odezwały się eksplozje.
    -    Biegiem! Naprzód! – rozkazał inkwizytor. Do samych drzwi dobiegł już tylko on i trójka rycerzy. Razem wyważyli zawiasy i wpadli do środka. Zaraz usłyszał, jak groty strzał przeszywają powietrze.
    -    Za tarcze!
    Jeden padł natychmiast z trzema strzałami w piersi, dwóch jeszcze się trzymało. Ezamel złamał dwie strzały, które wbiły mu się w ramię i zaczął napierać, mając obok siebie tylko dwójkę. Ruszyli na wystawione włócznie ostatnich obrońców, rozbijając ich linię. Padł kolejny wampir Ezamela, i ostatni.
    Stojąc sam, otoczony przez bodaj dwudziestu pretorianów, Ezamel zaklął, splunął, wbił miecz w ziemię i rozpoczął inwokacje...
    Otoczył się wpierw murem fizycznej nieprzenikalności, potem kolejnym, ten zewnętrzny zmienił w szklany kokon, rozgrzał do temperatur słońca i implodował.
    Pretorianie padli poprzebijani szklanymi odłamkami, krew buznęła na ściany i sufit. Ostał się tylko sam Dacjusz, który leżał pod ścianą, krwawiąc obficie.
    Dychał ledwo, niezdolny już do mówienia. Patrzył tylko ze spokojną nienawiścią na miecz Ezamela, który ciął w szyję...

Amorsis - 2008-12-29 13:46:03

Amorsis widziała, że bitwa dobiega końca. Reszta z armii Ezamela weszła do środka, ponieważ twierdza była czysta. Czarodzieje unicestwiali wszystkie złe zaklęcia, a druidzi ratowali kogo mogli. Elfka bała się o inkwizytora. Miała nadzieję, że wszystko z nim w porządku.








                                                         









                                                                                                                                                                                Misiek :*

Ezamel - 2008-12-29 13:52:07

Ezamel złapał za włosy odciętą głowę i wyszedł na balkon. Pod nim zbierała się już armia Akacji. Pokazał im dowód śmierci Dacjusza. Tłum zaryczał radośnie. Krzyczeli i wiwatowali, aż Ezamel zniknął z powrotem w komnacie wodza Taratasków. Słyszał na korytarzu krzyki i błagania rodziny, całego rodu Taratasków.
    Żadnej litości. Śmierć dla wszystkich.
    Niebawem balkony pełne były wiszących wampirów, wszystkich, którzy mieliby prawo przejąć władzę nad rodem Taratasków – mężczyźni, kobiety, dzieci, słudzy, dowódcy... Nie oszczędzono nikogo. Ezamel wyszedł z zamku i schował miecz. Cały w sadzy, krwi i szczątkach ciał stanął przed Amorsis i uśmiechnął się.
    -    No to wracamy...

Amorsis - 2009-01-01 15:31:35

Amorsis uśmiechnęła się - No dobrze. A gdzie tym razem? - potem dodała - Jak się czujesz Ezamelu? Mogę Ci w czymś pomóc?

Ezamel - 2009-01-01 15:33:50

Wyciągnął dwie strzały z ramienia, aż coś chlasnęło.
    -    Weź mi to zalep i znieczul.

Amorsis - 2009-01-01 15:37:26

Amorsis wyciągnęła znowu tajemnicze mikstury z swojej torby. Położyła je na ranę Ezamela. Jej delikatne dłonie objęły je, a oczy zaczęły błyszczeć. Potem druidka wypowiedziała coś po elficku. Spojrzała na inkwizytora - No chyba zrobione. I jak? Lepiej?

Ezamel - 2009-01-01 18:13:08

-    Będę żył. Dzięki. – westchnął, zapisał kilka słów na paru kartkach i wcisnął je adiutantowi. – Poroznoś. Za godzinę mamy być gotowi.
    Adiutant skłonił się i odszedł.
    -    Rzeź. – stwierdził Ezamel patrząc na zamek.

Amorsis - 2009-01-01 18:18:59

- Rzeź? To chyba nieodpowiednie słowo... to było coś więcej. I co teraz? Myślisz, że da nam te swoje hmm armie? Ja jej nie ufam

Ezamel - 2009-01-01 18:24:34

Ezamel wzruszył ramionami.
    -    Da, nie da... To już nie ma znaczenia. Te dwa tysiące pójdą za mną. – wskazał wampiry, które ogarniały pobojowisko, grabiły domy, zabijali ostatnich Taratasków. Mimo sporej odległości dało się widzieć każdy ich ruch. – Jeśli Akacja będzie kręcić, te dwa tysiące wampirów zbiorą mi dziesięć razy tylu chętnych z armii królowej.
    Usiadł na kamieniu przy karocy i zapalił papierosa. Wytarł trochę czarną twarz, splunął i pociągnął łyk z piersiówki.
    -    Rzeź to dobre słowo. Albo masakra. Masowy mord, oni to uwielbiają. Nie mieli okazji tak długo, a ja im to dałem. I nie będę sprawdzał ich kieszeni, kiedy będziemy wracać, niech się obłowią. Niech gwałcą i palą Taratasków, szkoda, że nie ma w pobliżu więcej buntowniczych rodów...

Amorsis - 2009-01-01 18:27:56

- Niech gwałcą? - Amorsis spojrzała znacząco na Ezamela - To znaczy co? Myślisz, że te kobiety są czemuś winne!!?? Jak możesz! One nic nie zrobiły, a Ty teraz chcesz żeby cierpiały? Sam chętnie byś to zrobił co?

Ezamel - 2009-01-01 18:33:09

Wybuchnął krótkim śmiechem.
    -    Ja nie, ale te głodne psy i owszem. Gdyby Akacja prowadziła tą armię i wygrałaby – każdego Tarataska czekałaby indywidualna egzekucja i znacznie gorsza śmierć. Miałem spuścić psy ze smyczy – zrobiłem to. A te kobiety tak, są winne – głupoty ich mężów, którzy liczyli na to, że Dacjusz ich ochroni.
    Wstał i wyciągnął skądś kawał suchara. Odłamał nadpaloną część i ugryzł tą w miarę jadalną.
    -    A teraz dalej, niech się napoją te bestie. Będą podążać za panem, który ich karmi. Takie są prawa na ziemiach wampirów.

Amorsis - 2009-01-01 18:38:32

- Nie rozumiem Ezamelu. Żony nie powinny ponosić kary za inteligencję ich mężów. Echh ... mniejsza o to. Widzę, że Tobie nie jest za dobrze. Chyba jesteś głodny, co? Zaraz coś Ci dam. - Amorsis sięgnęła do torby - Masz specjał Elfów. Mam nadzieję, że będzie Ci smakował. A teraz gdzie ruszamy? Do Akacji i Piekła, tak?

Ezamel - 2009-01-01 18:42:54

Spojrzał sceptycznie na podarunek od Amorsis, jednak wziął je, podziękował i zaczął jeść.
    -    Do Akacji oczywiście. Potem... Potem zobaczymy, jaka będzie reakcja. Może zostaniemy tutaj jeszcze jakiś czas, zobaczymy.
    Wytarł ręką krew z nosa i popił znowu z piersiówki.
    -    Nauczysz mnie leczniczych czarów?

Amorsis - 2009-01-01 18:56:23

- Dobrze, ale nie możesz tego wykorzystywać w złych celach. Rozumiesz? A teraz podejdź do mnie. - Amorsis wyciągnęła torbę - No więc, leczenie nie jest proste. Musisz mieć przede wszystkim dużo siły, energii, bo wtedy z leczenia nici. No więc do leczenia potrzebne Ci będą te mikstury, amulet i ten papier, na którym zapisałam Ci zaklęcie. Mikstury znajdziesz w każdym lesie. Znasz je, prawda? Mimo wszystko najważniejszy jest ten amulet. Może nie wygląda, ale pokazuje nam moc czaru i możliwość jego wykonania, to znaczy jeżeli nie możesz uleczyć kogoś, to po prostu on nie zabłyśnie jasnym światłem. Kiedy już zobaczysz, że wszystko jest ok. Wymieszasz 4 składniki do miksurki, czyli kora sosny, mniszek lekarski, kwiat maku i szałwia. Jak już to zrobisz, to wtedy wystarczy tylko wypowiedzieć formułkę przy całkowitym skupieniu. Rozumiesz?

Ezamel - 2009-01-01 19:00:35

-    To łatwe. A co z klątwami?
    Podwinął szczątki lewego rękawa i ściągnął niegdyś srebrne karwasze, obecnie czarne jak smoła. Pokazał przedramię, którego skóra i spora część mięśni zmieniła się w mieszaninę stopionego żelaza i ciała.
    -    Ale najpierw pokaż mi w praktyce, jak mam TO naprawić.

Amorsis - 2009-01-01 19:03:26

Amorsis spojrzała na amulet. Po czym zrobiła tak, jak powiedziała Ezamelowi, a jego rana była uzdrowiona. - Widzisz, wszystko ok. W tych czarach nie chodzi o to, że masz miksturę i zaklęcie, jeżeli nie masz energii, nie możesz nic zrobić. Rozumiesz? A klątwy? Po co Ci one?

Ezamel - 2009-01-01 19:05:28

-    Czy potrafisz je rzucać i zdejmować? – założył karwasze z powrotem. – Myślę, że to może się przydać.

Amorsis - 2009-01-01 19:08:26

- Potrafię, ale nie tak dobrze, jak magowie.

Ezamel - 2009-01-01 19:12:14

Wzruszył ramionami.
    -    To dobrze.
    Popatrzył na nadciągające od strony zamku wozy pełne złota, ksiąg, co cenniejszych mebli, witraży, żyrandoli, luster... Żołnierze z pełnymi kieszeniami złota zdawali się Ezamelowi być bestiami z wnętrznościami swoich ofiar w garści.
    Grupa magów i druidów, nieco uszczuplona bądź co bądź – potężnym alchemicznym arsenałem, czekała na jakieś rozkazy.
    -    A co z nimi? – zapytał wskazując ich.

Amorsis - 2009-01-01 19:15:48

Amorsis zastanowiła się - Zapytaj się, czy chcą iść z Tobą dalej, jeżeli oczywiście będą Ci potrzebni. - Druidka uśmiechnęła się

Ezamel - 2009-01-01 19:19:03

-    To zobaczymy przy Szpicy... Porozmawiamy w stolicy.
    Odebrał swojego konia i popędził ustawiać rycerzy, liczyć zdobyte trofea...

Amorsis - 2009-01-03 22:20:01

Amorsis wiedziała, że walka będzie ciężka, dlatego przygotowała niezbędne w leczeniu mikstury. Potem zjadła coś i usiadła, ponieważ nie do końca wróciła do pełni sił. Miała nadzieję, że kiedy spotka Ezamela ten wyjawi jej plan najazdy na piekło.

Ezamel - 2009-01-03 23:05:04

Na początku konno objechał wszystkich oficerów, zebrał potrzebne informacje (dziewięćset czterdzieści dwa wampiry martwe lub na stałe okaleczone, pięciu z trzydziestu oficerów martwych, pięć tysięcy trzysta zabitych Taratasków, osiemnaście głów przywódców rodu, trzy wozy złota i innych cennych rzeczy – warte około milion, morale doskonałe, chłopcy rwą się do następnej bitki). Wydał kilka ostatnich rozkazów adiutantowi (jedna kolumna, żadnych odstępów, sztandary Akacji naprzód, zaraz za nimi zdobyte chorągwie Taratasków, głowa Dacjusza nabita na włócznię prowadzi...). Potem oddał konia i rozmawiał z rycerzami. Śmiali się razem, pili wina, śpiewali. Ezamel zyskał tak wielkie zaufanie, że pewien wampir pokazał nieśmiało złoty naszyjnik i kilka pierścionków, które zwinął z komnaty hrabiny. Ezamel tylko zaśmiał się i kazał mu wszystko dobrze schować, a pieniądze przeznaczyć na dobre wina i dobre kobiety.
    Rozdawał uściski, przemawiał raz patetycznie, raz komicznie, czując, jak owe dwa tysiące młodzików, pełnych energii, pełnych woli walki, oddaje dusze właśnie jemu, oddaje mu swoje ramiona i miecze.
    Uderzali rytmicznie w tarcze, gdy przechodził obok, rzucali w jego stronę słowa uwielbienia, Ezamel przyjmował je z teatralną pokorą i kazał także dziękować magom, druidom i samej Amorsis. Oni krzyczeli dalej.
    -    Wiara, przyjaciele! Ona prowadziła mnie tutaj, ona prowadzi mnie dalej i dzięki niej będziemy mogli zbudować to, co nowe, tak, by nasi przodkowie klaskali nam w zaświatach! By byli z nas dumni i w odpowiedniej chwili przyjęli nas do siebie! – mówił podczas jednego swojego przemówienia – Chcecie iść ze mną dalej? Ale czy macie dość wiary? Czy wierzycie moim słowom i patrzycie razem ze mną w przyszłość?
    Tłum krzyczał z aprobatą, wymachiwał włóczniami, machał flagami...
    -    Zatem b r a c i a! Będę wam podporą i celem! Wrócę do was!
    Minął ich i podążył do kolejnego oddziału.
    Było kilka sceptycznych głosów, lecz nie były w stanie przebić się przez ogólną euforię...

    Gdy dotarli już do ulic stolicy, uformowali kolumnę – sześć osób w szeregu, na przedzie głównodowodzący z Ezamelem trzymającym dumnie sztandar Akacji. Przed nim na koniu jechał adiutant, trzymający włócznię z głową Dacjusza.
    Ezamel spojrzał na nią, na kawał czaszki otoczonej skórą, bladosinej, pokrytej skrzepami krwi. Widział te długie, jasne włosy władcy Taratasków. „Kupiłem dzięki życiu twojemu i twojej rodziny siłę wampirów. Czy przeklinasz mnie teraz, tak jak ja przeklinam siebie za okrucieństwo i bezwzględność? Czy życzysz mi wiecznej kary w piekle? Nikt mnie nie oceni tak, jak powinien, bo to JA wygrałem. Ja pokonałem i zdusiłem bunt, więc kogo nazwą okrutnikiem? Ciebie, Dacjuszu, tylko ciebie, mimo, że wymordowałem z zimną krwią pięć tysięcy twoich ludzi. Będą wspominać twoje ataki i morderstwa, a moje – będą sławić pieśniami o męstwie i odwadze. Czy to jest sprawiedliwość? Kalam się za to, co zrobiłem, lecz taka jest moja droga, taką obrałem i stanąłeś na niej. Co dadzą moje łzy, gdy już po wszystkim, gdy cały twój ród i twoja krew wsiąkła w ziemię?”
    Ezamel poprawił włosy. Nie umył twarzy, nie wyczyścił płaszcza. Szedł do Akacji osmolony, we krwi, z podziurawionym i popalonym płaszczem.
    Spojrzał jeszcze raz na głowę Dacjusza, na morze błyszczących oczu, wypatrujących go z uwielbieniem, ust sławiących jego imię i zapytał znowu w myślach „Czy to jest sprawiedliwość?”
   
    Mieszkańcy stolicy wyszli na ulice i po pierwszych zdziwionych wzrokach zaczęli szeptać, szept zmienił się w donośne głosy i zaraz cała stolica wiedziała już o triumfalnym marszu oddziałów Akacji z nie-wampirem na czele.
    Zatrzymali się u wejścia do Szpicy, skąd wyszła Akacja, ubrana jak zawsze w czarną, wyzywającą suknię...

Amorsis - 2009-01-03 23:11:38

Amorsis ze zdziwieniem spoglądała na to wszystko jadąc w karocy. Wampiry także ją witały, ale ona nie była z tego dumna. Nie lubiła sławy, dlatego też odrzuciła tron. Dziewczyna była bardzo ciekawa co teraz zrobi Ezamel, a przede wszystkim Akacja. Z wielką uwagą spoglądała na nich, a w myślach krążyły jej słowa " Fałszywa zdzira".

