RPG
Elfka zawahała się, a potem powiedział:
- Oczywiście, ale czy mój przyjaciel może iść z nami?
Popatrzyła na nieznajomego, a po chwili zapytała go:
- Jak wiesz, jestem druidką. Może mogę ulżyć Ci w Twoim cierpieniu?
Ostatnio edytowany przez Amorsis (2008-11-14 21:49:25)
Offline
Ezamel i Groto spojrzeli na siebie i nagle wybuchli śmiechem. Lecz mężczyzna zaraz złapał się za brzuch i usiadł na ziemi, wykrzywiając twarz z bólu.
- W cierpieniu... – uśmiechał się jeszcze chwilę, poczym spoważniał i odparł – Nie. Nie możesz. A co do przyjaciela... Pewnie, jeśli robi „a a” tylko na dworze.
- Z tobą jest źle. – zauważył Steav.
- Mam to gdzieś. Albo nie. – dodał, gdy nie udało mu się wstać. – Tia, Pierwszy Inkwizytor i Łowca Demonów powalony przez jakieś piekielne szczyny, a uratowany przez bandę karłów... Teraz zdany na łaskę druida i niziołków... Dobra, zróbcie coś, bo inaczej nie będzie więcej fiolek z anielską krwią.
- Rozcieńczoną anielską krwią. – sprostował Groto.
- Bardzo rozcieńczoną. – dodał Ezamel i oparł czoło o rękojeść miecza.
Offline
Elfka po cichu wyszeptała coś i wyleczyła długowłosego. Potem wyszła z karczmy razem z wilkiem, mając nadzieję, że jeszcze spotka mężczyznę. Na koniec powiedziała do niego:
- Jeżeli będziesz mnie szukał, zajrzyj do pobliskiego lasu. Tam z całą pewnością mnie zastaniesz. A teraz życzę dobrej nocy.
Spojrzała czuło na przyjaciela, a potem rozkazała wilkowi iść z nią. Po chwili opuścili karczmę.
Offline
Ezamel obudził się na piętrze karczmy, średnio wypoczęty i cały obolały. Sprawdził w lustrze nowe blizny i zadowolony zszedł na dół. Steav zostawił mu trochę chleba i kawy. Zjadł szybko i rzucił złotą monetę do skarbonki pod ladą. Na dworze było, jak zawsze, mroźno i szaro.
Czekano na niego, oczywiście.
- Hail, Ezamelu! – zawołał jeden z rycerzy na koniu, ubrany podobnie, jak on.
- Hail, Derocie! Dlaczego opuściliście stanowiska?
- Bez wodza wszystko straciłoby sens. Ty nie przybyłeś do nas, to my przybyliśmy do ciebie. Steav wszystko nam opowiedział, musimy być gotowi.
- Wszyscy są w willi?
- Nie. Większość w jaskiniach lub na czujkach.
- Doskonale, dobrze się spisałeś. Jakieś ataki?
- Żadnych.
- Ruszamy najpierw do lasu. Pomóż mi wejść na konia, wciąż czuję szpony w żołądku.
Deroc jechał obok Ezamela, za nimi jeszcze trzech jeźdźców. Wszyscy w szarobrązowych płaszczach i głębokich kapturach.
- Dlaczego akurat tam? – zapytał Deroc.
- Może zyskamy nową sojuszniczkę. – odparł Ezamel.
- Dla miasta, rozumiem?
- To oczywiste.
Śnieg leżał płasko, bez śladów. Ezamel poprowadził swój oddział głęboko w las i nagle zatrzymał się.
- Nie ma jej tutaj. Albo chce, żebyśmy tak myśleli. – stwierdził Ezamel. – Może się rozmyśliła, trudno.
Spojrzał na gołe konary drzew i zagwizdał. Czarny, młody kruk zapikował w dół i zatrzymał się na wyciągniętej dłoni mężczyzny, który szybko nakreślił kilka znaków na skrawku papieru i przywiązał do nogi ptaka.
Kruk zaprotestował głośno, lecz Ezamel szepnął mu coś do ucha. Po chwili zwierz, już spokojny, wrócił na swoje miejsce, wypatrując czego uważnie.
- Jedziemy do willi. Tu nie mamy już czego szukać.
„Druidko! Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do gór, ani moich włości. Ja, lub któryś z moich ludzi będzie na ciebie czekał w karczmie. Bywaj. Ezamel, Pierwszy Inkwizytor i Łowca Demonów.”
Offline
Amorsis w tym czasie przebywała na skraju lasu, gdzie leczyła młodą sowę, która złamała skrzydło. Kiedy przyszła do swojej leśnej chaty zauważyła liścik. Bardzo ją to zdziwiło, bo z początku nie wiedziała, kto go nadał. Później jednak domyślała się, że to od jej nieznajomego z karczmy. Elfka ucieszyła się. Myślała, że Ezamel zapomniał o niej. W pośpiechu wzięła swój oręż i plecak z druickimi skarbami, przywołała Nokturnusa i ruszyła do karczmy. Kiedy weszła, zaczęła rozglądać się za swoim przyjacielem.
