RPG
Ezamel zgarbił się niemal do ziemi, Amasjusz zaśmiał się i powiedział bardzo powoli.
- Planujemy najechać Cesarza. Na jego miejsce obsadzić jakiegoś człowieka. Ja jestem za najazdem, krasnal raczej przeciw, Ezamel nie wiadomo, a ty?
Offline
Amorsis zaczerwieniła się i z fochem odpowiedziała - Nie wiem. Nie jestem dobra w te klocki. Przecież jestem tylko głupiutką, rudą elficą, prawda? - spojrzała na Ezamela, Amasjusza i Krasnoluda. - Moje zdanie powiem jak je znajdę i na pewno nie na takie forum, tylko Ezamelowi, bo tylko on mnie rozumie.
Offline
- To ona nie z nami? Nie z nami trzyma ona? – zapytał krasnolud.
- Kto nie z nami, ten przeciw nam. – zanucił Amasjusz.
- To słowik śpiewał, czy ty, wampirze? – zadrwił Sgahr.
- A jak myślisz, karłowaty włochaczu?
- Że to zniewieściałe gardło chodzącego trupa.
- Oż ty...
- Stulić mordy. – krzyknął Ezamel i wzruszył ramionami – Albo na forum o takich sprawach, Amorsis, albo wcale, podejmujemy decyzje wspólnie, nie inaczej. Wiem, że to niewygodne, zwłaszcza, jak współpracuje się z takimi warchołami...
- Inaczej do mnie mówiłeś ostatniej nocy. – mrugnął Amasjusz.
- A do mnie tak mówił właśnie... – dorzucił Sgahr.
- ...którzy odreagowują swój stres barowymi docinkami. – skończył Ezamel.
Offline
- Mam nadzieję mieć życie i tu, i tam... – mruknął Amasjusz.
- Kolejność jest do dyskusji, chodzi o to, czy mamy w ogóle kiedyś atakować cesarza...
- A kiedy? Jak się zbierze do kupy? – zdenerwował się wampir.
- A my jesteśmy zebrani? Na „hurra” idziemy obalić Cesarza? – odwarknął Ezamel. – Nie podoba mi się zabijanie ludzi dla ludzi.
- Lepiej ich zabijać, jak przyjdą z rozkazu Cesarza, co nie?
- Sumienie.
- Statystyka.
- Złe liczby.
- Zła wojna.
- Się was zagadki trzymają, patyczaki. – żachnął się Sghar. – Ale teraz co? Moich krasnoludów zostawisz, aż wrócisz z piekła? Szalonyś?
- Ilu ich masz?
- Dużo, bardzo dużo, ale nie dość, by samemu pozbyć się niebezpieczeństwa, o nie.
- Jakie wsparcie?
- Iluzjoniści, żelazna artyleria, parę gigantów, prototypy wozów bojowych.
- Dodaj druidów i magów Amorsis – pokiwał głową Amasjusz – Plus mnie, moich adeptów, ciebie, tradycyjne machiny i co masz?
- Siła jak diabli. Ale co powiedzą na fakt, że zamiast do piekła idziemy podbić Cesarstwo, i że to wcale nie będzie koniec? – Ezamel wyciągnął butelkę wina, łyknął i podał ją Amorsis – Cesarza wszyscy znają, wiedzą, jaką jest potęgą.
- Plus siły Consiliusa... – dodał Amasjusz.
- Przeciwko niezliczonym rzeszom rycerzy, cesarskich czarodziei, lodowych elfów, barbarzyńców i Stwórca jeden wie, jakich cudów. No i te słynne zamki, mury... To nie będzie jedna bitwa, tylko cała kampania. – brnął dalej Ezamel.
- Puścimy szpiegów i zobaczymy. – zaproponował Amasjusz.
- Co? Co? – zdenerwował się krasnolud – Zobaczymy, jak moje państwo powoli jest podbijane? Co?
- Nie panikuj. Jeszcze nic się nie stało, nie wypowiedzieli ci wojny.
- Oj my se pogadamy zaraz. – wycedził krasnolud.
Offline
Amorsis oddała butelkę Ezamelowi - Nie chcę - mruknęła, a potem spojrzała mu prosto w oczy - Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że elfy są rodziną, dlaczego więc nie możemy z Consiliusem przekonać przywódcę lodowych elfów? Przecież możemy spróbować
Offline
Przekazał butelkę Sgharowi, który napił się z uśmiechem i dał wino Amasjuszowi.
- Nie tym razem, białasy mają za dużo korzyści z Cesarstwa, żeby go zdradzać. - powiedział Amasjusz - To nasze wino... - dodał patrząc na galon. - Masz jeszcze?
- Mam. Z lodowymi się nie dogadamy inaczej, jak mieczem. Pewnie dopiero po ich porażce będą chcieli zmienić stronę. - oznajmił Ezamel.
- Czyli na nich pójdziemy najpierw? - zapytał Sghar.
- Jeżeli w ogóle pójdziemy, to tak.
- A plemiona i inne mniejsze królestwa? - wyrzucił z siebie Amasjusz, gdy oderwał się od butelki i oddał ją Ezamelowi.