Ezamel - 2009-01-03 23:29:52

Wysunął się naprzód, zsiadł z konia i ukłonił się głęboko przed Akacją. Zafurkotał na wietrze jego zniszczony płaszcz i przypalone włosy. Wyprostował się, wyciągnął wysoko zaciśniętą pięść, okrytą skrzepami krwi i krzyknął.
    -    Hail Akacja! Hail Egridowie! Hail prawdziwe rody wampirów!
    Tłum mieszkańców otoczył ich ciasnym pierścieniem. Wszystkie głowy w oknach i na ulicach w ciszy słuchały słów Akacji i Ezamela.
    Akacja uklękła na jedno kolano przed Ezamelem i schyliła głowę. Ezamel na to padł niemal na twarz. Królowa wampirów zaśmiała się i podniosła go.
    -    Oto wrócił wódz, który pokonał potężne armie zdrajców jedynie trzema tysiącami rekrutów! Oto Ezamel! – Akacja wskazała go, a tłum zaryczał radośnie. Gdy wrzawa ucichła, Akacja kontynuowała. – Czy są potrzebne słowa teraz, gdy w tryumfie wracasz do mnie, gdy moje sztandary powiewają tak dumnie przed szmatami Taratasków? Czy warto mówić cokolwiek, gdy głowa tego psa Dacjusza nabita jest na grot włóczni i nigdy już z jej ust nie wypłynie rynsztok słów? Chwała zwycięzcom!
    -    Chwała! Chwała zwycięzcom! – zawtórowała masa wampirów.
    „Chwała Dacjuszowi” powiedział w myślach Ezamel i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Milczał skromnie, patrząc w oczy Akacji. Widział w nich jednocześnie radość i strach. „Bój się, teraz twoja część umowy.”
    -    Przemów, Ezamelu! – rozkazała Akacja. Wszyscy ucichli, aż po chwili cisza stała się tak gęsta, że dałoby się ją ciąć nożem. Wypatrywali go, czekali, ciekawskie oczy mieszkańców...
    Ezamel tylko uśmiechał się. Wszedł po stopniach prowadzących do bram Szpicy, minął Akację, pozostawił ją niżej, przy wejściu. Patrzył przez ciągnącą się w nieskończoność chwilę w płaskorzeźby na wrotach, poczym odwrócił się powoli. Spojrzał na zaskoczoną Akację, na głowę Dacjusza i długi wąż rycerzy. Jego rycerzy. Podniósł zaciśniętą pięść w górę. Przez moment, jedną sekundę wydawało się, że nic się nie stanie, że cisza jeszcze bardziej pogłębi się, aż zaczną się szemrania, lecz nie...
    Dwa tysiące męskich, żołnierskich gardeł zaryczało jednocześnie, setki mieczy i włóczni uderzało o tarcze, huk i wrzask podnosił się niesamowity.
    Ezamel wciąż uśmiechał się, lecz już nie tak, jak poprzednio. Ani śladu pokory, skromności. Duma i satysfakcja, niewielki uśmiech, tak niewielki, lecz rozpalił w oczach Akacji uczucia, o których nie śniła.
    Opuścił pięść. Rycerze ucichli.
    -    Bo nie trzeba słów, Akacjo. Nie trzeba. – powiedział Ezamel. Tym razem ze strony mieszkańców rozległy się oklaski i ożywione głosy.
    „Chwała Dacjuszowi! Hail Tarataskowie!”

Amorsis - 2009-01-03 23:37:13

Amorsis patrzyła na to wszystko z zazdrością, ale i radością oraz dumą, że Ezamel pokonał tak silnych magów. Przykro jedynie jej było, że zapomniał o tych którzy z nim walczyli, chwała przechodziła tylko na niego. A reszta? Żołnierze, druidzi, czarodzieje nie mają znaczenia? Tylko on się liczy? Druidka nie wiedziała, czy te myśli spowodowane są zazdrością, czy płyną szczerym uczuciem z serca. Chciała podejść do nich i to powiedzieć. Chciała, ale nie mogła. Była zbyt słaba na to. Musiała zbierać siły na jeszcze większą walkę niż ta z Tarataskami.

Ezamel - 2009-01-03 23:41:43

Akacja poprowadziła dalszą rozmowę sucho, z udawaną grzecznością. Mieszkańcy rozeszli się, wozy ze skarbami odjechały do skarbca, rycerzy rozeszli się do swoich baraków. Ezamel, Amorsis i Akacja poszli do niewielkiej komnaty, gdzie mieli podać obiad. Ezamel zniknął na chwilę, umył się względnie i wrócił.
    Podano już potrawy, okrągły stół uginał się pod wielkimi półmiskami, tacami i dzbanami. Trzy nakrycia, w równych odstępach od siebie.
    Ezamel usiadł i ukłonił się obu damom.
    Nalał wina do trzech kieliszków i w ciszy nałożył sobie kawałek pieczonego dzika.

Amorsis - 2009-01-03 23:46:39

Amorsis obserwowała Akację. Nic nie powiedziała do niej, ani do Ezamela. Jedynym jej słowem było "Dziękuję", kiedy inkwizytor wlał jej wino. Siedziała cicho, bo co miała powiedzieć, przecież nie uczestniczyła w walce, a strzelić coś głupiego było niemądre. Druidka wzięła trochę pieczonej golonki i jakiejś sałaty. Jadła w milczeniu.

Ezamel - 2009-01-04 00:06:13

Ezamel był w połowie udźca, gdy Akacja odezwała się wreszcie.
    -    Jesteś ranny? Zmęczony?
    Inkwizytor uśmiechnął się.
    -    Dziękuję za troskę. Jestem nie gorzej ranny niż pod Amadą i nie bardziej zmęczony niż pod Jeryhem.
    Akacja pokiwała głową. Dźgała widelcem mały kawałek ryby. Popiła wino.
    -    Spróbuj dzika, przepyszny. – powiedział do królowej. Ręka zadrżała jej i przez chwilę Ezamel był pewny, że wyleje wino, albo rzuci kieliszkiem. Odstawiła go jednak na stół i oznajmiła.
    -    Nie jestem głodna. Jestem upokorzona, upodlona i zachwiał się mój tron przez pewnego wodza, który pijany sławą wkroczył mi do stolicy i zburzył tłum. Chcesz mój tron? Chcesz? Masz kogoś innego na oku, innego władcę? W imię twojej wiary, twojego moralnego kręgosłupa?
    Mężczyzna odłożył sztućce. Oparł się o wygodne krzesło i pokręcił głową.
    -    Nie. Chcę tylko twojej części umowy i wracam do siebie.
    Akacja wstała. Podeszła do okna, wróciła i rzekła do Ezamela, względnie spokojnie.
    -    Jak zawsze – tylko przyjdę, tylko zostawię swój ślad i uciekam, jestem samotnikiem, wojownikiem, walczę o wolność, o prawdę, o wiarę... Będą o tobie mówić tygodniami, latami będą opowiadać, zachwiałeś moją kruchą wciąż władzę, jak mogłeś! Co ci zrobiłam, przychodzisz z prośbą, dostajesz wszystko, czego chcesz, co ci zrobiłam, Ezamelu?
    -    Czy grzechem była moja wiktoria u Taratasków? Czy grzechem jest oddanie rycerzy, których przecież TY mi powierzyłaś?
    -    I co? Wrócisz za kilka lat na czele wielkich legionów i oznajmisz, że oto twój tron, że sięgasz po władzę, która tobie się należy i nabijesz moją głowę, głowę królobójczyni, na włócznię!
    -    Bredzisz. Mogłem posiąść ten tron piętnaście lat temu.
    -    Tak, ale wtedy byłeś tylko przejazdem, tak jak teraz, tylko rozkochałeś w sobie tłum, tłum ci zaufał i zostawiłeś nas. Teraz też, teraz też! Ale wrócisz, jestem pewna, władza i sława cię kuszą...
    Ezamel odpalił papierosa. Zza szarej mgiełki odezwał się po chwili.
    -    Czego ode mnie chcesz? Ja nie po tron, ja po armie, ja nie do was, ja do piekła!
    -    Czego chcę? Odejdź, chcę, żebyś tu nigdy nie przyjechał! Chciałabym, żeby rozszarpały cię wilkołaki wtedy na polach! Tego chcę! Żeby cię nigdy nie było!
    -    Wygrałem dla ciebie...
    -    A ja powitałam cię jak króla! Jak prawdzi...
    -    Ja JESTEM królem! – Ezamel wstał.
    -    Tak, Troi, która nie istnieje! Król marzeń i mitów! Niechaj mu chwała!
    -    Pomyśl, co dałoby ci pokonanie Taratasków samotnie? Bo dałabyś im radę, w ciągu roku, po wyniszczających walkach, straciłabyś znacznie więcej, niż kilka tygodni, podczas których mieszkańcy zamiast o twojej nowej sukni i nowych armiach rozmawialiby o mnie. Pomyśl. – wypuścił dym w jej stronę.
    -    I ta twoja arogancja, ta twoja logika, dobroć! Stoisz na mojej ziemi, przybyłeś z prośbą!
    -    Twoja dobroć gnije w grobie króla.
    Akacja uderzyła go w twarz. Ezamel tylko zamknął oczy na chwilę.
    -    Wyjedziesz jutro rano razem z nowym odziałem, jednym pełnym korpusem i Kastetem.

Amorsis - 2009-01-04 00:13:35

Amorsis spojrzała na Akację.  - Zawsze mówiłam, że władza powinna pochodzić od Boga, albo od ludu,a nie za sprawą morderstwa. Ty, Akacjo boisz się tego, prawda? Miałam rację. Sama sobie wzięłaś tron, a teraz gdy lud kocha swojego wyzwoliciela, Ty się boisz, znowu zazdrościsz i pilnujesz tronu. Chciałam Ci powiedzieć, że to nic nie da. Prędzej, czy później znajdzie się taki ktoś, jak Ty, który zabije tym razem Ciebie, aby otrzymać Twoją koronę, ale lud może zrobić coś pożyteczniejszego. Wybrać króla, nowego króla, lepszego króla! A to że uważałaś, że Ezamel tu zostanie, bo go kochasz, było złudną nadzieją. Ty tylko wykorzystujesz ludzi. Nic im nie dajesz, a jeżeli Ci zagrażają wyganiasz. Jesteś niczym czarna wdowa. Łapiesz, uwodzisz, konsumujesz, a potem zabijasz. - Po tych słowach Amorsis usiadła, znowu osłabła.

Ezamel - 2009-01-04 00:18:55

Akacja poprawiła włosy.
    -    Nie wybrał mnie lud? A dwadzieścia z trzydziestu rodów to co? Nie liczą się? I dalej – czy mam zostawić tych, którzy potrafią działać w spokoju, bez wykorzystywania ich? Po to oni są, żeby działać! I czy mam trzymać wśród swoich zdrajców, przekupnych złodziei? Czy nie postępuję sprawiedliwie? Popiera mnie większość rodów, działam z tymi, którzy mi pomagają, usuwam chwasty, który kalają naszą ziemię. Czy nie postępuję sprawiedliwie, Amorsis?

Amorsis - 2009-01-04 00:29:23

- Uważasz, że Ezamel to chwast, a dokładniej zabawka. Pobawić i wyrzucić? Zrobił coś, znudził się, więc musi odejść, bo zagraża. Czy lud Cię wybrał? A co miał zrobić? Jeżeli by się sprzeciwił gotowa byś była zabić najważniejszych wampirów w tej krainie. Wszystko byś zrobiła żeby zostać królową.

Ezamel - 2009-01-04 00:37:45

Królowa pokręciła głową i wróciła na swoje miejsce.
    -    Nie. Ezamel miał zostać wtedy, piętnaście lat temu, kiedy razem walczyliśmy z nieprzeliczonymi rzeszami wilkołaków. Wtedy mógł objąć tron, lód go pragnął, lecz nie – Ezamel odszedł, bo miał inne plany, obsadził na tronie Gajusza i zostawił nas. To on się pobawił, nabrał tu doświadczeń, wykorzystał i zniknął. A Gajusz okazał się za słaby i to, co zrobiłam było dla dobra narodu, dla dobra państwa! Spójrz na niego – wskazała Ezamela, który wrócił do dzika i wina – Nie domył nawet krwi Taratasków, których wyrżnął w pień. Wiesz, ile lat miała córka Dacjusza? Osiem. Jej głowa też jest nabita na włócznię. Ja jedną śmiercią kupiłam tron i uratowałam naród, on rzezią kupił miłość rycerzy. Jego też nazwiesz czarną wdową? Jego, który zostawia za sobą spalone ziemie i zmiata tych, którzy staną mu na drodze?
    -    Czyli pogodziłaś się z przydomkiem czarnej wdowy, a teraz chcesz sprawiedliwości? Chcesz, żebym i ja poczuł się jak ty? – zapytał Ezamel i odkroił kawał mięsa.
    -    Pytam Amorsis. – Akacja nie spuszczała wzroku z elficy.

Amorsis - 2009-01-04 00:42:22

- Jesteś niemądra. Chcesz się usprawiedliwić. Czy zapomniałaś, że to Ty zmusiłaś Ezamela do takiego czynu? To nie on zabił tyle ludzi, tylko Ty! Ty znowu! Przecież mogłaś mu oddać cząstkę armii, ale nie musiał zabić, prawda? Bo dla niego tylko to się liczy. Ja znam Ezamela, jest moim przyjacielem i wiem, że gdyby nie był zmuszony nie zrobiłby tego, a wtedy oni zabiliby Cię, bo tacy magowie, jak oni, nie są do zwyciężenia przez wampirów. Nie dałabyś rady Czarna Wdowo!

Ezamel - 2009-01-04 00:58:44

Akacja tylko zaśmiała się i machnęła ręką.
    -    Zrobiłby, uwierz. A ja dałabym radę... Chociaż... Nie wierzysz, prawda? – spojrzała na Ezamela – Ostatni raz. Zrób to ze mną ostatni raz.
    Inkwizytor zmarszczył brwi.
    -    Nie mam sił.
    -    Tylko podstawowe ćwiczenia. Potem pożegnanie, przekazanie sztandarów i koniec.
    -    Ostatni raz nie dam ci się zabić. – powiedział Ezamel i wstał. Przeszedł razem z Akacją pod ścianę, stanęli naprzeciw siebie w odstępie dziesięciu kroków. W ruch poszły czary, zamknęły przeźroczystą barierą przestrzeń wokół Ezamela i Akacji.
    Ezamel wyciągnął miecz, Akacja sięgnęła po długą, rytą runami laskę.
    Inkwizytor wbił miecz w ziemię, Akacja uderzyła laską o podłogę. W ciągu kilku sekund uderzyły w siebie megatony ruszonej masy, rozbiły się o siebie, rozczapierzyły przestrzennie i znikły, setki klątw i przeciwklątw biły o siebie na środku, między Akacją i Ezamelem, którzy recytowali zawzięcie, z kamiennymi twarzami, zaklęcia i inwokacje. Żywokryształy w mieczu błyszczały oślepiającym blaskiem, czerpiąc moc z jąder gwiazd, runy na lasce Akacji płonęły piekielnym ogniem i pozawymiarowym blaskiem, którego koloru i natężenia nie dałoby się określić.
    W kolejnych sekundach huki, basowe uderzenia, od których drżały nawet fundamenty zamku, nasiliły się, a pomiędzy pojedynkującymi się poczęły zderzać się ogniste kule, lodowe nawałnice, wszystkie żywioły skondensowane w liniach, lub chaotycznych przestrzennych eksplozjach. Ogień opasał Ezamela, który otoczył się lodową barierą, Akacja odbijała czary wszechżywiołów, przestrzenie i wymiary nakładały się na siebie, tworząc mikrokosmosy, nieskończoności zamknięte w bryłach zaklęć. Czas zaginał się i pękał, chaos potęgował się, aż ktoś krzyknął STOP.
    Wszystko ucichło, bariera znikła, tak jak wszystkie zaklęcia. Tylko sufit i podłoga, która zmasakrowana była zbyt blisko bariery, dawała świadectwo pojedynku.
    Jedna minuta.
    Ezamel otrzepał się i schował miecz. Akacja ukłoniła się lekko przed Amorsis, jak aktor po występie.
    -    Dałabym im radę. – oznajmiła. – Chcecie coś jeszcze, czy pożegnamy się?
    Ezamel wzruszył ramionami i spojrzał na elfkę.