Ostatnio edytowany przez Amorsis (2008-11-16 00:00:38)
Offline
Ezamel wparował do karczmy trzaskając drzwiami. Ściągnął kaptur, pokazując swój długi, mocno związany warkocz. Twarz miał wciąż opuchniętą i brunatną tam, gdzie dosięgła go łapa demona.
Jego ciężkie, żelazne buty i kolczuga uderzały i dzwoniły, gdy podchodził do baru. Usiadł na taborecie, który zatrzeszczał lekko.
- Dwie potyczki, w południe znikąd w górach, później na północnej części miasta. Dwudziestu. Straciłem trzech ludzi. Pieprzony dzień, nalej. – powiedział do Steava, który posmutniał nagle.
- Pomodlę się za nich. – Zapewnił barman i nalał wielką szklankę whisky. Zaraz wyciągnął spod lady popielniczkę. Ezamel wyciągnął bibułę i wysypał nań tytoń z czerwonego kapciucha.
- To należało do Erica. Zapal ze mną w imię jego pamięci. A to – wyciągnął rzemyk z pentagramem – Było Sarasosa. Daj swojej żonie. Został tylko pierścień Marqusa. – wyciągnął z kieszeni prostą, okrągłą obrączkę ze złota, bez żadnych znaków. – Nie mogę go nosić.
- Kim on był?
- Znalazłem go umierającego w kniejach, na południu, gdzie nigdy nie ma zim. Nic nie pamiętał. Dałem mu nowe życie i drugą śmierć.
- Daj to jej. – Steav wskazał druidkę. – Amorsis!
Offline
- Dzisiaj Ezamel stracił trzech ludzi w potyczkach z demonami. Myślę, że tobie powinien dać pierścień człowieka, którego kiedyś znalazł w kniejach i uratował. Taki mamy zwyczaj, dopóki my żyjemy, nosimy rzeczy, które pamiętają naszych zmarłych. To hołd dla nich.
Ezamel nie odezwał się, zapatrzony w szklankę. Postawił obrączkę na blacie i delikatnie pchnął ją w stronę Amorsis. Pierścień powoli potoczył się w jej stronę.
Offline
Elfka zarumieniła się. Odwróciła się w stronę Ezamela i zapytała:
- Czemu właśnie mi go dajesz? Przecież jestem zwykłą Elfką, która raz pomogła Ci w walce. Poza tym nie wiem, czy mogę go przyjąć to jest drogocenna rzecz, no a poza tym to był Twój kolega, ja go w ogóle nie znałam.
Potem wzięła od Steav'a kość i rzuciła go Nokturnusowi.
Ostatnio edytowany przez Amorsis (2008-11-16 20:17:04)
Offline
- To był mój brat. Nie z krwi. Z duszy. Dla mnie ten pierścień jest bez wartości. Wartość ma tylko wspomnienie o Marqusie. – łyknął ze szklanki i podał skręta Steavowi. Sam zaczął usypywać drugi.
- Nie musisz go brać. – dodał na koniec do Amorsis.
Offline
- Wezmę go jeżeli to jest dla Ciebie takie ważne, ale Ty musisz coś ode mnie przyjąć. Elfka sięgnęła do torby i wyciągnęła amulet na rzemyku.
- Ja mogę odwdzięczyć się tylko tym. Ten amulet zawsze będzie Cię chronił od złych mocy. Chcę żeby to była także pamiątka po mnie. No wiesz teraz, kiedy będziemy razem walczyć to będziemy ... przyjaciółmi? Po raz kolejny na jej twarzy rozbłysnął różowy odcień. Potem dodała:
- I mam nadzieję, że następnym razem powiadomisz mnie wcześniej o swojej wizycie, co przyjmę Cię godnie, bo dzisiaj było mi trochę głupio, że mnie nie zastałeś, ale rozumiesz sprawy lasu. Na twarzy Amorsis pojawił się ciepły uśmiech i iskierki w oczach.
Offline
- Od złych mocy... – powtórzył Ezamel, lekko sceptycznie – Myślę, że najlepszą ochroną przed złymi mocami jest mój półtoraręczny miecz. Ale dobrze, dziękuję. – zawiesił amulet na szyi i zapalił tytoń Erica. – Demony i Szary Zastęp, czyli ja i moi ludzie, nie zapowiadamy się. Nie chciałem zostać przyjęty, bo nie mógłbym się odwdzięczyć. – spojrzał na tlący się papieros – Czy i także jego chcesz z nami upamiętnić? Eric, jestem tego pewien, nie opuściłby mnie, jeśli przyjdzie mi szturmować piekielne bramy.
Offline
- A czy ja opuszczę cię pod bramami do piekła? Czy będę miał wątpliwości? – zapytał całkiem poważnie Steav.
- Nie. Ty nie. – odparł Ezamel.
Na odmowę Amorsis wzruszył ramionami.
- Wszyscy umrzemy i zostaniemy zapomniani. Szkoda tylko, że oni już mają pierwszą z tych rzeczy za sobą, a my nie. Przynajmniej ja. A ty nie wiesz, Amorsis, w co wchodzisz. Uciekaj stąd. Nic nie wiesz o Szarym Zastępie, ani o wojnie, która tutaj trwa.
Steav milczał.
Offline