- To ich lennicy, wystawią swoje wojska. Nie mamy im nic do zaproponowania, pokonani raz będą nam już ulegli.
- Amorsis, a czy wystawisz jakąś swoją armię, jeśli będzie trzeba? - zapytał Amasjusz - Nie, żeby twoi magowie to było mało, wręcz przeciwnie, ale parę setek dodatkowych mieczy zawsze się przyda.
- Wolałbym zaopatrzenie. - machnął ręką Ezamel i upił wino - Z tym będziemy mieli kłopot.
- Chociaż to...
Offline
Amorsis pomyślała - W końcu jestem następcą tronu Zielonych Elfów. Hmm.. ile mamy dni? Musiałabym jechać do ojca i otrzymać wsparcie, jadło i napitek. Mogą być też trzy smoki jako broń, no i jeden stary wilk, o ile mnie znajdzie. - Amorsis posmutniała nie widziała Nokturnusa już bardzo długo - Więc jak będzie?
Offline
- A z czego to oddamy? – Ezamel pokręcił głową, z niewiadomego powodu zdenerwowany – Nie wszystko, zaopatrzenie przede wszystkim.
- Smoki, Ezamelu! – Amasjusz zatarł dłonie. Butelka krążyła między mężczyznami. – Toż to latająca żelazna artyleria!
- Noo! Nawet lepiej, tak, tak! – poparł go Sghar.
- Zaopatrzenie i smoki. Plus jakiś batalion dla ciebie, tylko nie więcej, niż tysiąc łuczników. – powiedział Ezamel – Bo z łucznikami krucho, co?
- W sumie nie, ale taki tysiączek wypełniłby nasze braki. – rzekł Amasjusz. – Magów mamy dość, jest wsparcie, jest siła, zaopatrzenie będzie, jak mówi Amorsis... No to tylko formować armię!
- Armia Zero, to Szare Płaszcze. – oznajmił z dumą Ezamel. – Mała, ale...
- Mały, ale wariat – zaśmiał się Amasjusz. Spostrzegł tasakujący wzrok Ezamela i dorzucił od niechcenia – No przepraszam.
- Generałem armii będzie Wazowski. Czarną Armię poprowadzi Consilius, Żelazną Armię – Sghar, a ty, Amasjuszu, jak nazwiesz swoją?
- Armia Amasjusza. – rzucił wampir.
- No daj spokój.
- Legiony Szpicy, oczywiście.
- Jednostki Amorsis też trzeba jakoś nazwać. Hm? – spojrzał na Amorsis.
Offline
- Wyślij mu orła z wiadomością, szkoda czasu na jazdy przez pół świata. – powiedział Ezamel – No chyba, że nie chcesz zabezpieczyć swojego gaju do twojego powrotu.
- Nie ma wina. – zakomunikował Amasjusz. Ezamel bez słowa wyciągną drugą butelkę, dał Amasjuszowi, który rozdał wszystkim mocno skręcony aromatyzowany tytoń.
Offline
Amorsis spojrzała znacząco na Ezamela - Przecież mogę się teleportować z mojego gaju. Będzie łatwiej. Tylko Ty, Ezamelu musisz pójść ze mną, bo ja nie wiem, co Ci się najbardziej przyda. To jak? Gaj, mój ojciec i bitwa? - Amorsis uśmiechnęła się - No a teraz może i ja skosztuję jakiegoś trunku co? - mrugnęła zalotnie do Ezamela
Offline
- Nie bitwa, ale kampania. - sprostował Ezamel i podał jej butelkę wina. - Zobaczymy.
- Powiedz, boisz się, że stracisz większość sił na Cesarza. - prowokował Amasjusz.
- Tak. Bo Cesarz nie jest moim celem. A ja nie jestem jego, jemu chodzi o bramy, tak, jak mi.
- Ale marzą ci się wspaniałe czasy Wielkiego Cesarstwa.
- Ano. Tylko, że wszystko poszło za bardzo w imperializm, za dużo ziem, za dużo plemion, by nad tym zapanować.
- Zawsze można zmienić ustrój... - zaproponował wampir.
- W każdym chodzi tylko o władzę.
- Jednak nie powiesz, że w każdym tak samo żyje się zwykłym ludziom.
- Nie obudzisz we mnie żadnych idei,
Offline
Mężczyźni popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
- Cały czas działamy, trudno robić coś więcej niż gadanie, gdy maszerujemy. Tak na żywioł nie warto iść. - powiedział Ezamel.
- Z Eleen szedłeś na żywioł. - wyszczerzył zęby Amasjusz - Tak bardzo, że musiałem zmienić pokój, bo zza ściany całą noc słyszałem twoje wykrzykiwane imię.
Ezamel, nieco zarumieniony, pchnął go w śnieg. Wampir wstał, otrzepał się i dorzucił:
- Po prostu spontaniczność czasem opłaca.
- Wiesz, jak to się skończyło, prawda?
- Prawda. - przyznał Amasjusz, już całkiem poważny.
Offline