Amorsis - 2009-01-04 01:02:49

- Jasne. Ty jedna dałabyś im radę. Przecież nie jesteś nawet znana z magii. Nigdy o Tobie nie słyszałam. Gdyby było inaczej, pewnie walczyłabyś z tymi największymi w bitwie, a tak jesteś nikim. - Amorsis odeszła

Ezamel - 2009-01-04 15:57:23

Ezamela zaczęła bawić cała ta sytuacja i wyszedł po chwili, ściskając w dłoni butelkę wina. Dogonił Amorsis i razem poszli do swojej komnaty. Wewnątrz stały aż cztery łóżka (ich miękkie obicia i wygodna pościel aż przeszkadzały inkwizytorowi), dwa okna oświetlały pomieszczenie od zachodu.
    -    Nie lekceważ Akacji. – zaczął Ezamel surowym tonem. Popijał co chwilę wino i wyciągnął z torby książkę, którą zabrał z biblioteki Taratasków. – To, że o niej nic nie słyszałaś jeszcze niewiele znaczy. Ona o tobie też nie wiedziała, jest magicznym samoukiem, potrafi kilkoma zaklęciami rozbić całe legiony nieprzyjaciela, jeśli nie ma on wsparcia. Nie zdobyła tronu przypadkiem, gwałtem. Zabiła Gajusza, bo taka była wola większości rodów. Możesz być o nią zazdrosna, możesz jej nienawidzić, przeklinać ją, nawet walczyć, ale na Stwórcę! Nie lekceważ!
    Przerzucił kilka kartek i skrzywił się. Kartkował dalej.
    -    Był czas, że Akacja miała siłę większą ode mnie, od twojego ojca, od całego cesarstwa. Ten czas minął, wampirza monarchia osłabła, lecz nie na tyle, żeby uznawać ją „za nic”. Są silniejsze niż elfy, ludzie nie mogą się z nimi równać, gdybyś wywołała wojnę – rody wampirów stanęłyby zjednoczone, wystawiliby taką potęgę, której bałoby się cesarstwo nawet, gdyby było tak wielkie, jak pod rządami Gażrina Wielkiego, chociaż pewnie jako córka elfów znasz te historie, tylko w innym świetle.
    Popił z butelki, schował książkę i zapatrzył się w okno.
    -    Oni żyją i giną dla swoich władców, ich długowieczność daje im potężne możliwości, kto wie, może i dobrze, że kłócą się i biją między sobą, może tak musi być, by siłą i mordem przejmowano władzę. Pomyśl, wyobraź sobie zjednoczonych wampirów, wszyscy razem, pracujący dla siebie i dla wspólnego dobra, nacisk na rozwój i armie, ich magiczne, alchemiczne, nekromantyczne zdolności pod jednym sztandarem – nic nie stanęłoby na ich drodze, nikt i nic – nieśmiertelny władca, nieśmiertelni poddani, nieśmiertelni rycerze. Akacja zjednała sobie rody, bo istniało kolejne zagrożenie ze strony wilkołaków i rozpad rodów na autonomiczne państewka. Pomyśl, jak to wszystko skomplikowane.
    Westchnął i podszedł do okna. Spojrzał na mroczne niebo i czarne, wijące się mury, kondygnacje i piętrowe dziedzińce Szpicy.
    -    Chcesz zaszufladkować Akację jako „złą, morderczynię, czarną wdowę”, prawda? Zrób to także ze mną, moje winy nie są mniejsze od jej. Mam na swoich rękach krew wielu niewinnych, jestem przyczyną niezliczonych nieszczęść i tragedii, a to dopiero początek. Mnie nie chciałaś tak nazwać i wtedy zastanowiłem się dlaczego? Czy tylko z powodu momentu naszego spotkania, wzajemnej pomocy, wspólnych walk? Czy też miłość nie chce dopuścić do ciebie faktu istnienia ciemnych stron Ezamela?
    Podrapał paznokciem po malowanym na brązowo parapecie. Starł nieco kurzu i przygryzł wargi.
    -    I co chcesz uzyskać dzięki mnie? Kim chcesz się stać, jak chcesz poprowadzić dalsze życie, skoro wybrałaś drogę Szarych Płaszczy?

Amorsis - 2009-01-06 20:20:13

- Ezamelu znam Twoje ciemne strony, ale Ty nie mówisz o zabijaniu z taką taką ... ech rozumiesz? Ona się szczyci, że zabiła tego króla i przez to doszła do władzy. Ty taki nie jesteś, a przynajmniej nie do końca. Rozumiesz? Co chcę osiągnąć dzięki Tobie? Nic. Walczę dlatego, że lubię i chcę pomagać innym, a Szarym Płaszczem jestem dlatego, że chciałam nim być. Nie tylko ze względu na Ciebie, nie za to, że jestem Ci wdzięczna czy coś, po prostu dla siebie. A Akacji nie rozumiem i nie zrozumiem i możesz być zły, że ją tak traktuję. Dla mnie jest i będzie czarną wdową. - Amorsis zamilkła na kilka sekund. Siedziała na krześle podparta o rant stołu - Ty ją kochasz prawda? Dlatego ją tak bronisz? Ja jestem wredną elfką, tak?

Ezamel - 2009-01-06 21:00:39

Spojrzał na butelkę. „Za mało” pomyślał. Łyknął i zaczął:
    -    A czym było morderstwo Dacjusza i jego głowa na włóczni?.. Dla naszego dobra, dla dobra Szarych, do piekła... Ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie, nic konkretnego. Co to znaczy „bo chciałam”? Tak se? Taki kaprys?
    Pociągnął znowu wina i otarł usta rękawem.
    -    Akacja... Może i ją kochałem, może byś to tak nazwała, nie wiem. To długa i smutna historia. Nie bronię jej, chcę być sprawiedliwy – zaśmiał się – chcę, żebyś widziała sprawę szerzej, żebyś widziała nie tylko jedną gałąź, a całe drzewo z korzeniami.

Amorsis - 2009-01-06 21:05:20

Elfka uśmiechnęła się - Mówisz jak mój przyjaciel - wstała podeszła do Ezamela i złapała jego ramię - Zostawmy Akację dobrze? Ona mnie za bardzo denerwuje. A co do szarych płaszczy to tak czułam, czułam, że muszę tak postąpić. Takie ka. Rozumiesz? - wzięła wino Ezamela i wypiła - Nawet dobre - jej mina była kwaśna, a na ustach pojawił się wymuszony uśmiech

Ezamel - 2009-01-06 21:08:40

Wzruszył ramionami i odebrał butelkę.
    -    Złego w pałacu wampirów nie uświadczysz. Dlaczego chcesz zostawić Akację? Denerwuje cię, bo co? Rozumiem, że nie chcesz słuchać długich i smutnych historii o Ezamelu i Akacji. To może krótką i wesołą? – zapatrzył się w szkło – Jeśli tak, to niestety cię zawiodę.

Amorsis - 2009-01-06 21:11:53

- Nie, że nie chcę słuchać. Chciałabym, ale to nie będzie dla Ciebie bolesne? - dziewczyna spojrzała na Ezamela głębiej - Akację chcę zostawić, bo za dużo jej tutaj, w koło ona i ona. - położyła się na duże łóżko - To opowiesz mi?

Ezamel - 2009-01-06 21:14:46

Zamrugał skonsternowany.
    -    Ja nie nadążam. Nie, że nie chcesz, ale nie chcesz mi sprawiać bólu, ale chcesz zostawić Akację, bo ciągle ona, ale jednak mam opowiadać?

Amorsis - 2009-01-06 21:36:16

- Tak Przyjacielu, chcę tego posłuchać. Opowiesz mi? - Amorsis spojrzała na Ezamela znacząco

Ezamel - 2009-01-08 18:57:21

-    Aha.
    Podrapał się po brodzie i łyknął dla odmiany. Rozsiadł się wygodniej na swoim łóżku i zaczął:
    -    Przybyłem na ziemie wampirów po tym, jak poczułem „coś” w górach i po tym, jak wyrzucono mnie z akademii inkwizytorów, o czym ci opowiadałem. Otóż u wampirów spędziłem niecałe trzy lata, pojawiłem się nagle, całkiem przypadkiem uratowałem jakiegoś hrabię, czy tam barona, nie pamiętam nawet jego nazwiska. Zaprowadził mnie do Szpicy i kazał nakarmić, odziać, dać kilka sztuk złota. No i zostałem pod Szpicą, patrzyli na mnie zdziwieni, oto żebrak pod pałacem. Odmówiłem wszystkiego, poza zapasem sucharów i trochę tytoniu. No i zaczęło się. Ówczesny król – Makjusz, z rodu Amasków, spojrzał na mnie (przypadkiem zdarzyło się, że akurat wysiadał z karety) i powiedział, żebym pokazał mu miecz. Durandal, powiedziałem. Makjusz na to, że tylko nieliczni nazywają swój oręż. Popatrzyłem na niego, on na mnie i wiedział już, co kryje się wewnątrz rękojeści i na ostrzu Durandala. On wiedział, on wiedział wszystko. Kazał mi przenocować w jakiejś skromnej sali dla sług. Następnego dnia wybuchł bunt. Pretorianie, młodzi, ambitni i rządni pieniędzy, przekupieni przez Enklawę (bodaj cztery rody zjednoczone przeciwko monarsze), przez otwartą bramę weszli do środka. Rozpoczęła się rzeź Amasków – krew lała się po schodach, aż na dziedziniec, Makjusz byłby wtedy zginął, gdybym nie wyszedł i nie spalił żywcem zdrajców. Zniszczyłem niemal cały wejściowy hol. Makjusz wygrał, rozpędził, potem wyłapał i zabił zdrajców. Nie przyznałem się, że to ja pokonałem większość pretorianów, ale Makjusz wiedział... Przywódcy Enklawy zginęli szybko na stosach, cztery rody straciły autorytet i władców, a ja... Czułem, że muszę zostać. Później poznałem Amasjusza Kasteta, znasz go także, razem służyliśmy Makjuszowi, sławiliśmy ród Amasków, wybijaliśmy w pień rzesze wilkołaków, uczyliśmy się magii, chociaż jemu to lepiej wychodziło. Z Akacją zapoznał mnie prawie po roku, pod Amadą (niewielkie miasteczko), gdzie razem z królem Makjuszem czekaliśmy na posiłki od Egridów. Przybyła do nas tylko Akacja z garstką wycieńczonych rycerzy. Pamiętam, jak wykrztusiła tylko „nadchodzą” i padła na ziemię. I wtedy zobaczyliśmy, jak mrowia wilkołaków pędzi na nas, a my? Cóż mogliśmy zrobić, zabarykadowaliśmy ulice, uzbroiliśmy cywili i broniliśmy się. Akacja odzyskała przytomność później, gdy tylko w połowie byłem zmasakrowany. Powiedziała, że nadejdą kolejne posiłki, że główny trzon jej armii szedł za nią. Ponoć ja, Kastet i Akacja wyglądaliśmy jak trójka arcydiabłów, siekaliśmy ich na kawałki, nie patrzyliśmy na własne rany, setki cięć, rozszarpane ramiona, uda, piersi. Tak, myślę, że mogę powiedzieć, że kochałem wtedy Akację i Amasjusza, lecz zanim to do mnie dotarło, Makjusz był już martwy. Nasz król leżał w kałuży krwi, skonał, nim zdążył cokolwiek powiedzieć... Potem nadeszły posiłki. I rebelia. Zebrałem wszystkich, którzy przeżyli bitwę, resztki straży Makjusza, bataliony Egridów i ruszyliśmy do Szpicy. Gdy rody dowiedziały się o tragedii, o tron zaczęły walczyć cztery frakcje, które pokonaliśmy wspólnymi siłami. Tron nadal był pusty, we trójkę przejęliśmy władzę na czas wojny domowej i chcieliśmy doprowadzić do jej zakończenia. Akacja, ja i Amasjusz. Jako regenci wiedzieliśmy, że przyjdzie nam niebawem oddać komuś władzę, wiedzieliśmy, że powinien być to któryś z nas, albo... Właśnie, albo kto?.. To ja dowodziłem armiami, miałem pod sobą setki tysięcy wojowników, którzy szli za mną, jak za mesjaszem, mnie chcieli na króla, lecz ja mijałem ten temat. Do decydującej bitwy doszło pod Jeryhem, gdzie walczyliśmy bez przerwy cztery dni i cztery noce. Poznałem tam dojrzałego generała, widziałem, jak rozkazywał swoim batalionom, jak pocieszał ich, jak wspierał i motywował. To był Gajusz. Mimo protestów Akacji i Amasjusza – to on usiadł na tronie. Byłby świetnym władcą, lecz za mało siedział wśród polityków, żeby się później obronić przed rosnącym niezadowoleniem, państwo powoli rozpadało się, lecz mnie już wtedy nie było. Był jeden taki dzień, parę tygodni przed moim odjazdem...

    Ezamel siedział na kamieniu, patrząc na rzekę. Rzucał do wody kamyki. Trochę niżej kucnęła Akacja, opierając brodę na jego kolanach. Dzień był pogodny, środek wiosny, lecz zimny wiatr zacinał od wschodu. Akacja milczała smutno.
    -    Spójrz za siebie. – powiedziała. Także spoglądała na rzekę, mrużyła oczy, gdy kamienie wpadały do wody.
    -    Nie.
    -    Makjusz chciałby, żebyś został. Jeśli tak bardzo nie chcesz, jeśli wyrzekasz się tronu, chociaż zostań. Czy nie zależy ci już na nas, na naszych ideach, na naszym państwie?
    -    To nie tak. –Ezamel pokręcił głową. – Nie mogę zostać waszym królem, nie, po prostu nie. To mnie przytłacza, ja nie jestem i nie będę wampirem, nie powinienem...
    -    Posłuchaj ludu! Odwróć się i zobacz! Zobacz na Szpicę! – Akacja wstała.
    -    Gajusz.
    -    Ty. Ty jesteś na sztandarach, ty jesteś na ustach całej stolicy, za tobą poszły wszystkie rody, czy nie widzisz tego? Czy nie czujesz, jak bardzo tego wszystkiego pragnęliśmy od dawna? Jak bardzo ja pragnę zjednać naszą rasę, teraz mamy szansę!
    -    Jutro.
    -    Nie! – Akacja odwróciła się od Ezamela. Stała przed nim i patrzyła na rzekę. Włosy rozwiewał jej wiatr, garbiła się, co było do niej niepodobne. Ezamel przypuszczał, że w jej oczach tkwiły łzy, a tego by nie zniósł. Nie u Akacji, nie u niej.
    -    Zrozum.
    -    Rozumiem. Ale nie mogę tego przyjąć, nie mogę! To, co teraz robisz... Nie ma, nie mogę znaleźć słowa na twoje okrucieństwo, zobacz, ilu z nas zawiedziesz, jak wiele tragedii, jak wiele kolejnych wojen, śmierci, ile... Nie ma słowa...
    -    Góry.
    -    Miliony stóp maszerowało w rytm twojego serca, miliony serc biło dla ciebie, ten kraj jest twój, rozkochałeś go w sobie, nic nie obiecywałeś, ale dawałeś nadzieję, realną, a teraz... Odejdziesz. Za rok wybuchną bunty, a ciebie nie będzie. Za dwa lata któryś generał obejmie tron. Na chwilę podniesiemy się z dna, na chwilę znów staniemy się potęgą, by znowu rozsypać się w proch. Kim naprawdę jesteś? Znam cię tak długo, tak wiele nocy spędziliśmy przy ognisku, tak wiele razy razem nadstawialiśmy karku, ratowaliśmy siebie nawzajem, a teraz... Teraz zostawiasz mnie, Amasjusza, lud i wspomnienia o Makjuszu, bo... Bo chcesz coś znaleźć w górach! – głos jej się załamał. Ezamel spuścił głowę, nie skruszony, lecz zaskoczony, uderzony głosem Akacji, która nigdy dotąd nie dała wyrazu słabości. – Co tam znajdziesz? Przeznaczenie, tak? A co powiedziało ci, że ja, że my wszyscy nie czujemy przeznaczenia u ciebie? Że masz zostać... – Akacja zaniosła się płaczem. Pociągnęła nosem, wciąż wpatrzona w rzekę. – Co ja mówię, po co ci moje słowa?
    Ezamel po krótkiej pauzie odrzekł:
    -    Żeby wątpić. I żeby przeć naprzód.
    -    Beze mnie.
    -    Bez ciebie.
    -    Więc idź! – Akacja ruszyła szybkim krokiem wzdłuż piaszczystego brzegu. Ezamel został, gdzie był...


    -    Wyjechałem tak, jak planowałem. Krótkie ceremonie, raczej kameralne. Potem góry, brama, nowi towarzysze, Elleen, utrata nowych towarzyszy, utrata Elleen i zdobycie tytułów inkwizytorskich. Zawłaszczenie gór, Szare Płaszcze, budowa warowni... Gdzie są moje najszczęśliwsze lata? Już były, razem z Amasjuszem, Akacją i Makjuszem, no i kilka chwil z Elleen. Nie ma co, świat był nasz.
    Dopił wino i niedbale cisnął ją w kąt, lecz tak, żeby się nie zbiła.
    -     Z uroków życia pozostało mi wino, whisky i parę ukradzionych ksiąg.

Amorsis - 2009-01-08 19:09:10

Amorsis podeszła do Ezamela, usiadła obok niego, położyła swoją dłoń na jego. Potem z wyrazem smutnego głosu rzekła: - Zanim zapytam Cię o coś to ... przecież Ty możesz jeszcze do tego wrócić, czemu nie chcesz tu zostać z Akacją? Przecież teraz też wyzwoliłeś wampirów. No i czemu poszedłeś w te góry? Co wtedy czułeś, że tak bardzo Ci na tym zależało?

Ezamel - 2009-01-08 19:18:50

Ezamel wyciągnął piersiówkę i pociągnął z niej zdrowo. Lekko pijanym, lecz wciąż obecnym i twardym głosem mówił znowu:
    -    Nie wrócę z tego samego powodu, dla którego wtedy odszedłem. To był głos, to była ręka Stwórcy, on dał mi siłę, on wybrał mnie jako tego, który powstrzyma nawałę piekła na naszą ziemię.
    Łyknął znowu.
    -    Powinni mnie zamknąć w jakimś zakładzie, a zamiast tego poszli za mną, Elleen – zaśmiał się okrutnie – przyszła żona, tak... Tylko, że dla tego, który ma powstrzymać władcę piekieł, nie może zaznać szczęścia, bo po co mu? Po co... No a w górach sama widziałaś – brama do nieba (takie to było niebo, jak ze mnie lisica, chyba jakieś peryferie galaktyki), no i brama Z piekła, którą zniszczyłem i zostałem honorowym inkwizytorem. Ale też by było za fajnie, cesarz okazał się zdrajcą i tak dalej...

Amorsis - 2009-01-08 19:21:24

Amorsis przybliżyła się jeszcze bardziej do Ezamela, położyła swoją głowę na jego klatce. - Opowiesz mi o Twojej ukochanej?

Ezamel - 2009-01-08 19:31:53

Wzruszył ramionami i napił się znowu. Było mu już wszystko jedno.
    -    Lodowa Elfica, jeśli nie słyszałaś o waszych lodowych kuzynach, to są podobni do was, tylko bladsi i bardziej hmm... „magiczni”. Elleen robiła różne fajne rzeczy, młoda, prawie dziecko jak na elficki wiek, rzeźbiła, malowała, śpiewała... Na Stwórcę! Każda chwila z nią to był dla mnie raj, a ona szła za mną, razem z innymi i kochała mnie tak, jak ja ją, chociaż ani do malowania, ani śpiewania talentu nie miałem. I tak, jak inni, zginęła w końcu. Nasz piękny romans trwał... Ile? Pół roku?..
    Przetarł oczy.
    -    No ale wróćmy jeszcze na moment. Poznałem ją, gdy paliłem skręta razem ze strażnikiem mojego dworu. Nie mogłem spać i wyszedłem sobie trochę pogawędzić. Ruch w krzakach (była późna jesień), jakieś dziwne przekleństwa, no to pochodnie w dłoń, miecze w gotowości i idziemy. Jak kretyni – zaśmiał się – ale wtedy jeszcze nie nauczyłem się, że tak się nie robi, nie we dwójkę. W każdym razie patrzymy – leży w cierniach, wyraźnie zdenerwowana, patrzy na nas to wrogo, to ze strachem... No przygarnąłem ją, nauczyłem mówić po naszemu, okazało się, że została wygnana ze swojego dziwnego państwa za niepoprawne przekonania. Tyle, kochała mnie od zawsze, tak jak ja ją. Tyle, Amorsis, nie ma co już więcej dodawać.
    Wlał w siebie jeszcze więcej z piersiówki i zamrugał zaspany.
    -    Jeszcze jakieś pytania?

Amorsis - 2009-01-08 19:35:38

- Chyba nie. Mogę iść do siebie, czy zostać z Tobą? - w oczach Amorsis pojawił się płomyk nadziei, ale po tym, co usłyszała, zrozumiała, że Ezamel, którego tak kocha, nie odwzajemni jej uczucia nigdy. Na jej twarzy widniał smutek.

Ezamel - 2009-01-12 09:41:35

Nie odpowiedział. Było za wygodnie i za ciepło. Po prostu zasnął na siedząco, przytulony do pustej piersiówki. Wzdychał co chwilę, jakby godził się ze smutkiem na nieprzyjemne sny...

Amorsis - 2009-01-12 13:41:44

Chociaż Ezamel zasnął, elfka nie mogła. Czując jego oddech i słysząc bicie jego serca czuła się tak bezpieczniej, tak inaczej, cudownie. Chciała żeby już tak zawsze zostało, ale wiedziała, że tak nie będzie. Całą noc spędziła na spoglądanie na inkwizytora. Nagle spojrzała na jego twarz. Była taka spokojna, taka łagodna i piękna. Na twarz Ezamela spadł kosmyk włosów. Amorsis delikatnie poprawiła ją, a potem zasnęła z uczuciem, jakim nigdy dotąd nie przeżyła.

Ezamel - 2009-01-12 20:16:40

Ezamel wyswobodził się z Amorsis i stwierdził, że nie ma już ani wina, ani whisky, ani tytoniu. Przełknął jakoś tą tragedię i przeciągnął się. Otworzył okno i wyjrzał. Poranek zagonił wampiry do domów, lecz na korytarzu dało się słyszeć kilka głosów.
    Zobaczył, czy ma wszystko w torbie i wystawił głowę na korytarz. Pusto.
    -    Wstawaj, jedziemy. – powiedział do Amorsis głośno i ugryzł sobie suchara wyciągniętego z torby. – Szybko, póki w miarę nieprzyjemnie dla wampirów.

Amorsis - 2009-01-12 20:22:09

Amorsis była bardzo zmęczona po ostatniej nocy, jak mała dziewczynka otworzyła jedno oko i powiedziała - Misiaczku Robaczku daj mi pospać chociaż te 5 minut jeszcze, dobrze? - Potem jakby nigdy nic położyła się na fotel i zaczęła ostro chrapać

Ezamel - 2009-01-12 20:28:29

-    To śpij. – wyszedł i podążył korytarzem do komnaty Akacji. Czekał, zanim ktokolwiek mu otworzył, aż wreszcie wyszła do niego królowa, jak zwykle w wyzywającej sukni.
    -    Gdzie moje korpusy?
    -    Idź na dziedziniec. Pierwszy znajdziesz za Szpicą, drugi dołączy do ciebie później. Twój koń jest w naszej stajni, dostaniesz zaraz coś jeść...
    -    Pić, tytoń i jadę.
    -    Nikt nie mógł cię pokonać więc pokonasz sam siebie. Wszystko, czego zechcesz, Albert! – pstryknęła na jakiegoś sługę – przypilnuj, żeby dostał to, czego chce. Gdy już będzie wychodził, wezwij mnie, co go pożegnam. Idź, Ezamelu.
    -    Bywaj.
    Wyszedł z Albertem i wrócił z nim do swojej sypialni.
    -    Tego dzika z wczoraj i wino, ile tylko uniesiesz. A ty Amorsis co byś chciała? – zwrócił się do śpiącej elficy – Surowe mięso sępa, czy żywe glisty w spirytusie?

Amorsis - 2009-01-12 20:33:07

Amorsis po tym co usłyszała, szybko wstała i krzyknęła - Fujj! Ja poproszę wina jeżeli można i trochę pieczeni z dzika. Ezamelu jedziemy już, czy zjemy tutaj? - uśmiechnęła się do niego, podeszła bliżej i szepnęła uwodzicielski do uszka - Dziękuję

Ezamel - 2009-01-12 20:37:01

Przeleciał pamięcią wstecz i nie przypominał sobie niczego, za co można by mu dziękować. Wzruszył ramionami i usiadł pod oknem.
    -    Ja zjem tutaj i upiję się trochę. Potem Amasjusz i jego kochankowie nas przetransportują raz-dwa do mojego dworu.
    Albert po chwili wrócił, niosąc zamówienia. Dosłownie uginał się pod ciężarem butelek wina.
    -    Nie mówiłem serio z taką ilością wina.
    Wampir spojrzał na niego przepraszająco.
    -    Ale nie ma sprawy, dzięki.
    Albert rozpromienił się, ukłonił i wyszedł. Ezamel zapakował dwie butelki do torby, jedną podał Amorsis, jedną otworzył sobie, a resztę ustawił na stole obok dzika. Był tego dobry tuzin galonów najlepszego trunku w pałacu.

Amorsis - 2009-01-12 20:40:24

Amorsis usiadła się do stołu popiła wino, po czym powiedziała - Dziękuję Ci za wczoraj. Może to nie było nic wielkiego dla Ciebie, ale dla mnie tak. Zrozumiałam Ezamelu, że Ty mnie nigdy nie pokochasz i dlatego to spanie na Twoim bijącym sercu było dla mnie ważne. To takie pożegnanie. Rozumiesz? - jej dusza miała nadzieję, że inkwizytor wyjawi jej wreszcie, czy może walczyć o nich

Ezamel - 2009-01-12 20:43:18

-    Każda, która chciała iść ze mną skończyła albo w piachu, albo jako tyranka. Nie chcę, żeby coś takiego stało się z tobą, wybacz.
    Ugryzł kawał mięsa i łyknął z butelki, opróżniając ją niemal o ćwierć.
    -    Ale teraz co? Zostawisz mnie przed wejściem do piekła?

Amorsis - 2009-01-12 20:45:13

- Czemu Ty nie pozwalasz sobie na miłość, czemu? Dlaczego nie dasz nawet cienia szansy mi, może nam? Czy na prawdę ja nie mam nic w sobie, co mógłbyś pokochać?

Ezamel - 2009-01-12 20:48:23

-    Nie teraz, nie rano. Jest za jasno, a ja za trzeźwy na jakieś wyznania. Zaraz ruszymy z dwudziestoma tysiącami przez czasoprzestrzenne przejście, potem znowu pod piekielną bramę... Zbyt wiele istnień mam pod sobą, żeby choć na moment przestawać o nich myśleć. – ugryzł, popił – Nie teraz.

Amorsis - 2009-01-12 20:49:55

- Ale czemu? Ezamelu ja muszę wiedzieć, powiedz, czy chociaż jest cień nadziei? - spuściła głowę na dół z nad której jej wielkie oczy błagały o odpowiedź

Ezamel - 2009-01-13 09:44:13

- Czemu nie teraz czy czemu jestem za trzeźwy? - zaśmiał się sucho i rytualnie napił się prosto z butelki - Nadzieja jest zawsze - wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste - nie chcę cię znowu zasypywać banałami, ani wygłaszać przemów, ale... Ale nadziei nie mogę cię pozbawić, mogę przytępić twój entuzjazm, zahamować twoje ambicje, ale nadzieję? Możesz człowieka uwięzić, okaleczyć, ogłupić, jednak dopóki tli w nim się jakakolwiek nadzieja - pozostaje człowiekiem, pozostaje czysty duszą.
Skrzywił się i spojrzał na butelkę, jakby szukał w niej słów.
- Co innego pozbawić złudzeń, a co innego nadziei. Ty się nie łudzisz, widzisz, co się dzieje, a kim ja jestem, żebym mógł odcinać cię od największej siły? Chciałbym ci dać nadzieję, tak, jak dawałem ją pod Jeryhem, pod Amadą... Ale ty oczekujesz nie idei, nie władzy, zwycięstwa nad wrogiem, lecz... mnie. A siebie dać nie mogę, ponieważ można dawać tylko to, co się posiada, a ja oddałem swoją duszę Bestii, Troi i "bogom wojny", ponieważ miały we mnie jeden cel. Może kiedyś, może jutro, a może nigdy. Jesteś mi potrzebna, dołączyłaś do mnie z własnej woli i jeśli będziesz chciała - odejdziesz, gdy zmieni się twoja wiara.
Pokręcił głową. Znowu prawił kazania, lecz słowa same płynęły mu z ust.
- Mamy jeszcze dużo czasu. Mam nadzieję, że Wazowski zadba o pierwsze przygotowania, lecz potem trzeba będzie stworzyć zaplecze, zebrać zapasy, materiały na strażnice, setki wozów... Zanim wejdziemy w bramę, pomogę ci zadbać o twój gaj i złapać "to coś", co atakowało twoje zwierzęta.

Amorsis - 2009-01-13 14:11:26

Amorsis posmutniała. - Więc jesteś takim jak i inni. Jestem tylko Twoją marionetką, jestem potrzebna Tobie. Jesteś taki sam jak moi rodzice. Byłam i potrzebna, żeby ojciec mógł przekazać tron osobie z jego rodu. Tobie jestem potrzebna tylko do tego, żeby zabijać. W ogóle dla Ciebie się nie liczę.

Ezamel - 2009-01-13 14:42:40

- Wolałaś usłyszeć, że jesteś mi zbędna? Każdy ma jakąś rolę i współdziała z innymi, tak, jak ja jestem potrzebny dla innych, tak samo ty. Dlaczego uznajesz korzystanie ze źródeł jako rzecz negatywną? Jeśli nie chcesz się dzielić sobą i swoimi talentami, jeśli chcesz zamknąć się sama dla siebie...
Westchnął

Amorsis - 2009-01-13 15:43:26

- Nie rozumiesz. Myślałam, że chociaż trochę mnie lubisz i dlatego ze mną jesteś. No ale Ty mnie tylko potrzebujesz, jak zabawkę. - Amorsis usiadła na fotelu z ciężkim smutkiem na twarzy

Ezamel - 2009-01-16 19:15:52

Westchnął.
- Widzę, że wszystkie moje słowa i czyny nie idą za twoim wzrokiem. Myślisz, że powiem ci wprost, jakimi uczuciami cię darzę? Nigdy w życiu. Równie dobrze ja mogę powiedzieć, że idziesz ze mną, bo chcesz pobawić się w wojowniczą druidkę i poromansować, bo to też tak wygląda.
Rzucił na tacę niedojedzone mięso, schował za pazuchą butelkę wina, dwie wpakował do torby i po chwili zastanowienia – jeszcze jedną wcisnął do którejś z wewnętrznych kieszeni płaszcza.
- Zastanawiam się, czy wciąż traktujesz mnie tak, jak sobie wyobraziłaś mnie przy pierwszym spojrzeniu...

Amorsis - 2009-01-16 21:13:16

Amorsis uśmiechnęła się - Oczywiście, że Cię pamiętam. Od razu zwróciłam na Ciebie uwagę. Nie na to, że jesteś wojownikiem, tylko na Twoje długie, blond włosy. Bałam się Ciebie, a raczej wstydziłam. Nie wiedziałam, że będę z Tobą. - Amorsis podeszła do Ezamela i klępnęła go - No ale takie ka. Poszłam za Nieznajomym i już się nie cofnę.

Ezamel - 2009-01-16 21:16:16

-    Tia. – wlał w siebie resztę z otwartej butelki, rzucił ją w kąt i zamienił na pełną – Idziemy?

Amorsis - 2009-01-16 21:16:58

- Nie wiesz? Będziemy mieszkać całe życie u Akacji - Amorsis mrugnęła oczkiem do Ezamela

Ezamel - 2009-01-16 21:40:40

-    I byłoby nam całkiem dobrze... – odparł bez ironii. Podał stojącemu pod drzwiami lokajowi garść monet. Ze stajni zabrali swoje konie i ruszyli na południe, zostawiając za plecami Szpicę. Gdy wyjechali z miasta zobaczyli czekające na nich morze chorągwi. Ezamel zmrużył oczy, dojrzał bowiem obok znajomych mu rycerzy grupę chaotycznie ustawionych jeźdźców i piechurów.
    -    A to kto? – mruknął. Nim jednak zdołał bardziej się zastanowić, Akacja wyjechała mu naprzeciw.
    -    Zgodnie z umową. – zaczęła – Jeden korpus bez generałów, Amasjusz wlecze się jeszcze. Twoje dwa tysiące z Taratasków plus pospolite ruszenie awanturników.
    -    Zauważyłem. Kto to?
    -    Ochotnicy, nikt im nie zabroni jechać z tobą. – ściszyła głos i dodała – Ci na koniach to bogaci chłopcy znudzeni dworskim życiem, a piechota... sam wiesz. – uśmiechnęła się z wysiłkiem, lecz szczerze. – Mam nadzieję, że wrócisz do nas w pokoju...
    -    Nie inaczej. – zapewnił Ezamel. – Dziękuję ci za wszystko.
    -    Ja tobie także. Nie umiem cię nienawidzić. Nic się nie zmienia.
    -    Wiesz, jak u mnie...
    -    Wiem. – pokiwała głową i zwróciła się do Amorsis – A tobie niechaj się wiedzie i oby twoi bogowie mieli cię w opiece.

Amorsis - 2009-01-16 21:49:40

Amorsis uśmiechnęła się wymuszenie - Tobie również Akacjo. Ezamelu jedziemy? Czy coś nas tu jeszcze trzyma? - przybliżyła się do niego i pocałowała go w jego policzek - Teraz możemy jechać

Ezamel - 2009-01-16 21:55:19

Zamrugał powstrzymując zdenerwowanie.
    -    Hail Akacjo. Hail Egridowie! Obyś ty i twoi potomkowie wiecznie władali tą ziemią.
    Akacja z uśmiechem wskazała mu swoją armię. Nadjechał Amasjusz i bodaj dwudziestu jego podwładnych.
    -    Do wąwozu, Ezamelu, dalej nie dam rady, góry to za duża przeszkoda
    Inkwizytor kiwnął głową.
    -    Lecimy, szkoda czasu...
    W mig znaleźli się przy wąwozie, pół dnia drogi od dworu Ezamela...

Amorsis - 2009-01-17 19:23:56

Amorsis cieszył się, gdy zobaczyła znane jej tereny. Nadal jednak w jej myślach widniała reakcja Ezamela na jej pocałunek. Podjechała do niego i rzekła: - Wiem, że to może nie jest odpowiedni moment, ale przez ten cały czas drogi zastanawiam się nad Twoją reakcją przy pożegnaniu z wampirami. Możesz mi to wytłumaczyć? A potem powiedz, gdzie ruszamy, bo ja chciałabym wreszcie skosztować kąpieli, jadła i napitku. - Amorsis uśmiechnęła się, jej oczy rozbłysły

Ezamel - 2009-01-17 21:04:03

-    Bo takie zachowanie nie przystoi przy oficjalnych spotkaniach. – odparł lakonicznie. – A ruszamy do mojego dworu. Zbieramy zapasy, naprawiamy twój gaj i potem do Consiliusa. Aby dalej.
    Obejrzał się. Amasjusz jechał za nim, a dalej nieskończony wąż rycerzy.
    -    Być może żaden z nich już nie wróci, wiesz? Żaden. Ich żony zostaną wdowami, nawet nie pochowawszy mężów, ich dzieci będą wypatrywać swoich ojców, aż w końcu o nich zapomną, ich puste ziemie w końcu przejmą sąsiedzi, a pamięć o dziesięciu tysiącach rozwieje się na zawsze. Czujesz to? Potrafisz sobie wyobrazić?
    Strząsnął śnieg z ramion.
    -    Bo wydaje mi się, że gdy giną tysiące, gdy całe pola pełne są trupów, nikt nie zastanawia się, jak wielka to tragedia. Ale gdy ginie jeden, dwóch... jak wtedy łatwo jest dopisać żal i smutek? Ziemskie umysły nie ogarniają, nie potrafią. Ale jeśli zobaczy się jedną tragedię, potem dwie, sto... wtedy umysł otwiera się na tysiące. Ja to widzę, ja czuję ciężar nadziei, czuję wzrok wyglądających przez okno żon, czuję napięcie synów, którzy zrywają się na każdy nowy dźwięk z nadzieją, że oto wrócił ich ojciec. Nie wróci...
    Naprzód wyjechał Amasjusz.
    -    Wojna. – rzekł wampir.
    -    Ambicje.
    -    Twoje.
    -    Niebawem nasze.
    -    Raj.
    -    W piekle.
    Wampir wybuchnął śmiechem i poklepał Ezamela po ramieniu. Ukłonił mu się, a inkwizytor odwzajemnił gest.
    -    Nadal potrafimy, bracie. – zawołał Amasjusz i cofnął się do swojej kompanii.

Amorsis - 2009-01-17 21:31:17

Amorsis spuściła głowę - Przepraszam za tam to zachowanie. Co do tragedii wojen. Ja wiem to, przecież za każdym razem czuje ból wbijanego ostrza w serce żołnierza, widzę ból matek i dzieci. Wiem co to znaczy. Mój ojciec też bywał na wojnach. Czeka się z nadzieją, niecierpliwością, nie dajesz sobie możliwości pomyślenia, że go nie będzie. Czekasz jak wiernie i w ciszy.

Ezamel - 2009-01-17 22:16:44

-    Tylko, że tym razem, to ja będę odpowiedzialny za płacz matek, żon i dzieci. – popił wampirzego wina i zatrzymał się gwałtownie. Uniósł rękę do góry, stanęli wszyscy.
    Przez chwilę tylko wiatr szumiał i gwizdał między górskimi szczytami, tylko flagi łopotały, a znudzone konie rżały niekiedy. Wtem zza śnieżnej mgły zaczęły wyłaniać się niewysokie, lecz krępe sylwetki. Ezamel ręką wydał rozkaz ustawienia falangi, Amasjusz zaczął rzucać ochronne czary.
    Zsiadł z konia, wyciągnął miecz. Łyknął sobie jeszcze i zmrużył oczy.
    -    Sgahr`er`Ghar! – zawołał nagle. Widać było już wyraźnie, to kompania krasnoludów, odziana w potężne pancerze, zbrojna w topory, muszkiety, lub młoty i miecze. Na przedzie szedł wartko, bez hełmu, stary krasnolud o długiej siwej brodzie i gęstych, pokręconych włosach tegoż koloru.
    -    Ezamel! – zakrzyknął przybysz, wyraźnie uradowany. – Nie było cię w siedzibie, dowiedziałem się od Steava, że jesteś u wampirów. No to chciałem poczekać tutaj na ciebie, taka to ważna sprawa się zrobiła.
    Ezamel odwrócił się i odwołał zbrojny szyk. Ruszyli powoli naprzód.
    -    Mów zatem. – nakazał inkwizytor, nie wsiadając już na konia, tylko maszerując obok Sgahr`er`Ghara, za jego kompanią.
    -    Za dużo jak na jeden raz. W skrócie – cesarz żąda od nas potężnej daniny, lub wsparcia militarnego. Jako, że nie chcemy wszczynać wojny, zwlekamy z decyzją, ale Cesarz wnerwia się na nas, oj tak, bardzo się wnerwia. No to my do ciebie, a co!
    -    Spóźniłeś się, Cesarz już mnie nie lubi. Zniszczyłem pół jego armii i sprzymierzyłem się z mrocznymi. I z wampirami. I z tą tutaj elfką.
    Oczy krasnoluda rozszerzyły się ze zdziwienia. Otworzył szeroko usta.
    -    No masz. I chcesz podbić cesarstwo?
    -    Nie, nie. Tylko piekło.
    Sgahr`er`Ghar nabrał powietrza, pokiwał kilka razy głową i wypuścił je.
    -    Taaaaak... To się pozmieniałooo... Bardzo, ale to bardzo... Coś masz jeszcze zaskakującego?
    -    Wyszedłem za mąż za Amasjusza.
    Krasnolud zakrył oczy wielkimi dłońmi i wydał z siebie kilka nieartykułowanych dźwięków.
    -    Żartowałem.
    -    Uff...
    -    Za Steava.
    -    Przestań!
    -    No dobra. – Ezamel otarł łzy ze śmiechu i spojrzał na wielki muszkiet na plecach krasnoluda.
    -    Co to? Jakaś nowość?
    -    Armata, proszę ciebie! Armata jakich mało, nawet mój prapraprapradziad, który dwudziestkę dzieci spłodził takiej nie miał! – mrugnął i pokazał broń w całej okazałości. – Pracujemy ciągle, tylko ostatnio mi kawał palca urwało, jak żem chciał więcej prochu wcisnąć i lufę bardziej poszerzyć. Przyszył mi go ten tam, jak mu... Iluzjonista, ale nawet nie czuję, jak w nosie dłubię. Jak przypaliłem go sobie ostatnio, to trochę tak, ale...
    -    Nie rozgaduj się znowu. Opowiadaj, co byś chciał od cesarstwa.
    -    No w sumie niczego. Wiem, czego bym nie chciał – wojny.
    -    Za późno.
    -    Daj spokój, tyś zawsze mnie z tarapatów jakoś ratował...
    -    Tylko ci czasami poradziłem parę rzeczy. – przerwał mu Ezamel.
    -    Dupa tam! Żadne poradzanie, tylko żeś pomógł i koniec, ty zawszony skromnisiu.
    -    Tia, ale kto kark nadstawiał, jak nie ty, wyliniały staruchu?
    -    No ja jakoś czarami pół legionu nie wybiłem, zjałczały majonezie!
    -    Nie, tylko z setką walczyłeś z pięcioma tysiącami, trędowaty warchole!
    -    Ooo! A kto te pięć tysięcy w końcu wybił, ty...
    -    Dość, kurwa! – Amasjusz wszedł między nich. – Ezamelu, cesarstwo walczy na wszystkie fronty, możemy je wziąć w kleszcze.
    -    Cesarstwo musi zostać. – oznajmił dobitnie Ezamel. – Żadnego podbijania.
    -    Ty wszeteczny, zniewieściały, pierzchliwy bastardzie! – wybuchnął krasnolud, by zaraz zanieść się śmiechem – W sumie racja, bo jak razem zjedziemy cesarza, to jak się podzielimy? I nawet jeśli nam się to uda, to co z mieszkańcami? Ludzie muszą mieć swoje państwo. To władcę trzeba zmienić.
    -    Na człowieka. – zasugerował Amasjusz, patrząc na Ezamela.
    -    Potem, dobrze? Amorsis się pewnie nie uśmiecha teraz szykować się, by obalić szalonego władcę ludzkich ziem, co nie?

Amorsis - 2009-01-17 22:27:13

- Ja uważam, że powinniśmy zebrać siły. Zadanie od Akacji, a teraz mamy jeszcze zwalczać cesarstwo? Musimy znaleźć sojuszników, dobrze się przygotować. Cesarz nie będzie łatwy. Nie pokonamy go czarodziejami i druidami. Tutaj trzeba ducha walki i broni, dużej ilości amunicji, a przede wszystkim planu działania, a my zdaje się, że go nie posiadamy, prawda? - Amorsis spojrzała na obecnych wokół niej z zaciekawieniem i strachem, którego nie dała po sobie poznać.

Ezamel - 2009-01-17 22:36:00

-    Tia, no i pytaj kobiety. – żachnął się Amasjusz – I to elfa, ani tak, ani nie.
    -    Mamy amunicji, broni, ducha walki po sam sufit, tylko pytanie, czy warto? – zapytał Ezamel.
    -    Może. – wzruszył ramionami Amasjusz.
    -    I kogo na tron? – zapytał Sgahr`er`Ghar.
    -    Kogo na tron, tego na tron, ale plan działania? – mruknął Ezamel – Zbieramy się do kupy i idziemy, więcej sojuszników nie ma, ale kto wie, z kim trzyma Cesarz?
    -    Lodowe elfy. – rzucił krasnolud.
    -    Serio?
    -    Tak, widziałem, jak całe armie szły do niego, witane przyjaźnie.
    -    Ktoś jeszcze?
    -    Pewnie inne kraje ludzi. Baraskowie i Zjednoczone Plemiona z Archipelagu.    -    A tych nie widziałem. – rzekł Sgahr.
    -    Pewnie jeszcze kogoś ma w zanadrzu. – Amasjusz zapalił sobie skręta i podał po jednym wszystkim. – Twój król ma chrapkę na tron cesarza, co? – zapytał Amorsis, gdy podawał jej papierosa.

Amorsis - 2009-01-17 22:41:27

Amorsis spojrzała ze zdziwiniem - Tata? Tata i tron cesarstwa? - zaczęła się chichotać - Jasne, tata i tron to ci dobre. On się nie nadaje. NIe wyobrażam sobie tego. To ja zostałabym ... ja byłabym ... cesarzem po jego śmierci? - w oczach Amorsis pojawiło się odczucie zachwiania - Nie to niemożliwe. A co do lodowych elfów. Możecie mi coś o nich powiedzieć? Może pomogę? Przecież ja i  Consilius możemy pomóc. Przecież jesteśmy rodziną.

Ezamel - 2009-01-17 22:52:26

-    Consilius jest już z nami. – powiedział Ezamel – A o Lodowych już ci wspominałem...
    -    Dobra, ale słuchaj – żaden obcy nie może władać cesarstwem, jasne? – rzekł Amasjusz – Tylko człowiek, bo inaczej będzie z tego więcej problemów niż pożytku. A twój ojciec się nadaje, tylko czeka na ruch Cesarza w jego stronę, żeby mógł go podbić i rozszerzyć swoje ziemie.
    -    Jak większość władców. – zauważył krasnolud.
    -    Ale większość władców nie ma aż takich sił. – odpowiedział wampir i zaciągnął się głęboko – Bo u tych leśnych elfów wojny nie było uhuhu!
    -    Biada ci agresywnie zachowywać się w stosunku do nich! Potrzeba nam jakiegoś silnego muru na południu, nawet biernego w wojnie w piekle i cesarstwie, jednak dość pewnego. – powiedział Ezamel do Amasjusza.
    -    Czyli już się zgodziłeś na wojnę w cesarstwie?
    -    Ona trwa już dawno, możemy albo czekać, aż im przejdzie, albo nie. – Ezamel przedstawił jasno sytuację.
    -    Ja nie chcę ich atakować, mamy trudny wiek, ledwo nam idzie. – zmartwił się krasnolud.
    -    Ja bym podbił Cesarza i na jego miejsce wsadził kogoś normalnego. – zaproponował Amasjusz. Ezamel spojrzał na Amorsis.

Amorsis - 2009-01-17 22:54:52

- Że kogo? Mnie? - Amorsis zaczerwieniła się - Jeżeli będziecie chcieli mojego ojca to potem ja przejmę tron. Chyba o tym nie myślicie? Ezamelu? - Amorsis była mu całkowicie wierna i posłuszna - No powiedz coś.

Ezamel - 2009-01-17 22:57:00

-    A czy ty jesteś człowiekiem? – Ezamel przewrócił oczami ze zdenerwowania – Pytamy się, jakie jest twoje zdanie w kwestii otwartej walki z cesarstwem.

Amorsis - 2009-01-17 22:59:02

- Ale czy mój ojciec jest człowiekiem? NIe, no więc? - Amorsis spojrzała złośliwie na Ezamela - Ja nie jestem mało inteligentna żeby to źle zrozumieć

Ezamel - 2009-01-19 08:24:49

Ezamel zgarbił się niemal do ziemi, Amasjusz zaśmiał się i powiedział bardzo powoli.
- Planujemy najechać Cesarza. Na jego miejsce obsadzić jakiegoś człowieka. Ja jestem za najazdem, krasnal raczej przeciw, Ezamel nie wiadomo, a ty?

Amorsis - 2009-01-19 17:24:15

Amorsis zaczerwieniła się i z fochem odpowiedziała - Nie wiem. Nie jestem dobra w te klocki. Przecież jestem tylko głupiutką, rudą elficą, prawda? - spojrzała na Ezamela, Amasjusza i Krasnoluda. - Moje zdanie powiem jak je znajdę i na pewno nie na takie forum, tylko Ezamelowi, bo tylko on mnie rozumie.

Ezamel - 2009-01-19 18:16:55

-    To ona nie z nami? Nie z nami trzyma ona? – zapytał krasnolud.
    -    Kto nie z nami, ten przeciw nam. – zanucił Amasjusz.
    -    To słowik śpiewał, czy ty, wampirze? – zadrwił Sgahr.
    -    A jak myślisz, karłowaty włochaczu?
    -    Że to zniewieściałe gardło chodzącego trupa.
    -    Oż ty...
    -    Stulić mordy. – krzyknął Ezamel i wzruszył ramionami – Albo na forum o takich sprawach, Amorsis, albo wcale, podejmujemy decyzje wspólnie, nie inaczej. Wiem, że to niewygodne, zwłaszcza, jak współpracuje się z takimi warchołami...
    -    Inaczej do mnie mówiłeś ostatniej nocy. – mrugnął Amasjusz.
    -    A do mnie tak mówił właśnie... – dorzucił Sgahr.
    -    ...którzy odreagowują swój stres barowymi docinkami. – skończył Ezamel.

Amorsis - 2009-01-19 18:20:22

Amorsis chwilę się zastanowiła, potem odpowiedziała - Chyba najpierw powinniśmy załatwić sprawy na ziemi, a potem pójść do piekła. Taka jest kolej rzeczy najpierw życie tutaj, a potem tam. Prawda Ezamelu?

Ezamel - 2009-01-19 18:37:15

-    Mam nadzieję mieć życie i tu, i tam... – mruknął Amasjusz.
    -    Kolejność jest do dyskusji, chodzi o to, czy mamy w ogóle kiedyś atakować cesarza...
    -    A kiedy? Jak się zbierze do kupy? – zdenerwował się wampir.
    -    A my jesteśmy zebrani? Na „hurra” idziemy obalić Cesarza? – odwarknął Ezamel. – Nie podoba mi się zabijanie ludzi dla ludzi.
    -    Lepiej ich zabijać, jak przyjdą z rozkazu Cesarza, co nie?
    -    Sumienie.
    -    Statystyka.
    -    Złe liczby.
    -    Zła wojna.   
    -    Się was zagadki trzymają, patyczaki. – żachnął się Sghar. – Ale teraz co? Moich krasnoludów zostawisz, aż wrócisz z piekła? Szalonyś?
    -    Ilu ich masz?
    -    Dużo, bardzo dużo, ale nie dość, by samemu pozbyć się niebezpieczeństwa, o nie.
    -    Jakie wsparcie?
    -    Iluzjoniści, żelazna artyleria, parę gigantów, prototypy wozów bojowych.
    -    Dodaj druidów i magów Amorsis – pokiwał głową Amasjusz – Plus mnie, moich adeptów, ciebie, tradycyjne machiny i co masz?
    -    Siła jak diabli. Ale co powiedzą na fakt, że zamiast do piekła idziemy podbić Cesarstwo, i że to wcale nie będzie koniec? – Ezamel wyciągnął butelkę wina, łyknął i podał ją Amorsis – Cesarza wszyscy znają, wiedzą, jaką jest potęgą.
    -    Plus siły Consiliusa... – dodał Amasjusz.
    -    Przeciwko niezliczonym rzeszom rycerzy, cesarskich czarodziei, lodowych elfów, barbarzyńców i Stwórca jeden wie, jakich cudów. No i te słynne zamki, mury... To nie będzie jedna bitwa, tylko cała kampania. – brnął dalej Ezamel.
    -    Puścimy szpiegów i zobaczymy. – zaproponował Amasjusz.
    -    Co? Co? – zdenerwował się krasnolud – Zobaczymy, jak moje państwo powoli jest podbijane? Co?
    -    Nie panikuj. Jeszcze nic się nie stało, nie wypowiedzieli ci wojny.
    -    Oj my se pogadamy zaraz. – wycedził krasnolud.

Amorsis - 2009-01-19 18:42:38

Amorsis oddała butelkę Ezamelowi - Nie chcę - mruknęła, a potem spojrzała mu prosto w oczy - Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że elfy są rodziną, dlaczego więc nie możemy z Consiliusem przekonać przywódcę lodowych elfów? Przecież możemy spróbować

Ezamel - 2009-01-20 12:25:17

Przekazał butelkę Sgharowi, który napił się z uśmiechem i dał wino Amasjuszowi.
- Nie tym razem, białasy mają za dużo korzyści z Cesarstwa, żeby go zdradzać. - powiedział Amasjusz - To nasze wino... - dodał patrząc na galon. - Masz jeszcze?
- Mam. Z lodowymi się nie dogadamy inaczej, jak mieczem. Pewnie dopiero po ich porażce będą chcieli zmienić stronę. - oznajmił Ezamel.
- Czyli na nich pójdziemy najpierw? - zapytał Sghar.
- Jeżeli w ogóle pójdziemy, to tak.
- A plemiona i inne mniejsze królestwa? - wyrzucił z siebie Amasjusz, gdy oderwał się od butelki i oddał ją Ezamelowi.
- To ich lennicy, wystawią swoje wojska. Nie mamy im nic do zaproponowania, pokonani raz będą nam już ulegli.
- Amorsis, a czy wystawisz jakąś swoją armię, jeśli będzie trzeba? - zapytał Amasjusz - Nie, żeby twoi magowie to było mało, wręcz przeciwnie, ale parę setek dodatkowych mieczy zawsze się przyda.
- Wolałbym zaopatrzenie. - machnął ręką Ezamel i upił wino - Z tym będziemy mieli kłopot.
- Chociaż to...

Amorsis - 2009-01-20 19:45:09

Amorsis pomyślała - W końcu jestem następcą tronu Zielonych Elfów. Hmm.. ile mamy dni? Musiałabym jechać do ojca i otrzymać wsparcie, jadło i napitek. Mogą być też trzy smoki jako broń, no i jeden stary wilk, o ile mnie znajdzie. - Amorsis posmutniała nie widziała Nokturnusa już bardzo długo - Więc jak będzie?

Ezamel - 2009-01-20 21:05:11

-    A z czego to oddamy? – Ezamel pokręcił głową, z niewiadomego powodu zdenerwowany – Nie wszystko, zaopatrzenie przede wszystkim.
    -    Smoki, Ezamelu! – Amasjusz zatarł dłonie. Butelka krążyła między mężczyznami. – Toż to latająca żelazna artyleria!
    -    Noo! Nawet lepiej, tak, tak! – poparł go Sghar.
    -    Zaopatrzenie i smoki. Plus jakiś batalion dla ciebie, tylko nie więcej, niż tysiąc łuczników. – powiedział Ezamel – Bo z łucznikami krucho, co?
    -    W sumie nie, ale taki tysiączek wypełniłby nasze braki. – rzekł Amasjusz. – Magów mamy dość, jest wsparcie, jest siła, zaopatrzenie będzie, jak mówi Amorsis... No to tylko formować armię!
    -    Armia Zero, to Szare Płaszcze. – oznajmił z dumą Ezamel. – Mała, ale...
    -    Mały, ale wariat – zaśmiał się Amasjusz. Spostrzegł tasakujący wzrok Ezamela i dorzucił od niechcenia – No przepraszam.
    -    Generałem armii będzie Wazowski. Czarną Armię poprowadzi Consilius, Żelazną Armię – Sghar, a ty, Amasjuszu, jak nazwiesz swoją?
    -    Armia Amasjusza. – rzucił wampir.
    -    No daj spokój.
    -    Legiony Szpicy, oczywiście.
    -    Jednostki Amorsis też trzeba jakoś nazwać. Hm? – spojrzał na Amorsis.

Amorsis - 2009-01-20 21:08:13

- Hmm ... Ostre strzały? Może być? A teraz kiedy mogę przedostać się do mojego ojca? - Amorsis spojrzała na Ezamela

Ezamel - 2009-01-20 21:11:26

-    Wyślij mu orła z wiadomością, szkoda czasu na jazdy przez pół świata. – powiedział Ezamel – No chyba, że nie chcesz zabezpieczyć swojego gaju do twojego powrotu.
    -    Nie ma wina. – zakomunikował Amasjusz. Ezamel bez słowa wyciągną drugą butelkę, dał Amasjuszowi, który rozdał wszystkim mocno skręcony aromatyzowany tytoń.

Amorsis - 2009-01-20 21:15:58

Amorsis spojrzała znacząco na Ezamela - Przecież mogę się teleportować z mojego gaju. Będzie łatwiej. Tylko Ty, Ezamelu musisz pójść ze mną, bo ja nie wiem, co Ci się najbardziej przyda. To jak? Gaj, mój ojciec i bitwa? - Amorsis uśmiechnęła się - No a teraz może i ja skosztuję jakiegoś trunku co? - mrugnęła zalotnie do Ezamela

Ezamel - 2009-01-22 08:41:20

- Nie bitwa, ale kampania. - sprostował Ezamel i podał jej butelkę wina. - Zobaczymy.
- Powiedz, boisz się, że stracisz większość sił na Cesarza. - prowokował Amasjusz.
- Tak. Bo Cesarz nie jest moim celem. A ja nie jestem jego, jemu chodzi o bramy, tak, jak mi.
- Ale marzą ci się wspaniałe czasy Wielkiego Cesarstwa.
- Ano. Tylko, że wszystko poszło za bardzo w imperializm, za dużo ziem, za dużo plemion, by nad tym zapanować.
- Zawsze można zmienić ustrój... - zaproponował wampir.
- W każdym chodzi tylko o władzę.
- Jednak nie powiesz, że w każdym tak samo żyje się zwykłym ludziom.
- Nie obudzisz we mnie żadnych idei,

Amorsis - 2009-01-22 08:45:04

- Czy wy chcecie się tak dalej droczyć, czy możemy już działać? Czas mija a cesarz coraz bliżej - Amorsis pokiwała głową, niczym starsza osoba na dzieci, które broją

Ezamel - 2009-01-22 08:52:39

Mężczyźni popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
- Cały czas działamy, trudno robić coś więcej niż gadanie, gdy maszerujemy. Tak na żywioł nie warto iść. - powiedział Ezamel.
- Z Eleen szedłeś na żywioł. - wyszczerzył zęby Amasjusz - Tak bardzo, że musiałem zmienić pokój, bo zza ściany całą noc słyszałem twoje wykrzykiwane imię.
Ezamel, nieco zarumieniony, pchnął go w śnieg. Wampir wstał, otrzepał się i dorzucił:
- Po prostu spontaniczność czasem opłaca.
- Wiesz, jak to się skończyło, prawda?
- Prawda. - przyznał Amasjusz, już całkiem poważny.

Amorsis - 2009-01-22 08:54:19

Amorsis posmutniała i pobiegła szybko przed siebie. Nic nie powiedziała. Była zła i smutna. Chciała doznać spokoju.

Ezamel - 2009-01-23 10:11:50

- Zabrała butelkę. - stwierdził Amasjusz.
- No bo jak się przy pannie wyrażasz! Sprośna świnia! - burknął Sghar, który zgarbił się i wcisnął jeszcze bardziej w swój pancerz i niedźwiedzie skóry po podmuchu mroźnego wiatru.
- Powinieneś ją przeprosić. - zasugerował Ezamel.
- A co ja jestem, niegrzeczny chłopiec, czy...
- Tylko mówię, że powinieneś. I nie obchodzi mnie, że kobiety traktujesz nieco... inaczej, niż inni mężczyźni.
- Się zaczyna umoralnianie znowu? - oburzył się wampir.
- Po prostu powinieneś.
- Niech was szlag. Tylko biada wam iść za mną! - powiedział Amasjusz i przyspieszył.
- Co on taki pokorny? Wydawał mi się raczej nieposkromiony. - powiedział krasnolud.
- Nasze dwa głosy, brak wyraźnego rozkazu... Znam go trochę. - odparł Ezamel.
- Ano.

Amasjusz dogonił Amorsis, złapał ją za ramię i idąc normalnym już tempem mruknął:
- Wybacz, nie powinienem mówić takich rzeczy przy niewieście. Wróć do nas, tak sama z przodu, to niebezpieczne.
Otulił się mocniej czarnym, skórzanym płaszczem.

Amorsis - 2009-01-23 14:10:19

Amorsis westchnęła - Twoje zachowanie owszem nie przystoi, ale nie o to chodzi ... - elfka spuściła głowę - I tak mnie nie zrozumiesz, z resztą nie jest to ważne. A co do samotnego spaceru to nie mam zamiaru z niego rezygnować. - druidka odwróciła się do Amasjusza, po jej twarzy spływały czyste i błyszczące łzy - Idź sobie, dobrze? Chcę być sama.

Ezamel - 2009-01-23 15:34:03

- Nigdy w życiu. Coś ci się stanie i Ezamel mnie powiesi, bynajmniej nie za szyję...
Rozejrzał się niespokojnie.
- Chodź, potem się przejdziesz... - zaproponował. - Do dworu zostało parę godzin.

Amorsis - 2009-01-23 15:35:18

- Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj, rozumiesz? Odczepisz się wreszcie, czy nie?

Ezamel - 2009-01-23 15:40:28

- Nie. - odparł twardo.

Za nimi, na przedzie kolumny...
- ...no i w ten sposób mamy proch. Nabijamy w takie o - pokazał drewniany, długi wisiorek - potem ładujemy w lufy i jebut!
- No a co z tymi pistoletami?
- Ba! Dostaniesz, ile chcesz. No... W rozsądnych liczbach.
- Sześć tysięcy.
- No chyba za pół roku! I już nie w ramach podarunku.
- Zapłacę, póki co daj mi parę kompletów.
- Nie ma sprawy, coś się wykombinuje na zaraz.

Amorsis - 2009-01-23 15:42:52

Amorsis spojrzała na wampira - No i czemu Ty to w ogóle robisz? Dla zasady i rozkazu co? Przeprosiny przyjęte, naprawdę możesz sobie pójść. Ja muszę pomyśleć i pomilczeć, a Ty raczej nie będziesz cicho, boś rozgadany.

Ezamel - 2009-01-23 18:51:57

-    Tylko przy winie, droga pani, i dobrym towarzystwie. Tak naprawdę nasze cechy ujawniają się na polach bitew, gdy przychodzi nam walczyć o swoje życie. Wtedy można poznać, czy ma się przyjaciół...
    Wyciągnął aromatyzowanego papierosa i zaproponował go Amorsis.

Amorsis - 2009-01-23 18:53:32

Spojrzała na niego - A to jakieś niezdrowe jest? Ja nigdy nie paliłam, ale w takich okolicznościach, czemu nie. A masz może trochę wina jeszcze? Bo mam ochotę się uchlać i zapomnieć.

Ezamel - 2009-01-23 19:00:05

-    Upijanie się na mrozie i środku górskiego wąwozu to nadzwyczaj nierozsądny pomysł. Wino masz ty, zabrałaś je Ezamelowi.
    Podał jej papierosa i zręcznie, mimo wiatru, odpalił jej, a także sobie. Wpierw nabrał tylko do ust, czując smak łagodnych i gęstych ziół sprowadzonych niegdyś z krain „gdzie zawsze jest gorąco”, potem zaciągnął się i wypuścił dym nosem, delektując się słodko-gorzką nutą.
    -    To ostanie takie, mam nadzieję, że ci zasmakują. Ezamel zamówił ich kiedyś całą karocę i rozdał głupi swoim Szarakom, zamiast trzymać na dobrą okazję. Potem karawany urwały się i nic nie wiadomo, dlaczego.
    Zbliżył się nieco do niej i powiedział półgębkiem, jakby ktoś mógłby ich podsłuchać.
    -    Mam tego jeszcze małą papierośnicę, ale nie mów nikomu. – mrugnął jednym okiem i zaciągnął się znowu.

Amorsis - 2009-01-23 19:02:19

Amorsis postąpiła jak wampir, ale w swoim przypadku nie odczuła przyjemności, ale duszności. Przez kaszel wypowiedziała - Jak tego się używa? Cholera. Tylko nie mów o tym Ezamelowi, bo nie uwierzy - Elfka uśmiechnęła się do niego

Ezamel - 2009-01-23 19:04:37

Amosjusz wzruszył ramionami.
    -    Nie zaciągaj się na siłę. Za którymś razem w końcu ci się uda. Początki są zawsze trudne.
    Odwzajemnił uśmiech i dorzucił.
    -    Jak z jazdą konną.

Amorsis - 2009-01-23 19:06:26

Amorsis obdarowała go szczerym uśmiechem - Wracamy co? Ale z fajką. Zaskoczę Ezamela.

Ezamel - 2009-01-23 19:10:16

-    Wraca dyplomata... – mruknął Sghar.
    Ezamel zmarszczył brwi.
    -    A ode mnie to nie chciała papierosa...
    -    Bo ty masz siano w bibule! – odparł Amasjusz – A ja! Powąchaj!
    -    Oż ty parszywa, skąpa gnido! Moje ulubione!
    -    Dobra, dobra, ja ciebie też. – zaśmiał się wampir. – Poczęstuję cię przy kominku, w twoim ciepłym dworku.
    -    Trochę zrujnowanym.
    -    Ma dach?
    -    Ma.
    -    Wystarczy...

Amorsis - 2009-01-23 19:17:28

Amorsis milczała, delektując się papierosem. Nie mówiła nic. Powód? Wiadomo. Usłyszała coś, czego żadna kobieta nie chciałaby usłyszeć z ust obcego. Druidka wiedziała o ukochanej Ezamela, ale o tym, że się z nią kochał, chciała usłyszeć tylko od niego. Właściwie czemu kobieta chce to słyszeć? Chce czuć się bezpiecznie? A może chce wiedzieć, co robił jej ukochany wcześniej? Obie odpowiedzi są właściwe, lecz najgorszą rzeczą jest kiedy mówią o tym inni. Amasjusz zranił Amorsis, ale bardziej Ezamel. Ona myślała, że inkwizytor za nią pójdzie. Nie spodziewała się takiej reakcji, która uświadomiła jej, że wszystko jest na straconej pozycji. Dziewczyna ciężko westchnęła, spojrzała na ukochanego i ponownie zaciągnęła fajkę. Dla niej już nic się nie liczyło.

Ezamel - 2009-01-24 16:38:51

Ezamel spoglądał co chwilę na twarz Amorsis, chcąc odczytać jej myśli. Nie użył jednak żadnych sztuczek, żadnych czarów, czując, że powinien z nią porozmawiać i usłyszeć to z jej ust.
    Toczyła się rozmowa o sytuacjach państw, plotkach o królewskich rodach, krajach wschodu i północnego wschodu, o piratach (Ezamel przypomniał sobie o namiestniku, który przecież ze sporą siłą ruszył nad wybrzeża zachodnie i poczuł niemiły ścisk w żołądku), Sghar huknął swoją armatą, aż wszystkim w uszach zapiszczało i byłby to zrobił jeszcze raz, lecz zobaczyli już otwierające się przed nimi równiny i majaczący gdzieś daleko dworek. Wypogodziło się, widoczność była dobra mimo popołudniowego, zimowego mroku...

Amorsis - 2009-01-24 16:41:07

Amorsis chciała już dojść do domu Ezamela, zobaczyć swój gaj. Byli już coraz bliżej, ale stopy druidki czuły się coraz gorzej. Z resztą, co rany stóp mają do rany w sercu, ona jest o wiele większa i głębsza.

Ezamel - 2009-01-24 17:49:52

Gdy od wyjścia z wąwozu dzieliło ich niecałe trzysta metrów, Ezamel ocknął się z otępienia i otworzył szeroko oczy. Amasjusz wzdrygnął się od nagłego pobudzenia mocy inkwizytora, którego eteryczna aura powiększyła się i zgęstniała tak bardzo, że mógłby przysiądz, iż ją widzi.
    -    Wycofaj swoich za nas! Szybko! – szepnął z naciskiem do Sghara. Ten gwizdnął i machnął ręką. Gdy cały oddział krasnoludów znalazł się za plecami czterech dowódców, kazał Amasjuszowi zwołać dwudziestkę opancerzonych. Gdy i to się stało, wybuchnął falą energii, którą poczuć mógł nawet niewtajemniczony w magię.
    -    Formować żółwia! – wrzasnął inkwizytor. Dwudziestka wampirów szybko utworzyła szyk, Ezamel za ramię ściągnął na kolana Amorsis i jeszcze nim tarcze utworzyły szczelny prostokąt, pierwsze strzały zaczęły śmigać wokoło. Jedna bezradnie odbiła się jeszcze od naramiennika inkwizytora, inna przeleciała pod szyją Amasjusza. Gdy już, względnie bezpiecznie, znaleźli się pod płaszczem tarcz, Amasjusz wykrzyknął zaskoczony.
    -    Kto to jest?
    Odpowiedź Ezamela zagłuszyły uderzenia strzał i krzyki kilku rannych. Zza pleców odezwały się muszkiety krasnoludów, wrzask spłoszonych koni i rozkazy oficerów.
    -    Kto?
    -    Cholera wie! – przekrzyczał wreszcie zgiełk Ezamel. – Co widzicie z przodu? – zawołał do wampirów.
    -    Coś się przed nami kotłuje, mgła straszliwa!
    -    Skąd?
    Kolejne krzyki rannych, kolejne salwy. Amasjusz kończył inwokacje ochronne, Ezamel nawet nie wyjął miecza.
    -    Naprzód! Cała kolumna naprzód! – wydał rozkaz i zgarbiony w pół zagrzewał wampiry do szybszego marszu w stronę wyjścia...

Amorsis - 2009-01-24 17:54:32

Amorsis wychyliła się na moment aby ujrzeć co się tam dzieje. Nie znała tych istot, ale z tego co widziała, były bardzo silne nie tylko pod względem fizycznym, ale i magicznym. Elfka spojrzała na Ezamela - Cóż to za stworzenia? Ja pierwszy raz widzę takie coś na oczy.

Ezamel - 2009-01-24 18:03:01

Amasjusz klął straszliwie, gdy wampiry rozciągnęły i zemliły jego zaklęcia tak, że jedynie spowalniały nieco pociski.
    -    Trzymać szyk psy! – ryczał na nich – Trzymać szyk, bo was kruki zeżrą!
    Jego adepci starali się ochronić tych, którzy już weszli w niebezpieczną strefę, z raczej dobrym skutkiem.
    Ezamel pilnował, by Sghar, Amasjusz i Amorsis byli otoczeni tarczami.
    -    Lodowe elfy... tak mi się wydaje... – odpowiedział elficy i wyszedł spod płaszcza tarcz.
    Wyprostowany, pod gradem pocisków, zdawał się być na nie całkiem niewrażliwy, lub mieć niebywałe szczęście. Ściągnął kaptur i zagarnął włosy do tyłu. Truchtem wyszedł na samo czoło wielkiej kolumny, wyciągnął miecz i pierwszy wyszedł z wąwozu. Zbłąkana strzała zbiła się w kaptur, inna w poły płaszcza na wysokości pasa, kolejna obok jego stopy.
    -    Za mną! Szybciej, szybciej! – wołał, przekrzykując zgiełk.

Amorsis - 2009-01-24 18:06:35

Amorsis czuła się bezsilna. Znowu miała atakować elfy? Nie, nie mogła tego zrobić. Nie mogła też zostawić mężczyznę, którego kocha. Mogła tylko jedno. W pewnej chwili Amorsis skupiła się, wyszeptała coś i znikła. Teleportacja? Oczywiście tylko gdzie? Ona wiedziała dokąd idzie. Ona poszła wprost do przywódcy Lodowych Elfów. Miała nadzieję, że kuzyn jej wysłucha. Miała również nadzieję, że Ezamel ją zrozumie.

Ezamel - 2009-01-24 18:23:01

-     Nie nadążam z zaklęciami! – ryknął Amasjusz.
    -    Pieprzyć zaklęcia! Naprzód, formować falangę, biegiem! – krzyczał Ezamel. Mgła przed nim była zbyt gęsta, by cokolwiek widzieć. Nie zadawał sobie jednak trudu jej rozwiania, ustawiał  rycerzy i poganiał tych, którzy wciąż i wciąż wychodzili z wąwozu pod ostrzałem z góry.
    -    Trzymać linie! Wypełniać luki!
    Za dużo... Ledwie jedna trzecia armii wyszła, tylko część zdołała się ustawić. Mgła jak mleko.
    -    Amasjuszu! Dowodzisz tyłami! Kieruj ich w stronę dworu!
    Spojrzał po twarzach przerażonych wampirów, wbił miecz w ziemię i pozwolił sobie na dwie inwokacje...
    Ochronił ustawiony oddział przed podstawowymi klątwami i zagiął przestrzeń wokół nich tak, że światło docierało do nich po alternatywnych drogach, dając wyostrzony wzrok. Ruszyli naprzód, mgła rozwiała się nagle, zamajaczyły niezliczone sztandary Lodowych Elfów, którzy wypełnili niemal całą dolinę od gór po las.
    I znikli.
    -    Fantom. – szepnął Ezamel i odwrócił się. Strzały skończyły się, dostrzegł niewyraźne sylwetki, błyski i wyładowania towarzyszące teleportacji. Cisza zaczęła świszczeć w uszach. Ezamel schował miecz, zdjął czary i rozkazał formować szyki.
    Sghar ranny w brzuch stękał niesiony przez swoich współplemieńców. Amasjusz sam zaszywał sobie podbródek i przegub, wielu rannych było już opatrywanych przez druidów. Nie widział jednak Amorsis. Nawet jej ciała. Myśląc, że została z tyłu wszedł z powrotem do wąwozu...

Amorsis - 2009-01-24 18:29:25

Amorsis w tym czasie podeszła do Gelusa. - Witam Cię Lodowy Elfie - Potężny, blady jak śnieg blondyn odwrócił się, na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek
- Kogo ja widzę. Czyż to nie Amorsis? Co Cię zmusiło do przybycia w paszczę lwa? - Elfka spojrzała mu głęboko oczy
- Chciałam coś wynegocjować
- A więc słucham Cię
- Chciałam zawrzeć pokój - Gelus roześmiał się
- Pokój? Czy słyszałaś kiedyś o pokoju z lodowymi? No to zrobimy Ezamelowi niespodziankę. - zerwał Amorsis jej charakterystyczny talizman bez którego nie mogła nic wyczarować - A teraz zawieść to Inkwizytorowi z dopiskiem 'Mamy Twoją zgubę' i podpiszcie Gelus. A teraz pojmać ją i uwięzić w klatce przy polarnych misiach.

Ezamel - 2009-01-24 18:38:56

Palił papierosa za papierosem, czekając, aż wyjdzie całe dziesięć tysięcy rycerzy. Amorsis nie było i zaczął się poważnie martwić. Przeszedł się obok klęczących przy ciałach druidach, pytając niekiedy o elficę.
    Gdy niczego się nie dowiedział, chciał wrócić i rozesłać zwiadowców, lecz jakaś siła pchnęła go na ziemię, przygwoździła do niej i zanim zdołał coś zrobić wszystko się skończyło. Podniósł głowę i zobaczył leżący na ziemi amulet Amorsis. Karteczka z koślawymi runami, których nie potrafił rozczytać, mówiła sama za siebie.
    -    Brawo za niesubordynację...
    Czując przypływ adrenaliny, wiedząc, że jest już u siebie, na własnej ziemi, zaczął znowu wydawać rozkazy. Zgromadził Szare Płaszcze (około tysiąca), wziął Amasjusza (który zdenerwowany chciał wydobrzeć) i rozesłał orły na wszystkie strony świata, zakląwszy je przedtem na wszystkowidzenie. Rozesłał dwudziestu konnych i pieszych zwiadowców. Puścił orła do Consiliusa, zostawił list dla Steava, w którym przekazał mu dowództwo na terenie Gór, a także rozkaz utrzymania rycerzy w gotowości. Skrzyknął także druidów i czekał na powrót orłów.

Amorsis - 2009-01-24 18:43:21

W tym czasie Amorsis siedziała w mrozie przy niedźwiedziach. - Całe szczęście jestem druidką i bez talizmanu mogę rozmawiać ze zwierzętami. Szepnęła coś do zwierzęcia. Białej sowy. Dała jej wiadomość, gdzie jest i co się z nią dzieje, a następnie kazała wyruszyć do druida, który jest przy Ezamelu. Gdy odesłała sowę przyszedł do niej przywódca Lodowych. - I jak się czujemy w tak mroźniej aurze? Nie martw się potrzymamy Cię tu jeden dzień i odeślemy, żebyś uświadomiła Ezamelowi, że z nami tak łatwo nie będzie.

Ezamel - 2009-01-26 08:50:19

Ezamel czekał wewnątrz dworu w wielkiej sali. Na stole rozłożył mapę Północy, obok niego siedział zmarnowany Amasjusz i kilku Szarych Płaszczy. Gdy do środka wparował druid, wszyscy podnieśli się.
- Wiem, gdzie jest Amorsis! - zawołał elf.
Podszedł do mapy i wskazał miejsce, daleko na północny wschód za górami otaczającymi państwo Lodowych Elfów, na pasie ziemi niczyjej, między lodowymi a Cesarstwem.
- Ze trzy miesiące drogi. - mruknął Ezamel. - W sumie dobre miejsce na obóz, blisko państwa, blisko sojusznika, daleko od nas... Trzeba by przejść przez pół cesarstwa, albo spróbować szczęścia górskimi wąwozami. Za daleko na marsz. Amasjuszu?
- Zapomnij. Może tysiąc byśmy dali radę, ale nie więcej. A z taką siłą nawet nie podejdziesz do Amorsis.
- Kurwa! Po co ona tam szła!
- Może wolała trzymać z nimi. Ona z północy, jej ojciec z południa i jest po nas.
- Wątpię. Ale nawet jeśli, to i tak musimy jej pomóc.
- Bo co?
- Bo to Szary Płaszcz.
Amasjusz przewrócił oczami.
- Policz, ilu stracisz i powiedz, czy ci się opłaca.
- To nieistotne. Jeśli będzie trzeba sam pójdę.
- Zapomnij. Jutro rano inwokujemy ilu się da.
- Magów, druidów i dopiero potem piechotę. Żadnego mechanicznego wsparcia.
- Szaleniec. - burknął Amasjusz.
- Pozabijam te białe sukinsyny...

Amorsis - 2009-01-26 12:45:20

Amorsis siedziała zziębnięta i głodna. Nagle armia Lodowcyh Elfów po nią przyszła. Ogłuszyli Amorsis, która nie mogła się bronić, dali jej coś na sen a potem pobili. W takim stanie przeteleportowali ją do jej ukochanego gaju. Gelus w tym czasie wysłał białego orła z wiadomością do Ezamela ' Druidka została przeniesiona w miejsce, które znasz. Zobacz co się stanie, jeżeli zaatakujesz nas. To tylko początek. Gelus'.

Ezamel - 2009-01-27 10:04:13

Steav (obcałowany i obściskany uprzednio przez rozradowanego jego zdrowiem Ezamela), Amasjusz, Sghar i sam inkwizytor siedzieli w sali przy rozłożonej mapie Północy i debatowali o szansach i ryzykach. W pewnym momencie wpadł do środka młody druid i od progu, na jednym tchu wyrzucił z siebie:
- Amorsis w ciężkim stanie jest u siebie w gaju! Gelus, wódz Lodowych Elfów, sprowadził ją z powrotem!
Ezamel kiwnął na Amasjusza, który westchnął, pomarudził coś pod nosem i wygłosił inwokację. Zniknął, burząc gęste od dymu powietrze i wrócił po chwili z elfką na ramieniu. Inkwizytor kazał druidowi sprawdzić jej stan i zrobić co w jego mocy. Okazało się, że organizm elfki, mimo uśpienia i wielu siniaków, szybko poradził sobie i Amorsis, mimo, że wciąż nieprzytomna, leżała już zdrowa. Ezamel przeczytał notatkę, którą zostawił Gelus.
- Niech śpi. Zanieś ją do jej komnaty. Pilnuj ją, aż sam przyjdę.
Po tych słowach Ezamel pokazał palcem na mapie drogę do obozu białasów.
- Proponuję iść tędy. Zmieciemy ich, a potem pójdziemy gościńcem pod samą stolicę Cesarstwa.
- Trudna droga. - warknął Amasjusz, teatralnie wciąż pokazując swoje zmęczenie.
- Mimo wszystko najlepsza. Zaskoczymy Cesarza, przedtem rozbijając białasów.
- Toś się wnerwił... - stwierdził Sghar.
- Zadarli ze złą osobą.
- Mimo, że mamy mało wojska, żadnych rezerw, żadnego zaopatrzenia chcesz iść przez setki mil, bo ktoś ci po honorze pojechał. - żachnął się Amasjusz.
- Pomoże nam Sghar - spojrzał na krasnoluda znacząco - i Amorsis, która zapewni nam zaopatrzenie i lekką piechotę. Sghar, ty dasz nam ciężką infantylię i mechaniczne wsparcie. Jak najszybciej.
- Im szybciej tym prędzej. Pozwól, że teraz odpocznę. - powiedział wampir przez zęby.
- Idź, zmieniłeś się w królewicza przez ten czas! - zezłościł się Ezamel - Za długo na wytwornych dworach, co?
- Nie denerwuj mnie.
- Zazdrosny?
- Idę spać. - oznajmił wampir i wyszedł.
Ezamel ze Steavem i jego żoną zjedli coś, a potem inkwizytor z tacą pełną jedzenia (jak na wojenne warunki) ruszył do Amorsis. Odprawił i podziękował druidowi i usiał obok łóżka elfki, czytając alchemiczną księgę i pijąc wino.

Amorsis - 2009-01-27 14:12:54

Amorsis nagle zaczęła się strasznie wiercić. Od prawej do lewej strony, przy tym coś żałośnie mamrocząc. Potem przestała, ale jej oddech był niespokojny. Elfce śniło się, jak Lodowe Elfy rozgramiają armię Ezamela, wszyscy giną, a ona uwięziona przez Gelusa nie jest w stanie im pomóc. Duidka widzi, także śmierć jej ukochanego, którego głowa zostaje ścięta i wbita na pal na znak zwycięstwa. Ona walczyła z klatką, a kiedy już zaniemogła upadła, wykrzykując jego imię. Amorsis wszystko to robiła w śpiku. Wierciła się, a potem przestając zawołała inkwizytora. Na jej czole pojawiły się krople łez i potu. W pokoju zapadała cisza, która jakby oczekiwała na przebudzenie się elfki, lecz to jeszcze nie w tym momencie. Nagle ktoś zapukał do pokoju, za którymi stali roztrzęsieni rodzice druidki.

Ezamel - 2009-01-27 15:37:47

Ezamel odebrał raporty i odłożył książkę na bok. Zasypany papierami spoglądał co chwilę na kręcącą się elfkę, robiąc notatki na papierach.
Zerwał się z fotela, żeby otworzyć drzwi i stał chwilę zszokowany przybyszami. Wpuścił do środka rodziców Amorsis, którzy zaraz stanęli przy niej i czule się przyglądali.

Amorsis - 2009-01-27 15:50:07

Tata Amorsis spojrzał na Ezamela - Nie jesteśmy tutaj na długo, za chwilę odjeżdżamy. Przybyliśmy tylko ją zobaczyć, przywieźć to co chcieliście. Amorsis napisała do nas list, że potrzebujecie wsparcia. Ja jednak, jeżeli będziesz chciał ofiaruję Ci także i mój miecz razem z moją armią. - Matka Amorsis popatrzyła na córkę, a potem uśmiechnęła się do inkwizytora na znak wdzięczności. Potem oboje zniknęli za drzwiami. W pokoju znowu nastała cisza.

Ezamel - 2009-01-27 21:52:50

Ezamel wyciągnął się w fotelu i patrzył w sufit.
    -    Idziesz ze mną, więc mogę spodziewać się jego ograniczonej lojalności. Ale czego może chcieć w zamian?
    Popatrzył na Amorsis. Nie wiedział, czy już go słyszy, czy nie. Wiedział, że nie pojmie i tak jego toku rozumowania.
    -    Ciekawe, czy twój ojciec pamięta zbrodnie i masowe morderstwa pierwszych cesarzy - ludzi, na elfach...
    Łyknął wina zebrał opisane notatkami i rozkazami raporty, resztę tylko przeglądnął i położył na stole.

Amorsis - 2009-01-27 21:56:01

Elfka nagle zamruczała, przeciągnęła się i otworzyła oczka. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a potem z przerażeniem spojrzała na Ezamela i zaczęła szlochać. - Jak ja się tu znalazłam? Co mi się stało? Ja ... ja muszę ... oni są okrutni ... my ... my nie możemy - potem chciała pójść do inkwizytora, ale na to była jeszcze zbyt słaba.

Ezamel - 2009-01-27 22:00:23

Usiadł obok niej na łóżku i siłą położył z powrotem.
    -    Toś mało okrucieństwa widziała do tej pory. – stwierdził. – Są niewiele bardziej okrutni niż ja u Taratasków.
    Podał jej tacę z jedzeniem.
    -    Posil się wreszcie.

Amorsis - 2009-01-27 22:01:38

- Nie jestem głodna, tylko zziębnięta. Przytulisz mnie? No i chciałabym coś gorącego do picia jeżeli mogę - w oczach Elfki malowała się rozpacz i wycieńczenie

Ezamel - 2009-01-27 22:04:43

-    Kawa z jakimiś ziołami. Żona Steava osobiście robiła. – podał jej kubek. – Jak sama nie zjesz, to ci siłą wepchnę.
    Mrugnął i dodał.
    -    No i wino na poprawę nastroju.

Amorsis - 2009-01-27 22:05:39

Amorsis powiedziała dziecięcym głosem do Ezamela - Dziękuję. A pytuliś mnie? Tęskniłam za Tobą, wiesz?

Ezamel - 2009-01-27 22:10:26

-    Cieszę się, że wróciłaś. Mieliśmy już dwie rady na temat skąd, jak i kiedy cię odbić.
    Przytulił ją ostrożnie, wstał i odsłonił zasłony.
    -    Długo nie widziałem Grota. Wiesz, tego niziołka. Ciekawe, co kombinował, jak mnie nie było. Dostałem tylko parę wiadomości, że był w barze, parę razy się upił i tyle.

Amorsis - 2009-01-27 22:14:02

- Dziękuję Ci za  wszystko, ale nie możemy z nimi walczyć. Oni są za silni, a my nie mamy jeszcze pomocy od mojego ojca. Zrobiłam głupstwo i nie mogłam przywieźć tego. Przepraszam ... miałam okropny sen. Nie chcę żeby się ziścił, rozumiesz? - Elfka spojrzała na Ezamela i oddała mu pusty kielich. - A teraz mam ochotę na dzika - uśmiechnęła się ciepło i szeroko

Ezamel - 2009-01-28 08:27:23

- Nie. Pozbawienie cesarstwa najsilniejszego sojusznika będzie dla niego ciosem, po którym nie wstanie silniejszy. Musimy to zrobić, inaczej staniemy naprzeciw zjednoczonemu Cesarzowi, białasom i ich sojuszniczym królestwom. Mamy niecałe dwadzieścia tysięcy zbrojnych, dostaniemy posiłki od krasnoludów... Uda nam się, nie widzę innej drogi. Jeżeli wycofamy się z tej kampanii, zaleją nas przeciwnicy, gdy będziemy w piekle, podbiją i zniewolą krasnoludy, a Akacja zostanie sama przeciwko potędze niemal równej antycznemu Cesarstwu. Musimy zaryzykować.
Zapalił papierosa i wskazał na tacę.
- I tak dostałaś trzy razy więcej niż przeciętny Szary Płaszcz...

Amorsis - 2009-01-28 14:25:12

Amorsis chwyciła za posiłek i jadła jakby nie spożywała nic od lat. Z pełnymi ustami rzekła: - Jak chcesz. Ja sądzę, po tym co widziałam, że oni są za silni. A z resztą. Moją pomoc zawsze będziesz miał, sam o tym wiesz. Dziękuję Ci za wszystko Ezamelu. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły za to, co zrobiłam. Uważałam to za słuszne, ale się pomyliłam. - Druidka uśmiechnęła się do inkwizytora

Ezamel - 2009-01-28 14:30:05

- Ja też się czasami mylę. Ale jednocześnie warto mnie słuchać...
Zgasił papierosa na parapecie.
- Dziękuj, ale nie czuj konieczności odwzajemnienia czynu. Jak bank, który pożycza i wcale nie chce zwrotu.

Amorsis - 2009-01-28 14:32:47

- Przecież ja nie traktuję Ciebie jak bank. No jak mogłeś tak nawet pomyśleć, co? A teraz opowiesz mi skąd ja się tu wzięłam i dlaczego mam sińce? - spojrzała ze zdziwieniem na Ezamela

Ezamel - 2009-01-28 14:35:21

- Ale masz mnie właśnie tak traktować. - zaśmiał się. - A sińce masz od białasów, tu masz twój medalion - wręczył go elfce. - Teleportowali cię tutaj, nie wiem dlaczego. Jakaś ostatnia szansa, nie wiem.

Amorsis - 2009-01-28 14:38:15

- Aha, to czemu ja nic nie pamiętam? Dobrze, że mnie uwolnili, bo tak pewnie siedziałabym tam jeszcze długie lata. Nikt nie wiedział, gdzie jestem, a po drugie kto by chciał uwolnić taką idiotyczną elfkę. No nie ważne. - zamyśliła się - Ezamelu pójdziemy do gaju? Mieliśmy tam pójść. Może jutro?

Ezamel - 2009-01-29 10:51:26

- Jutro z rana. Póki co znajdę ci kogoś, kto zbierze dokładne liczby co otrzymaliśmy od twoich rodziców.
Zasmucił się i patrzył w podłogę.
- Nie obraź się, ale mu do końca nie ufam. Przyjmę z wdzięcznością zaopatrzenie i jakiś batalion, oddam z nawiązką w przyszłości, lecz nie wezmę go samego ze sobą. Nie spodziewałbym się bezpośredniej zdrady lecz w momencie, gdy sprawy zaczęłyby zahaczać o coś więcej niż zagrożenie ze strony cesarza, wtedy... Wtedy mógłby zrobić wszystko. Przekonałem się nie raz, że mogę liczyć na Amasjusza, Steava, Akację, Sghara i ciebie, lecz on ma inne plany niż my. Consilius także, lecz wszystkie ustalenia już z nim przedyskutowałem.

Amorsis - 2009-01-29 14:15:52

Amorsis wstała i podeszła do Ezamela - Rozumiem, jeżeli nie chcesz to nie ma sprawy. Jakoś sobie poradzimy. Mamy jakieś plany? - spojrzała na Ezamela po czym odczuła zawroty głowy.

Ezamel - 2009-01-30 10:05:53

- Nic się w planach nie zmieniło, poza kierunkiem ataku - przez ziemie białasów. - oznajmił sucho. - Zanim zgromadzimy i obdzielimy zaopatrzenie, możemy ruszyć we dwójkę do twojego gaju. Sprawami na miejscu zastąpi mnie na ten czas Steav i Wazowski. Możemy ruszać dzisiaj, jeszcze przed zmrokiem czy jutro? Jak chcesz mam w piwnicy całą skrzynkę stymulantów i chyba nawet parę ze sobą... Można biegać dwadzieścia godzin, a zmęczenie przychodzi dopiero na drugi dzień.

Amorsis - 2009-01-30 16:07:59

- Pojedźmy dzisiaj, przenocujemy w gaju i wrócimy jutro. A teraz pozwól, że się odświeżę, bo zapach niemytego ciała jest okropny - Amorsis uśmiechnęła się do Ezamela

Ezamel - 2009-02-05 12:54:17

- Dobra.
Ezamel zebrał znowu do kupy masę papierów i pozapisywał na niektórych rozkazy. Wezwał orły i rozesłał wiadomości, potem usiadł i uzupełniał niedobory wina w organizmie.

Amorsis - 2009-02-05 13:00:03

Amorsis wyszła odświeżona i uśmiechnięta. Na sobie miała długą czarną suknię z rozszerzanymi rękawami, włosy rozpuszczone, lśniły w blasku słońca. Elfka uśmiechnęła się do zapracowanego Ezamela - To co idziemy?

Ezamel - 2009-02-05 13:02:59

- No...
Schował butelkę do płaszcza, zabrał dwa sztylety.
- Prowadź...

Amorsis - 2009-02-05 13:09:39

Wyszli z Amorsis z dworu Ezamela. Podążali przez jego ziemie, aż doszli do wielkiego drzewa. - Tutaj możemy się teleportować. - uśmiechnęła się - Sztuczki elfów, nic wielkiego. - Po chwili byli w lesie. Druidka zauważyła że jej dom nic się nie zmienił. Podeszli bliżej, w sieni zobaczyła siwawego wilka. - Nokturnus! Co Ty tu robisz przyjacielu. - Elfka była szczęśliwa. Zaprosiła Ezamela do środka, zapaliła świecę, otworzyła wino, a później upiekła dziczyznę i przygotowała surówkę - Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało, Ezamelu. Przed nami noc w moim domu. Jak ja za tym tęskniłam. Rano pójdziemy zobaczyć, jak tam sytuacja w lesie, a potem popołudniu wrócimy do dworu, no chyba, że będziesz chciał spędzić, ze mną jeszcze jedną noc. - Biedna dziewczyna miała nadzieję, że między nią, a inkwizytorem coś zaiskrzy. Czy miała rację?

Ezamel - 2009-02-05 13:20:52

Ezamel czuł się nieco nieswojo.
- Wolałbym zacząć jeszcze dzisiaj i rozstawić morfy na dzień i noc, żeby wiedzieć, czego szukamy i gdzie. Czeka na nas dwadzieścia tysięcy mężczyzn u mnie i Stwórca jeden wie, ile gdzie indziej. W zasadzie zacząłbym zaraz, zwłaszcza, że mamy już wilka. Nos ma dobry?

Amorsis - 2009-02-05 13:25:36

Amorsis posmutniała. - Nos jego jest niezawodny, więc zostawmy to wszystko i idźmy do lasu. - Zgasiła świece, wzięła pochodnie i ruszyli.

Ezamel - 2009-02-05 15:00:59

- Jeszcze niiieeeeee - westchnął Ezamel - Zjedzmy najpierw, ja muszę wyczuć klimat.

Amorsis - 2009-02-05 15:05:27

Amorsis westchnęła i zapaliła spowrotem  świece. - No dobrze to zjedzmy, a potem pójdziemy zobaczyć, co się dzieje w lesie. Może chcesz coś jeszcze do jedzenia? Masz jakieś pytania? - Amorsis postawiła na stole dwa talerze, kieliszki do wina, miskę z surówką, a także sztućce. - Smacznego Ezamelu. Mam nadzieję, że nie gotuję tak źle, jak wyglądam. - mrugnęła do niego oczkiem

Ezamel - 2009-02-05 15:10:03

- Pyszne. - oznajmił lakonicznie i pochłonął wszystko, co było dla niego. - Pytania... Nie mam, przyjdą z czasem. Najadłem się.
Rozejrzał się po pokoju.
- A nie, mam jedno. Czy jako druid nie powinnaś być wegetarianką?

Amorsis - 2009-02-05 15:12:18

- Powinnam, ale bycie z Tobą na wojnach i brak jedzenia, zmienił mnie w istotę wszystkożerną. Widzisz, co Ty potrafisz robić z ludźmi. - uśmiechnęła się - No to teraz co robimy, chcesz deser?

Ezamel - 2009-02-17 09:38:41

- Nie, dzięki, nic już nie zmieszczę.
Sprawdził uzbrojenie, poprawił płaszcz, przełożył kilka rzeczy z torby do wewnętrznych kieszeni, na szyję zwiesił kilka amuletów i różnych fiolek.
- Jestem gotowy. Prowadź do śladów.

Amorsis - 2009-02-18 14:13:20

Było ciemno. Amorsis z Ezamelem szli w blasku księżyca. Po kilkuminutowej wędrówce, napotkali zabite zwierzę. Druidka spojrzała na przyjaciela. - Ech ... i znowu to samo. Ja nie wiem już co zrobić. Masz jakąś radę dla mnie? - Elfka przycupnęła przy zwierzęciu, mamrocząc coś pod nosem - Jego już też się nie da uratować. - Potem spojrzała na Ezamela i płacząc jak mała dziewczynka, wtuliła się w jego silne ramiona.

Ezamel - 2009-02-20 09:06:39

- Nie wiem. Puść mnie... Chcę to zobaczyć.
Młody niedźwiedź nie oddychał już, lecz nie stracił całego ciepła.
- Bardzo głębokie, kłute rany... Stopa, krocze... Potem lewe ramię i lewa pierś. Chaotyczne, niecelowane, bez trucizny, samo ostrze... I zdaje się, że zabójca wcale nie był głodny. Zabija. Tylko dlaczego. I co je...
Wyciągnął miecz i rzucił w niebo krótką inwokację. Zmorfował błękitnego, kulistego ducha i zaklął go na osiem mniejszych. Rozesłał je we wszystkie strony świata.
- Nic pewnie nie znajdą, ale kto wie... Szukaj śladów. Niech wilk szuka zapachu.

Amorsis - 2009-02-20 14:25:05

Amorsis z Nokturnusem szukali śladów, lecz nic nie znaleźli. - I co teraz zrobimy? Co dalej? - Spuściła głowę i znowu zaczęła ryczeć, jak małe dziecko. - To moja wina. Nie powinnam ich tu zostawiać. - Potem oddaliła się od Ezamela i ukucnęła pod wielkim dębem, znowu rzewnie płacząc.

























                                                                                                                                                                             I nastała cisza ;(

Amorsis - 2011-07-21 11:14:53

Druidka nie wiedziała, co ma zrobić. Martwe zwierzę oznaczało tylko jedno - kłopoty. Nie potrafiła powiedzieć, kto to zrobił i czy takie sytuacje jeszcze się powtórzą. Po przemyśleniu wszystkiego spojrzała na Ezamela, który czekał na nią w oddali. Podeszła do niego i znowu się przytuliła, chociaż wiedziała, że on tego nie cierpi.
- Przepraszam, musiałam. Jest mi bardzo ciężko? Jak odnajdziemy sprawcę tego mordu zwierząt? I co w takim razie z Twoją bitwą? - jej oczy były pełne żalu, ale także i prośby o wsparcie.

www.maxinf.pun.pl www.psieranczo.pun.pl www.rpgavatar.pun.pl www.eternalwinners.pun.pl www.cs-armagedon.pun.pl